Kamil Dankowski: Przyszedłem do ŁKS z myślą, żeby zrobić awans do Ekstraklasy

„Rozmowy przy U2” to nowy wyjątkowy cykl, w którym będziemy na łamach ŁKSFANS przeprowadzać wywiady z zawodnikami oraz trenerami wszystkich sekcji Łódzkiego Klubu Sportowego. W pierwszym odcinku porozmawialiśmy z obrońcą Kamilem Dankowskim. 

Były zawodnik Śląska Wrocław opowiedział nam o procesie aklimatyzacji po przenosinach do Łodzi, o rundzie wiosennej, ale także m.in. o zbliżających się wielkimi krokami 66. Derbach Łodzi. 

Na początek chciałbym Cię zapytać jak się czujesz w Łodzi? Jesteś już w klubie prawie pół roku. 

– Łódź znałem już troszkę, bo mieszkałem trzy miesiące w tym mieście, kiedy miałem kontuzję i przechodziłem rehabilitację na ulicy Żeligowskiego. Wiadomo, nie poznałem Łodzi wtedy tak dobrze, oprócz okolic, w których mieszkam. Zaaklimatyzowałem się bardzo szybko, bo chłopaków niektórych już znałem czy to z kadry, czy z meczów, w których graliśmy przeciwko sobie. To wszystko bardzo szybko poszło i jestem mega zadowolony.

A o samej organizacji klubu co możesz powiedzieć?

– Jak przyszedłem do ŁKS, to byłem w bardzo dużym szoku, po względem organizacji i profesjonalizmu w klubie. Wszystko w klubie jest przygotowane na tip-top. To bardzo zwróciło moją uwagę, bo ludzie mówią, że klub z pierwszej ligi, a wszystko jest profesjonalnie przygotowane.

Chyba Ekstraklasy tylko brakuje.

– Tylko tego brakuje, ale mamy nadzieję, że to się niedługo zmieni.

W ostatnich latach grałeś w Ekstraklasie. W mediach pojawiały się informacje, że byłeś blisko Jagiellonii Białystok czy Lechii Gdańsk. Czym ŁKS skusił Cię, żebyś trafił do I ligi?

– Był temat Jagiellonii, ale coś tam nie wyszło na samym końcu. Czekałem też na klub z zagranicy, ale byłem cały czas w kontakcie z dyrektorem Przytułą. Byliśmy na kilku spotkaniach razem z tatą i dyrektor przekonał nas całą wizją klubu – ludźmi, którzy tutaj pracują, trenerem, jaki jest w klubie, zawodnikami czy celem, o który chcemy grać. Wówczas w Śląsku byłem na straconej pozycji. Mój kontrakt też komuś przeszkadzał w klubie i potrzebowałem gry. Wiedziałem, że mogę przyjść do ŁKS i walczyć o skład, bo za darmo nic nie ma. Przyszedłem z tą myślą, że wszyscy w klubie chcą zrobić awans. To by była fajna sprawa uczestniczyć w tym. Mam nadzieję, że to się uda.

Wracając do tematów stricte piłkarskich. Jak oceniasz tę rundę w wykonaniu ŁKS?

– To była naprawdę bardzo dobra runda do ostatnich pięciu spotkań. Po 11 kolejkach mieliśmy same zwycięstwa i tylko jeden remis z Arką Gdynia. Później coś tam się zacięło od meczu z Radomiakiem. Może również mieliśmy mniej szczęścia niż w poprzednich meczach. Jeszcze z Górnikiem Łęczna też zagraliśmy słabiej jako drużyna. Nie mieliśmy wtedy jakiegoś większego pomysłu. Mecz z Miedzią kończyliśmy z dziesiątkę, przegrywaliśmy 0:2, wyrównaliśmy na 2:2 i mogliśmy ten mecz nawet wygrać. Błędy indywidualne też zrobiły swoje, ale ja nie jestem od tego, aby to oceniać – od tego mamy trenerów. Teraz przed nami obóz i trzeba nad tym pracować, żeby takich błędów nie popełniać i wyciągnąć z tego wnioski. Najbardziej z tych ostatnich meczów, bo coś lekko zwolniło i trzeba to naprawić.

W trakcie rundy jesiennej występowałeś na obu bokach obrony. Jesteś nominalnym prawym obrońcą i miałeś też dobre spotkania na lewej stronie. Jaka jest Twoja opinia na ten temat? Gdzie czujesz się najlepiej? 

