Arkadiusz Świt: Po minionym sezonie każdy z nas czuje lekki niedosyt

Jaki dla koszykarzy Łódzkiego Klubu Sportowego był miniony sezon 2 ligi? O tym, ale i o wielu innych rzeczach w 14 odcinku cyklu „Rozmowy przy U2” porozmawialiśmy z wychowankiem i kapitanem drużyny – Arkadiuszem Świtem.

Jaki to był sezon dla koszykarskiego ŁKS-u z perspektywy kapitana?

– Na pewno bardzo pozytywny. Widać było w tym sezonie sporo walki na boisku, co mogło się na pewno bardzo podobać. Widać też było, że każdy, w każdym meczu zostawiał serducho na boisku.

Jest coś, czego wam zabrakło do tego, żeby osiągnąć nieco lepszy wynik na koniec rozgrywek?

– Ciężko stwierdzić tak naprawdę. Może w niektórych meczach zabrakło nam troszeczkę szczęścia, bo równie dobrze mogliśmy wygrać z trzy, cztery mecze więcej. Na pewno nie pomogły nam też problemy na pozycji numer jeden, czyli rozgrywającym. Zabrakło nam Mikołaja Krakowiaka i w końcowej fazie Piotrka Kellera, co mogło zaważyć na tym jak wyglądała ta końcówka sezonu.

Patrząc nie tylko na końcówkę, ale na przekrój całego sezonu, waszym problemem w większości spotkań była trzecia kwarta. Nawet jeżeli kontrolowaliście mecz od początku, to ta trzecia odsłona nie wyglądała najlepiej. Z czego to mogło wynikać?

– Może troszeczkę w niektórych momentach brakowało sił. Może trochę też doświadczenia na tej pozycji rozgrywającego, żeby czasem uspokoić akcje i trochę ustawić coś, żeby to dobrze wyglądało. A może nieco rozprężenie się wkradało. Ciężko stwierdzić tak na szybko po sezonie.

Wspomniałeś, że brak doświadczenia mógł być jednym z czynników. Mocna młodzież, która jest w waszym składzie, ale tego koszykarskiego obycia nie ma aż tak dużo, pozwalała odciążyć bardziej doświadczonych graczy takich jak ty?

– Na pewno tak. Nasza młodzież w każdym meczu pokazywała się z naprawdę dobrej strony i wyglądało to coraz lepiej. Już w końcówce sezonu trzeba przyznać, że na przykład taki Michał Mycko, który był z nami pierwszy sezon w seniorskiej koszykówce zrobił spory postęp.

Wydaje się jednak, że w niektórych meczach tego sezonu brakowało wam doświadczenia całego zespołu, a nie jedynie niektórych zawodników.

– To na pewno. Cały czas jesteśmy młodym zespołem, mamy tylko jednego zawodnika, który jest powyżej trzydziestego roku życia. Cały czas uczymy się tej koszykówki, więc ten brak doświadczenia na pewno może jeszcze wychodzić.

Koszykarze Łódzkiego Klubu Sportowego przed meczem z Rycerzami Rydzyna fot. ŁKS Szkoła Gortata

A co możecie ugrać w przyszłym sezonie?

– Będziemy chcieli zrobić jeszcze większy postęp. Każdy z nas czuje lekki niedosyt, bo ten sezon mógł wyglądać nieco inaczej. Mam nadzieję, że skład cały czas będzie taki sam, może jakichś młodych i ciekawych zawodników uda się jeszcze dobrać do zespołu, żeby mogli się pokazać. Ale będziemy walczyć o jak najwyższe cele w przyszłym sezonie.

Skoro wiemy już wszystko o minionym sezonie, to możemy przejść do ciebie. Jesteś takim ełkaesiakiem z krwi i kości?

– Na pewno! Całą swoją karierę gram w ŁKS-ie, już od dzieciaka tak naprawdę tutaj jestem. Więc można stwierdzić, że jestem ełkaesiakiem z krwi i kości.

Jednak twoje pierwsze kroki w seniorskiej koszykówce sięgają Warszawy.

– To tylko statystyka. Jeden sezon tam byłem w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Odezwali się do mnie, żebym uczył się koszykówki właśnie tam, ale w tamtym sezonie grałem też w ŁKS-ie w młodzieżowej koszykówce. Więc od początku, od kiedy trenuje, jestem w ŁKS-ie i to się nie zmieniło w żadnym sezonie tak naprawdę.

A pamiętasz, jak trafiłeś na ŁKS?

– Wszystko zaczęło się od tego, że mój tata też trenował koszykówkę w klubie i zawsze chciał, żebym poszedł w jego ślady i zakochał się w tym sporcie. Jak widać – udało się.

Idąc śladem taty jesteś kibicem ŁKS-u?

– Tak. Cała moja rodzina cały czas siedzi w ŁKS-ie, więc przeszło to też na mnie.

Zdarzało ci się bywać na meczach innych, niekoszykarskich sekcji?

– Raz byłem na meczu piłkarskim i może dwa razy na siatkówce. Tak to niestety często kolidowało to z moimi meczami i niestety nie mogłem sobie zbytnio pozwolić na chodzenie na mecze.

W momencie, kiedy jesteś sportowcem reprezentującym ŁKS łatwo jest wciągnąć się w spotkanie innej sekcji, czy ty skupiałeś się raczej na kibicowaniu?

– Bardziej skupiam się na dopingowaniu, kiedy jestem na takich meczach.

Wracając do koszykówki – jeżeli dobrze liczę jesteś w seniorskim ŁKS-ie siódmy sezon. Ta kampania, która niedawno się zakończyła była dla ciebie osobiście, ale i dla całej drużyny, najlepszą w tym czasie?

