Piłka NożnaWypowiedzi

Michał Trąbka: Chcę zostać w ŁKS-ie, plotki o tym, że symulowałem kontuzję to głupota

Ełkaesiacy intensywnie szykują się do meczu, gdyż sobotnia inauguracja wiosennych rozgrywek już lada dzień. Jednym z piłkarzy, którzy powrócą do grania po jesiennej kontuzji jest Michał Trąbka. Z pomocnikiem ŁKS-u porozmawialiśmy o burzliwym okresie jego ostatnich trzech lat w Łodzi, ale także o ostatnich wydarzeniach zeszłej rundy. Jak sam podkreślał, szczególnie chciał wyjaśnić kwestię pogłosek dotyczących tego, że symulował uraz i chce opuścić „Rycerzy Wiosny” – te zostały stanowczo zdementowane.

W ŁKS-ie grasz od trzech lat i jak się okazuje, w futbolu jest to całkiem sporo, gdyż jesteś jednym z sześciu piłkarzy, którzy pozostali z kadry pierwszego zespołu przystępującego do walki w Ekstraklasie. Czy trudno było ci się dostosować do tak dużych zmian w składzie?

Nie, myślę, że tak to u nas jest, że często jest dużo zmian, szczególnie patrząc z perspektywy, że nam nie poszło – z Ekstraklasy spadliśmy, mieliśmy cel awansować po roku i nie awansowaliśmy. To jest automatycznie wiadome, że będzie trochę zmian i jestem do tego przystosowany, tak chyba musi być po prostu. 

Chyba można uznać to także za pewien symbol tego, że klub cały czas się rozwija. Najlepiej świadczy o tym fakt, że siedzimy teraz na stadionie, którego rozbudowę rozpoczęto trzy lata temu, a teraz możemy patrzeć na pełny obiekt. Czy czujesz się w jakiś sposób podekscytowany tym, że już niedługo będziecie mogli zagrać przy pełnych trybunach?

Jasne, mam nadzieję, że uda mi się zagrać w tym meczu, który będzie meczem otwarcia, mam nadzieję, że będzie to już w tym sezonie. Z tego co wiem, tak właśnie może być. Bardzo się cieszę, że już jest nowy stadion, to pokazuje, że minęło dużo czasu i wszystko szybko się zmienia.

W tym czasie zagrałeś trochę spotkań z przeplatanką na piersi – które z nich wspominasz najgorzej, a które najlepiej?

Chyba najgorszy mecz to ten przegrany baraż. To było takie coś, że już czułeś, że masz, już było bardzo blisko i mogło dać super emocje, a przez to, że przegrałeś megaistotny mecz to kolejny rok jesteś w I Lidze, a nie w Ekstraklasie. To jest bardzo uderzające i to jest chyba najgorzej wspominany przeze mnie mecz – nie przez pryzmat tego, że zagraliśmy słabo, ale przez to jak duża ranga była tego spotkania i co mogło nam dać zwycięstwo w tym meczu. Najlepsze spotkanie to albo tutaj z Termaliką, kiedy strzeliłem dwie bramki, albo z Rakowem, jak strzeliłem bramkę i wygraliśmy, mój pierwszy gol w Ekstraklasie – takie dość sentymentalne wspomnienia. 

Mówiłem wcześniej o zmianach, zawodnicy to jedna sprawa, ale przecież także trenerzy – teraz pracujesz z piątym, wliczając w to krótką kadencję trenera Pogorzały. Nie będzie chyba dużym odkryciem, jeśli stwierdzę, że utrudnia to ustabilizowanie gry, jeśli koncepcje na zespół się regularnie zmieniają…

Wiadomo, że to troszkę utrudnia, ale to już w ogóle nie jest w naszej gestii – mamy trenera, z którym zawsze próbujemy jak najlepiej współpracować. Ale wydaje mi się, że od każdego trenera mogliśmy coś wyciągnąć. Ja podchodzę do tego tak, że nie skupiam się na tym, że jest zmiana co jakiś czas. Statystycznie z jednym trenerem pracowaliśmy około 7 miesięcy, ale od każdego można było coś wyciągnąć. Myślę, że każdy z nich dał mi jakieś cenne doświadczenia i od każdego próbowałem wyciągnąć coś dobrego.

Fot. Łukasz Żuchowski

Z którym z nich najlepiej ci się współpracowało? Od którego wyciągnąłeś najwięcej?