– Gdy grałem w młodzieżowej kadrze, to ani jednego meczu nie rozegrałem na prawej obronie. W Śląsku też mam 30 spotkań na lewej stronie defensywy. Gdy przychodziłem do ŁKS, to wiedziałem, że może być taka potrzeba, że będę musiał występować na lewej obronie. Nie mam z tym problemu. Gdzie mnie trener wystawi, tam będę starał się pokazać z jak najlepszej strony. Nie jestem takim zawodnikiem, który marudzi, że musi grać nie na swojej nominalnej pozycji. Grałem też na prawej pomocy, a nawet zdarzyło się, że występowałem jako defensywny pomocnik czy lewy pomocnik. Na pewno najlepiej się czuję na prawej obronie, ale jak jest potrzeba, to gram na lewej obronie. Lewa noga mi nie przeszkadza. Fajnie być uniwersalnym zawodnikiem, bo zawsze jak jest potrzeba to można zastąpić kogoś np. właśnie na tej lewej obronie.

Dzięki uniwersalności też wzrastają Twoje szanse, aby grać częściej. 

– Dokładnie, tak to wygląda. 

Do klubu trafił teraz lewy obrońca Adam Marciniak, więc może będziesz już stricte występował na prawej obronie. 

– Wiadomo jak to jest w trakcie sezonu. Zdarzają się kontuzje i kartki. Trzeba być gotowym cały czas.

Nie grałeś dotychczas w I lidze, bo przez całą karierę głównie byłeś piłkarzem klubu ekstraklasowego. Co po tej rundzie możesz powiedzieć o tych rozgrywkach?

– Na pewno jest to liga, która głównie bazuje na fizyczności. Ważne są cechy wolicjonalne. Wydaje mi się, że nie ma między I ligą, a Ekstraklasą takiej bardzo dużej różnicy. Wiadomo w Ekstraklasie jest więcej piłkarzy, którzy potrafią zrobić różnicę. W I lidze też zdarzają się zawodnicy, na których trzeba zwrócić dużo większą uwagę. Nie ma słabych drużyn w pierwszej lidze i my nikogo nie lekceważyliśmy. Na każdą drużynę się nastawiamy jak na najważniejszy mecz. Nie możemy sobie pozwolić na takie głupie mecze, jakie nam się przytrafiały w ostatnich pięciu kolejkach. Potraciliśmy zbyt dużo punktów i nie byliśmy z tego zadowoleni.

Wracając do tego, co tu i teraz. Za wami pierwszy tydzień przygotowań do rundy wiosennej. Akumulatory naładowane? 

– W pierwszym tygodniu mieliśmy bardzo dużo testów wydolnościowych, szybkościowych i testów na siłowni. Wszystko poszło zgodnie z planem. Z piłkami trenujemy pod balonem na sztucznym boisku. Pracujemy na tyle, na ile pozwala nam murawa. Trenerzy mają wszystko przygotowane. Na pewno już czuć te treningi w nogach, bo tydzień minął. Wszyscy są zdrowi. W piątek w nocy wylatujemy na obóz. Tam pewnie już zacznie się praca typowo piłkarska, aby przygotować się do pierwszego meczu z Legią.

Zimą do ŁKS dołączyło trzech nowych zawodników. Czy możesz powiedzieć, że zespół jest jeszcze silniejszy niż w rundzie jesiennej?

– Na pewno dobrzy zawodnicy przyszli do klubu. Dobrym przykładem jest Adam Marciniak. Doświadczony gracz z wieloma spotkaniami w Ekstraklasie. To nie jest przypadek, że tyle meczów rozegrał. To będzie bardzo dobre wzmocnienie. Mikkel Rygaard piłkarsko bardzo dobrze wygląda, a Piotrek Janczukowicz to młody zawodnik i widać, że ma to coś w sobie i to będą transfery na pewno na plus. Zobaczymy, jak to będzie w sparingach.

Ważnym aspektem będzie też pewnie to, że Marciniak jest ełkaesiakiem i będzie kolejnym mocnym charakterem. Co wam może tylko pomóc. 

– Tacy ludzie są na pewno potrzebni. Jest wychowankiem i to fajna sprawa dla niego, ale także dla kibiców, którzy go pamiętają.

Wiesz oczywiście, jaki mecz się szykuje w Łodzi w marcu?

