Jewhen Radionow dla ŁKSFANS: Dziękuję wszystkim, którzy pomogli w mojej zbiórce

W sobotę rezerwy Łódzkiego Klubu Sportowego zakończyły rozgrywki III Ligi, podejmując u siebie Świt Nowy Dwór Mazowiecki. W barwach gości wystąpił m.in Jewhen Radionow, którego przy al. Unii nie trzeba nikomu przedstawiać. Po zakończeniu spotkania porozmawialiśmy z „Żenią” o jego problemach w tym sezonie, wynikających z upadku GKS-u Bełchatów, a także o jego inicjatywach pomocowych dla ludzi walczących na Ukrainie.

O kolejnym piłkarskim powrocie do Łodzi:

– Chciałem się przenieść bliżej domu, bliżej Warszawy, więc wybrałem Świt. Powrót do ŁKS-u, powrót do Łodzi zawsze przynosi wiele fajnych wspomnień. Fajnie wrócić na te boiska, to miejsce zawsze leży blisko mojego serca. To trochę tak, jak wrócić do domu – każde boisko, każde wspomnienie, tyle rozegranych meczów. Nawet jak wjeżdżaliśmy do samego miasta to pokazywałem koledze, że spędziłem tutaj dużo czasu i wiem gdzie, co i jak. Zawsze miło przypomnieć sobie ten czas, który spędziłem tutaj.

O trudnym dla niego sezonie ze względu na problemy klubowe:

– Nie było to łatwe, ale już się trochę od tego odciąłem, bo też miałem trochę problemów ze zdrowiem i to się nazbierało dość negatywnie – jedne, drugie, trzecie. Nie mogłem dojść do swojej formy, przynajmniej takiej normalnej, żebym mógł dobrze wykonywać swoją pracę. Cały czas narzekałem na jedne, drugie rzeczy i nie dawało mi to normalnie funkcjonować. A tutaj w Świcie… Dobrze, że w ogóle ten Świt się znalazł. Teraz mamy dosyć młodą drużynę, jesteśmy w trakcie przebudowy. Liczę, że pozyskamy kilku zawodników, młodzież trochę się ograła w III Lidze i to doświadczenie im pomoże w przyszłości. 

O wojnie na Ukrainie:

– To co się działo akurat złożyło się w momencie, kiedy byłem w Świcie i zaczynałem treningi. To był taki czas, że jechałem na trening i zapominałem o butach, nie byłem w stanie się skupić na tym co się dzieje. Masz rację, że piłka nożna to jest tylko piłka nożna, to co się dzieje i jakie są problemy, to powiem szczerze, że my nie mamy problemów tu w Polsce żadnych. Mam dużo osób w rodzinie, które zostały na terenie okupowanym i długo byłoby opowiadać przez co oni teraz przechodzą, jakie są tam teraz warunki. Bycie w swoim domu, jak w więzieniu nie jest łatwe, tym bardziej, że tam patrzysz na broń, czołgi, wroga, który po prostu jedzie non stop.

O wsparciu ełkaesiaków w jego zbiórce na pomoc Ukrainie:

– Trochę od tego się zaczęło, bo ludzie zaczęli się do mnie odzywać, pytać w czym by mogli mi pomóc. Odpowiadałem „Dziękuję, że się zwracacie, ale ja jestem bezpieczny, jestem w Polsce”, także wymyśliłem, że trzeba chęć ludzi przekuć w cokolwiek co mógłbym zrobić. Dzięki ludziom z Łodzi, którzy odzywali się do mnie wymyśliłem sobie, że trzeba zebrać środki na cokolwiek, jakieś noktowizory, kamizelki. Założyłem tę zbiórkę, zebrałem tam trochę pieniędzy, także bardzo dziękuję każdemu kto tam pomógł. Ale wiadomo, że wojna to niestety jest pożeracz środków, życia i wszystkiego. To się przepala tam w takich ilościach, że nigdy nie będzie za dużo. 

O tym czy myślał o powrocie na Ukrainę:

– Cały czas takie myśli są. Powiem szczerze, że raz zapytałem swojego syna o to, od razu się rozpłakał, to jest bardzo ciężka sprawa. Tylko lekko zapytałem, co by myślał o tym, bo on wszystko rozumie, osiem lat już ma. Dla mojej partnerki też jest to ciężkie. Ogólnie, to są bardzo ciężkie tematy. To jest bardzo specyficzne uczucie, bo to, że jesteś tutaj bezpieczny, to gdzieś mimo wszystko nie czujesz, że do końca spełniłeś swój, nie wiem, obowiązek?  Ale to są niełatwe decyzje. Szczerze mówiąc, też rozumiem jakiego rodzaju jest teraz wojna. To nie jest tak, że każda szabla się liczy, tylko tutaj liczy się broń i broń ciężka, której jest mało. Wojna niestety jest teraz okropna w takim sensie, że jest artyleria, która załatwia wszystko czy awiacja. Bez tego możesz siedzieć w okopie i być najlepszym żołnierzem, wyszkolonym, to i tak nie masz szans z tym co przeleci.

Fot. Artur Kraszewski