Bartłomiej Kopera: Jestem dumny z tego, że jestem ełkaesiakiem

Walczy w oktagonie, wspiera w przygotowaniach swojego brata, a na dodatek pomaga w szkoleniu młodym wojownikom ŁKS-u. W 13 odcinku cyklu „Rozmowy przy U2” porozmawialiśmy z Bartłomiejem Koperą, zawodnikiem mma i kibicem biało-czerwono-białych.

Bardziej stresujesz się walkami swoimi, czy jednak Łukasza?

– Zdecydowanie brata. W swoich walkach nie czuje zazwyczaj w ogóle stresu. Wiem jak ciężko pracuje i co robię, wszystko jest zależne ode mnie, więc nie mam ciśnienia i stresu. Robię to od siódmego roku życia, walczę, więc to już kawał życia. A jeżeli chodzi o brata, to patrzę tylko z boku, pomagam jak mogę, ale stres jest większy, dużo większy.

A to, że ty podczas walki jesteś w jego narożniku, a on w twoim pomaga jakoś w motywacji w samym już oktagonie?

– To jest ważne. Dlatego zawsze, co by się nie działo jeden i drugi zawsze jest u siebie w narożniku, bo to wsparcie jest potrzebne i jest dla nas ważne. Łukasz uczestniczy w moich przygotowaniach, ja uczestniczę w jego i nie wyobrażam sobie, żebym nie miał go w narożniku.

Przygoda ze sportami walki w waszym przypadku też rozpoczęła się wspólnie?

– Razem zaczęliśmy treningi judo, które ja trenowałem mniej więcej 10 lat, a Łukasz 8. On trochę wcześniej zrezygnował na rzecz brazylijskiego ju-jitsu i mma, a ja po dwóch latach dołączyłem do niego i poszedłem jego śladami.

Teraz cały czas jesteście ze sobą podczas treningów, przygotowań, walk. Nie masz czasami dość brata?

– Nie. Mamy bardzo dobry kontakt. Nie często jest tak wśród rodzeństwa, że rodzeństwo trzyma się aż tak dobrze, a my mamy naprawdę dobry kontakt. Czasami śmiałem się po walce, że tydzień nie chcę go widzieć nawet, bo uczestniczyłem w jego zbijaniu wagi i ogólnie życiu 24 na dobę praktycznie, ale to były tylko żarty i następnego dnia znowu się widzieliśmy. Także nie, nie mam go dość. Cieszę się, że mogę mu pomagać, spędzać z nim czas. Znamy się całe życie, wiemy, jak zachować się w naszych trudniejszych momentach podczas przygotowań. Cieszę się, że mamy taki kontakt.

Bartłomiej Kopera z bratem Łukaszem fot. Bartłomiej „Małpa” Kopera

O braterskiej relacji wiemy wszystko, możemy przejść do Ciebie. Jak trafiłeś do KSW?

– Walczyłem w drugiej organizacji wtedy w Polsce – w FEN-ie. Tam miałem walczyć o pas, ale droga z tej organizacji, jeżeli jesteś wiodącym zawodnikiem, często jest dość automatyczna. Tak pokazało życie. Jestem w sportach walki już tyle lat i wydaje mi się, że podpisałem kontrakt z KSW będąc dosyć rozpoznawalnym nazwiskiem w Polsce. To był taki naturalny angaż, tak mi się wydaje.

Czujesz, że tę szansę, którą dostałeś od KSW wykorzystałeś, czy jednak można było zrobić coś lepiej?

– Wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej i nie raz podjąłem zapewne złą decyzję patrząc na moją karierę albo czas. Ale ja wyciągam z tego lekcje. Teraz mam nieco gorszy moment, ale jestem coraz lepszym zawodnikiem, wyciągam wnioski. Mogłem wiele rzeczy zrobić inaczej jak na przykład nie wchodzić do walki kontuzjowanym bardzo mocno i nie mogąc przepracować pełnego okresu przygotowawczego. Ale ambicja, dusza wojownika i chęć walki podpowiadała mi, żebym to zrobił mimo wszystko. Takie jest życie, taki jest sport. Często jest tak, a już zwłaszcza w mma, że sportowcy nie wchodzą w pełni przygotowani do walki, ponieważ były jakieś urazy podczas okresu przygotowawczego. Ja podjąłem ryzyko i z perspektywy czasu można powiedzieć, że się nie opłaciło. Ale ja tak tego nie dobieram, dzięki takim walkom też się rozwijam, jestem coraz lepszym sportowcem.

Przy okazji kulisów meczu ŁKS-u z Pogonią Szczecin na ŁKS TV powiedziałeś takie zdanie: „Na ŁKS-ie może zabraknąć umiejętności, ale nigdy charakteru”. Ty się tym hasłem kierujesz na co dzień?