– Jasne. Derby Łodzi.

Patrząc na Twoje doświadczenie derbowe to występowałeś w czterech meczach z Zagłębiem Lubin, ale to nie były mecze dwóch klubów z jednego miasta. Na pewno to też były ważne derby dla tych klubów, ale jednak gra z drużyną z tego samego miasta wyzwala inne emocje. 

– Derby, gdy są dwa kluby w jednym mieście, to zupełnie co innego. Wiem, jakie tutaj są mecze ŁKS-u z Widzewem. Na pewno będzie trzeba powtórzyć to, co zrobiliśmy w poprzedniej rundzie na wyjeździe. Musimy wygrać i pokazać kto rządzi w Łodzi. Największym bólem dla piłkarzy i kibiców jest to, że przez pandemię raczej zabraknie kibiców na tym meczu. Wiadomo, że my nie możemy skupiać się na tym co dzieje się z boku na trybunach, ale oczywiście to fajne uczucie, gdy słyszysz doping i okrzyki kibiców. To motywuje przede wszystkim w tych cięższych chwilach. Tego brakuje na stadionach, bo piłka nożna i kibice idą ze sobą w parze.

Inaczej też to się ma pewnie do meczu derbowego. Kibice oczekują od was tylko i wyłącznie zwycięstwa. Tym bardziej drużynie przydałby się doping. 

– Oczywiście, że tak, ale niestety mamy takie czasy, a nie inne. Nic się na to nie poradzi.

Nawiązując do meczu derbowego. To spotkanie z rundy wiosennej było jednym z lepiej rozegranych meczów przez ŁKS z Widzewem w ostatnich latach. Przede wszystkim w Waszej grze było widać ogromną mądrość piłkarską. 

– Trener często wraca do tego meczu i przypomina, że tam bardzo dobre spotkanie rozegraliśmy. Cechy wolicjonalne były na dużo wyższym poziomie.

Podpisałeś z ŁKS-em trzyletni kontrakt. Jakie masz cele na ten okres?

– Na pewno pierwszy cel to w tym sezonie zrobić awans. To dla mnie najważniejsze i na pewno też dla drużyny, klubu, kibiców oraz osób, które są związane z ŁKS-em. Z tą myślą przychodziłem tutaj. Kolejne cele to na pewno te indywidualne. Dla mnie to jakoś bardzo się nie liczy, bo najważniejsze jest, żebyśmy wygrywali mecze. Ale na pewno chciałbym dorzucić jakieś liczby. Mam z rundy jesiennej dwie asysty z Unią Janikowo i GKS-em Jastrzębie. Chciałbym na pewno coś dorzucić i pomóc drużynie. Jeśliby nam się udało awansować, celem będzie utrzymanie i potem dobrze powalczyć w Ekstraklasie. Żeby nie było takiej sytuacji, że ŁKS awansował psim swędem. Trzeba będzie pokazać, że jesteśmy mocną drużyną i na to zasługujemy. ŁKS, kiedy ostatnio był w Ekstraklasie, to naprawdę grał dobrą piłkę. Czegoś jednak brakowało.

Na pewno brakowało doświadczenia. Drużyna nie znalazła się nigdy w takiej sytuacji, że przegrała osiem meczów pod rządu. Wtedy siadają głowy i jest trudno się podnieść. 

– Bardzo dużo pecha też miał ten zespół. Pamiętam, gdy ŁKS przyjechał na mecz do nas do Wrocławia. Skończyło się 4:0, ale przez pierwsze 30 minut wyglądali naprawdę dobrze. Po ich błędzie udało się strzelić pierwszą bramkę, potem drugą. W drugiej połowie na początku meczu ŁKS miał chyba z trzy dogodne sytuacje do zdobycia gola. Rozmawialiśmy też z kolegami z szatni Śląska i zastanawialiśmy się, że oni tak dobrze grają, a mają tak słabe wyniki. Gdy zespół przegrywa osiem meczów z rzędu, to zachowanie chłodnej głowy też jest ważne.

Na koniec. Czego możemy Ci życzyć na nowy 2021 rok? 

– Na pewno zdrowia, bo to najważniejsze i awansu z ŁKS-em do Ekstraklasy.

Z Kamilem Dankowskim rozmawiał Piotrek. 

Foto: ŁKS Łódź / Cyfrasport oraz Łukasz Żuchowski