– Na pewno tak. To był jeden z lepszych sezonów w tych ostatnich latach. Na pewno też przez atmosferę w drużynie i zaangażowanie. I ogólnie patrząc na to jak nam szło wydaje mi się, że ten sezon był jednym z lepszych.

Arkadiusz Świt podczas meczu z Rycerzami Rydzyna fot. ŁKS Szkoła Gortata

Pamiętasz czasy gry koszykarskiego ŁKS-u w wyższych ligach, prawda?

– Tak, tak. Pamiętam te czasy.

Jest ci czasami do nich tęskno?

– Na pewno bardzo fajnie byłoby poczuć taką atmosferę, jaka była na starej hali przy aleja Unii, bo to było coś naprawdę niesamowitego móc to przeżywać. I fajnie byłoby móc to poczuć w Zatoce Sportu.

Ten aspekt kibicowski jest tym, co spotkało ŁKS w wyższych ligach, czy było coś jeszcze?

– Kibice robili niesamowitą robotę na meczach koszykówki i to najbardziej zaszło mi w pamięć.

Kibiców w dobie pandemii brakuje z perspektywy parkietu?

– To na pewno. Zawsze dużo lepiej się gra, kiedy są kibice na meczu i można poczuć ich obecność, doping czy wsparcie. To jest na pewno dużo lepsze.

A rywalizacja z najlepszymi zespołami w kraju była dla stosunkowo młodego chłopaka czymś, co motywowało do jeszcze cięższych treningów?

– Jak najbardziej. Chęć dalszego rozwoju i pokazania się z tymi mocniejszymi, czy w ogóle chodzenie na treningi do zespołu ligowego cały czas dodawało mi motywacji.

Jesteś obecnie kapitanem zespołu. Co znaczy dzierżenie opaski kapitańskiej dla ełkaesiaka, człowieka, który wychował się w tym klubie?

– Bardzo cieszę się z tego, że dostałem taką możliwość. Jako kapitan mam taką rolę, żeby głównie wprowadzać do zespołu młodzież. I bardziej skupiam się na tym, żeby pokazać im, że mogą z nami grać, żeby jak najbardziej się starali i motywowali.

Kapitan Arkadiusz Świt podczas meczu z Akademią Koszykówki Legii Warszawa fot. ŁKS Szkoła Gortata

O tym wprowadzaniu młodzieży i byciu swojego rodzaju mentorem mówił nam też Bartek Bartoszewicz. To jest coś, do czego wy byliście przygotowani?

– Musieliśmy wziąć taką rolę, bo na pewno młodzieży nie jest łatwo wejść do takiego zespołu. Wiadomo, że my jesteśmy bardziej doświadczeni, znamy się też kilka lat i ciężko jest takiemu młodzieżowcowi wejść do drużyny. Ale staramy się jak możemy, żeby ta droga była jak najprostsza dla nich.

Miałeś na początku swojej koszykarskiej drogi taką osobę, która pomogłaby ci wejść do szatni?

– W moim przypadku ułożyło się akurat tak, że zawsze byłem jednym z tych starszych, więc nie miałem takiej osoby, która by mi pomagała. Na pewno w pierwszych sezonach drugoligowych Piotr Trepka był takim zawodnikiem, który pokazywał nam jak to w lidze wygląda i starał się nam motywować i nakierowywać na to, jak to powinno wyglądać.

Po własnych początkach doceniasz takie osoby?

– Na pewno. Dzięki temu, że młodzi mogą mieć kogoś takiego, to ta presja i stres, które na nich ciążą powinny być z każdym meczem, treningiem coraz mniejsze.

To, że waszej szatni te proporcje młodszych i starszych zawodników są dość równe pomaga w dogadaniu się, czy raczej nie?

– Na pewno początki są ciężkie, bo jak młodzi przychodzą do nas na trening, do szatni po raz pierwszy, to nie wiemy co potrafią robić na boisku, czy jakie założenia były u innych trenerów. Więc na pewno pierwsze treningi są ciężkie, ale staramy się im przekazywać to, jaki my mamy założenia na boisku, czy to co trener od nas wymaga, bo tego samego wymagamy od nich. W pewnym momencie jest tak, że młodzi to rozumieją, więc lepiej się dogadujemy.

Wspomniałeś już, że w ŁKS-ie jesteś od początku swojej koszykarskiej drogi. Widzisz to, jak ten klub się rozwija?

– Idzie to wszystko do przodu. Połączenie ze Szkołą Gortata i to, że zawodnicy mogą się tam szkolić jest na plus i widać, że ta młodzieżowa sekcja w klubie bardzo się rozwija.

Masz w głowie jakiś jeden najlepszy moment, który miałeś okazję przeżyć w ŁKS-ie?

– Taki mój najlepszy moment, który pamiętam, to na pewno awans do drugiej ligi. Byłem wtedy jednym z podstawowych graczy i ten awans przyszedł dzięki zespołowi, więc też i dzięki mnie. Fajną atmosferę też wtedy mieliśmy, więc to był najlepszy moment w moim ełkaesiackim życiu.

Ostatnie pytanie może być tym najtrudniejszym – na co stać jeszcze Arkadiusza Świta w ŁKS-ie?

– Na pewno cały czas się rozwijam. W tym sezonie do swojego repertuaru dorzuciłem jeszcze granie po koźle, jakieś podania i trochę więcej walki. Trochę szybkości też doszło, więc wydaje mi się, że mam jeszcze sporo rezerw, żeby coś jeszcze pokazać.

A czego możemy ci życzyć, żeby to mogło się stać?

– Na pewno bardzo dobrego sezonu dla klubu i dla drużyny.

Arkadiuszem Świtem rozmawiał Dęder.