– Oczywiście, że tak. Ogólnie głowa i mental często w sportach walki są ważniejsze od umiejętności. W kryzysowych sytuacjach to odróżnia prawdziwych wojowników i mistrzów. Po charakterze można pozwać prawdziwego wojownika. Każdy w walce ma kryzys i wygrywa ten, kto sobie z tym kryzysem poradzi. A do tego ważny jest charakter, ambicja i wola walki. Mam nadzieję, że tego na aleja Unii nigdy nie zabraknie.

 

Do ŁKS-u wrócimy za chwilę, bo nie sposób nie zapytać – czy ty wiesz już jaka czeka cię przyszłość w mma?

– Czekam tak naprawdę, jakieś rozmowy się toczą, zobaczymy. Nie mam nic klepniętego, więc nie chcę nic mówić póki co. Chciałbym jeszcze zawalczyć przed wakacjami, więc okres jest napięty, a sytuacja pandemiczna jest niekomfortowa nawet pod względem trenowania i przygotowywania się. Teraz tak naprawdę skupiałem się na przygotowaniach i walce brata, dopiero teraz mogę o tym mocniej myśleć i zastanawiać się co dalej ze mną.

Ostatnie pytanie o twoją przygodę z mma będzie dotyczyć Łodzi, bo właśnie tu stoczyłeś trzy z czterech walk dla KSW. Dwa razy miałeś okazję walczyć w Atlas Arenie i raz, pandemicznie, w Hiltonie. Wychodzenie do oktagonu na „swoim” terenie pomaga w dodatkowej motywacji?

– Oczywiście, że tak. Kiedy na galach byli jeszcze kibice, to ja miałem tak naprawdę najlepszy doping ze wszystkich zawodników, mimo, że walczyłem na jednej gali z takimi zawodnikami jak Mariusz Pudzianowski, Michał Materla, Mamed Khalidov, czy Damian Janikowski. Dla mnie to było mega wyróżnienie. Nie jestem osobą jakąś bardzo popularną wśród zwykłych fanów, a miałem najlepszy doping na hali. Jak najbardziej to jest motywujące, gdy jest ten ciężki moment w walce i słyszysz jak masa osób cię wspiera, kibicuje i trzyma za ciebie kciuki. Cieszę się, że mam takie grono kibiców i mam nadzieję, że będą ze mną cały czas.

Wyjście do oktagonu Bartłomieja Kopery podczas KSW 47 w łódzkiej Atlas Arenie źródło: KSW

Pamiętasz, jak trafiłeś na swój pierwszy mecz na ŁKS-ie?

– Na pewno zabrał mnie starszy brat. Jaki to był mecz niestety nie pamiętam. Nawet jakbym bardzo chciał sobie przypomnieć, to było to tak dawno temu, byłem młody i nie mam absolutnie pojęcia. Ale na pewno zabrał mnie brat.

A pamiętasz jak dawno temu to było?

– Na pewno byłem wtedy w podstawówce. Czyli z 20 lat temu to było, może 18. Musiałbym usiąść i naprawdę mocno pomyśleć, który to był rok.

To była miłość do ŁKS-u od pierwszego wejrzenia?

– Czy miłość od pierwszego wejrzenia nie wiem. Cieszyłem się z tego, że brat wziął mnie na mecz i mogę być wśród jego kolegów, których znałem. Zazwyczaj byłem najmłodszy w towarzystwie. To był na pewno dobrze spędzony czas. Z czasem bardziej interesowałem się piłką nożną, tym co dzieje się wokół klubu i to stopniowo się rozwijało.

Wiem, że przed pandemią zdarzało ci się pojawiać również na meczach siatkówki.

– Oczywiście, że tak. Wspieram jak mogę. Jak mam czas, jakiś luźniejszy okres między walkami, czy siłę podczas przygotowań, to staram się wspierać. Ja czuję ogromne wsparcie dlatego, że jestem sympatykiem Łódzkiego Klubu Sportowego i tak samo staram się odwdzięczać i wspierać innych sportowców ŁKS-u.

W tej pandemicznej otoczce miałeś okazję oglądać mecz ŁKS-u na żywo, ze stadionu. Dziwniejszym uczuciem jest oglądanie spotkania bez gwaru kibiców, czy ze strefy sky-box?

Ze strefy sky-box mecze oglądałem już wcześniej, bo chociażby na awansie do ekstraklasy tam byłem. Ale ogólnie bardzo specyficzne jest oglądanie meczu bez kibiców. Ja osobiście liczę, że szybko się to zmieni. Widowisko dużo traci na jakości, odbiorze i klimacie tego wszystkiego, bo gaśnie ten fanatyzm.

Na trybunach ŁKS-u jest sporo kibiców takich jak ty, czy twój brat – wojowników walczących w zawodowym mma czy boksie. Masz okazję czasami się z nimi przecinać?

– Większość osób, które startują czy walczą przeciera się przez Zenith, bo jeżeli chodzi o mma, ogólnie parter, to Zenith jest topowym klubem w Łodzi, a nawet i w Polsce. Jeżeli ktoś to robi to zazwyczaj znajduje się z nami na salce, więc znamy się wszyscy i często trenujemy razem.

Możemy nazwać Zenith ełkaesiackim klubem?

– Na pewno jest bardzo mocno powiązany, bo dużo chłopaków u nas trenuje. Są też na pewno ludzie, którzy nie chodzą na mecze. Gdybyśmy mieli zastanowić się jacy kibice trenują w Zenithcie, to byliby to sympatycy ŁKS-u. Ale nie jest tak, że jeżeli nie jesteś kibicem, to nie masz tu wejścia.

Zawodnicy trenujący w Zenith Fit Fabric Łódź po wspólnym treningu fot. Zenith Fit Fabric Łódź

Trenowanie w gronie sympatyków ŁKS-u pomaga jakoś w motywacji i wylewaniu kolejnych potów na treningach?

– My wszyscy znamy się ze stadionu, z treningów. To są moi dobrzy koledzy. Jak chodzisz na salę, to często nie myślisz o tym co kto robi na co dzień w życiu, kim jest, tylko po prostu robisz dobrą robotę. Ja się cieszę, że wśród mnie są koledzy, z którymi później idę na mecz i cieszę się, że oni trenują z nami, a ja trenuję z nimi.

A widzisz wśród tych ełkaesiaków, z którymi trenujesz kogoś, kto może zrobić dużą karierę w sportach walki?

– Jest dużo młodych chłopaków, nie chciałbym tutaj teraz wymieniać. Wiem, że każdy z nich, jeśli nadal będzie robił taką robotę, jaką robił przed pandemią, to może zaistnieć w polskim mma. Jest spory potencjał, naprawdę robią fajną robotę, widać, że są skupieni. W tym wszystkim najważniejsza jest ciężka praca. Talent to jest tylko jeden z wielu czynników, ale w mma ważniejsza jest ciężka praca niż talent i jeśli ktoś jest mniej uzdolniony, ale naprawdę ciężko pracuje, to może bardzo dużo osiągnąć. Jest u nas bardzo dużo młodych chłopaków, którzy mają potencjał, a to czy go wykorzystają zależy już tylko od nich. Ja bardzo ich wspieram, staram się pomagać jak mogę i liczę, że paru chłopaków naprawdę zaistnieje.

Wspomniałeś, że starasz się pomagać młodszym wojownikom. Jesteś osobą stosunkowo doświadczoną, w końcu masz za sobą 16 walk zawodowych. Wcielasz się czasami rolę mentora?

– Jestem też trenerem na Zenithcie, więc raczej starszego kolegi niż mentora. Jestem trenerem, który stara się ich ukierunkować na sport i wyniki sportowe, żeby się rozwijali i walczyli. Staram im się po prostu pomagać jak mogę. Jeszcze póki walczę, to ta trenerka jest jedynie dodatkiem, skupiam się na sobie, ale jak mogę, to pomagam, tak po koleżeńsku.

Wróćmy do tej sfery piłkarskiej, ale i treningowej. Przed KSW 53 miałeś okazję być na treningu ekstraklasowego ŁKS-u. Takie zaproszenia pomagają w budowaniu przywiązania do klubu i motywacji?

– Oczywiście, że tak. To była bardzo fajna sprawa, fajna inicjatywa. Napędza to dodatkowo i daje fajnego kopa. Z piłkarzami ogólnie mieliśmy okazję często się spotykać i rozmawiać, bo oni też trenowali tam, gdzie my na siłowni i często mijaliśmy się o tych samych godzinach. Znamy się z większością i cieszę się, że oni w ten sposób pokazali, że mnie wspierają.

Bartłomiej Kopera po treningu piłkarzy ŁKS fot. ŁKS Łódź

Skoro znasz piłkarzy, wiesz, jak wygląda ich sytuacja to nie sposób nie zapytać – czy twoim zdaniem ŁKS awansuje w tym sezonie do ekstraklasy?

– Nie widzę innej możliwości. Chłopaki piłkarsko są zdecydowanie najlepsi w tej lidze. Trochę mamy ostatnio gorszy moment, trochę punktów pouciekało, ale wierzę, że ta forma, która, patrząc z boku, jest jeszcze poszukiwana, na końcówkę i mecze z najtrudniejszymi rywalami będzie. Liczę, że awans przyjdzie spokojnie, bez baraży. ŁKS na to zasługuje piłkarsko, organizacyjnie i ja nie widzę innej możliwości, żeby to się nie stało.

Zadałem to pytanie nie bez powodu. Patrząc na ŁKS w tym sezonie i na twoją karierę w mma można znaleźć pewne powiązania. Przez jakiś czas była mocna forma, teraz jest jej nieco mniej, ale i przed tobą i przed ŁKS-em jest sporo do ugrania. Czy ty czujesz, że potencjał, który masz w sobie nie jest jeszcze do końca pokazany?

– Zdecydowanie tak. Jakiś czas temu w końcu udało mi się odzyskać pełnie zdrowia i już teraz myślałem, że zrobię więcej, a dałem chyba najgorszą walkę w karierze. Ale to też wynikało z taktyki mojego rywala. Jemu tą taktykę udało się zrealizować, ale to była zdecydowanie moja najlepsza forma, której nie udało się pokazać. Ale jeszcze wiele osób zaskoczę. Ja się rozwijam cały czas, wiem, że z walki na walkę jestem coraz lepszy. Chcę się jeszcze pokazać i myślę, że tak się stanie. Każda zła passa kiedyś się kończy i liczę, że w moim przypadku jest już właśnie koniec, a ja wrócę na te tory, na których chciałbym być.

A jest coś, do czego chciałbyś dojść w zawodowym mma?

– Na razie o tym nie myślę. Zwłaszcza, że jestem na takim etapie kariery, na jakim jestem. Chcę wygrywać najbliższe walki, mam nadzieję, że minimum dwie w tym roku. Ja chcę być najlepszy, walczyć z najlepszymi i to jest mój cel. A gdzie to będzie? Tam, gdzie będą najlepsi przeciwnicy dla mnie.

Widzę, że podejście do walk z najlepszymi masz takie samo jak swój brat.

– Oczywiście, że tak. Łukasz jest topowym zawodnikiem, walczy w bardzo, bardzo mocnej organizacji z bardzo mocnymi przeciwnikami. Myślę, że i ja, i on udowodnimy, że zasługujemy na walki z najlepszymi.

Jest jakiś moment związany z ŁKS-em, który ty będziesz pamiętał latami?

– Myślę, że awans do ekstraklasy. Wszystko było naprawdę fajnie zorganizowane. Ja pamiętam czasy organizacyjne, kiedy na ŁKS-ie nie wszystko było takie kolorowe. Jeździłem na IV ligę i kiedy ŁKS zaczynał wszystko od początku ja byłem dalej przy tym klubie, jeździłem na wyjazdy, chodziłem na mecze. I ten awans pokazał, że czas został naprawdę dobrze spożytkowany i organizacyjnie i sportowo ten klub naprawdę się odrodził. Jest sporo fajnych momentów związanych z ŁKS-em, które będą wspominał przez całe życie, ale ten na pewno jest jednym z lepszych.

Wspomniałeś, że jeździłeś na IV ligę. W tych przedpandemicznych czasach zdarzało ci się pojawić na wyjeździe?

– Jeżeli nie jestem w przygotowaniach i mam siły, to staram się być na każdym wyjeździe. Jestem czynnym kibicem ŁKS-u i wspieram drużynę jak mogę. Wiadomo – jeżeli mam okres sparingowy, jestem gdzieś blisko walki, to ciężko to wszystko pogodzić, bo jednak sport jest dla mnie bardzo ważny.

Bartłomiej Kopera po treningu w Zenith Fit Fabric Łódź fot. Bartłomiej „Małpa” Kopera

A nie boisz się tego, że bycie zadeklarowanym kibicem może zamknąć ci w niektórych przypadkach drogę na szczyt w mma?

– Nie. Myślę, że już ta łatka kiboli, pseudokibiców lub innych dziwnych nazewnictw wobec kibiców minęła. Już ludzie przekonują się, że kibice to normalni ludzie i często bardzo dobrze wykształceni, inteligentni. Więc nie mam z tym w ogóle problemów. Ja nie będę ukrywał skąd jestem, skąd pochodzę i skąd się wywodzę, bo to jest część mojego życia, która była ze mną od małego. Dlaczego mam się wstydzić czegoś, z czego jestem dumny? A jestem dumny z tego, że jestem ełkaesiakiem.

Ostatnie pytanie – czego możemy życzyć ci w najbliższym czasie?

– Zdrowia. Przede wszystkim zdrowia i trochę tego sportowego szczęścia, którego w mojej opinii w ostatnim czasie mi brakowało. A resztę już zrobię samemu.

Z Bartłomiejem Koperą rozmawiał Dęder.