To jest ciężkie pytanie, nie chciałbym żadnego trenera pominąć, bo uważam, że z każdym mi się dobrze współpracowało. Bardzo duży sentyment mam, przez to, że grałem w II Lidze i nagle przyszedłem tutaj i u trenera Moskala zagrałem w Ekstraklasie. Na początku było to dla mnie coś kompletnie innego, przeskok z II Ligi nagle do Ekstraklasy to był inny świat. Wydaje mi się, że uzyskałem od trenera Moskala, ale tak na przykład potem był trener Stawowy, u którego mega graliśmy. No nie pamiętam drużyny z jakimkolwiek trenerem, która stwarzałaby sobie tyle sytuacji bramkowych i widać to było, miażdżyliśmy wręcz przeciwników i tak się wtedy czułem. Nie wiem co potem od końca pierwszej rundy nie zażarło, że był spadek formy, ale czułem się bardzo mocny, dominowaliśmy przeciwników i to było fajne. Potem był trener Mamrot, trochę bardziej defensywnie, ale też coś od niego wyciągnąłem. Trener Pogorzała w tej końcówce znowu dał nam trochę ognia i to też było widać, mam wrażenie, że również mieliśmy wtedy dobry czas, choć nie udało się w najważniejszym momencie. Teraz trener Kibu, który jest bardziej elastyczny, ma bardzo dużą wiedzę. Mam wrażenie, że bardzo dużo widzi i jego uwagi są cenne, dużo dają na boisku.

Powiedziałeś, że trener Vicuña jest elastyczny i mam wrażenie, że to coś czego w ŁKS-ie poszukiwano. Byli tu trenerzy z różnym podejściem do gry, bardziej nastawieni ofensywnie, jak Stawowy i Moskal, a także bardziej defensywni, jak Mamrot. Można więc chyba powiedzieć, że znaleziono ten balans, o czym świadczy chociażby liczba straconych przez was bramek, która w porównaniu do poprzednich lat jest niska.

Tak, to prawda. Z mojej perspektywy nie będę oceniał, ale mam wrażenie, że gra defensywna poprawiła się w znaczącym stopniu, widać właśnie, ile mamy straconych bramek. Z drugiej strony patrząc, mamy mało strzelonych, jak na nasz potencjał z przodu, tak mi się wydaje. Ale masz rację, to trener bardzo elastyczny, który może nam bardzo dużo dać. Pierwsza runda nie była zbyt udana – 9. miejsce, wiadomo, jest jeszcze mecz zaległy, ale nie można od razu sobie dodawać trzech punktów, mamy 9. miejsce i tyle. Wydaje mi się, że jest zdecydowanie więcej winy naszej, piłkarzy, niż jakiegoś złego zarządzania i tak dalej. Wiadomo, kontuzje nam nie pomogły, ale wina leży po naszej stronie, a nie sztabu. 

Jeśli miałbym szukać jakiegoś rozgrzeszenia dla was, to powiedziałbym, że krótki urlop po barażach nie był pomocny. To jest chyba największa różnica przed tą rundą, że mieliście miesiąc czasu dla siebie i dwa na przygotowania – czy to faktycznie daje coś więcej?

Tak, wiadomo, że coś w tym jest, ale ja bym się tutaj nie doszukiwał. Może to miało znaczenie w przypadku naszych urazów, może był za krótki odpoczynek fizyczny. Ja nie czułem się źle mentalnie. Dostaliśmy tydzień, odpoczęliśmy – taka była sytuacja. Graliśmy w barażach, mogliśmy od razu awansować to mielibyśmy więcej wolnego. Każdy chciał w tym barażu awansować i wtedy mental byłby inny, wiadomo. ale może przez to, że w najważniejszym momencie zawiedliśmy trochę poszedł w dół. Natomiast ja bym się nie dopatrywał w mentalu niczego.

Pytam konkretnie o aspekt mentalny, bo chyba za to największe pretensje mieli do was kibice. Dobrze gracie, nie uda wam się strzelić bramki, później jedną tracicie i już nie udaje wam się odwrócić losów spotkania. Może jednak coś w tym mentalu jest?

Może trochę źle się wyraziłem, bo jest coś w tym, mamy problem trochę mentalnie. Teraz bardzo dużo nad tym pracujemy, jeśli można tak powiedzieć, próbujemy – myślimy o tym, rozmawiamy. Nie może być tak, że teoretycznie atakujemy, atakujemy, nie strzelamy bramki i dostajemy sztukę i nagle nasza gra się w stu procentach zmienia i jesteśmy słabi na boisku. Można normalnie wyjść, odwracać wynik, jak jesteśmy drużyną lepszą i wygrywać mecze, bo na pewno się zdarzy, że pierwsi dostaniemy bramkę. Wracając do pytania – nie czułem się źle mentalnie po tej porażce barażowej, ale uważam, że faktycznie mamy jakiś problem z reagowaniem na złe sytuacje boiskowe.

Fot. Łukasz Żuchowski

Podniosę teraz poprzeczkę, wracając trochę w przeszłość. Największą krytykę zbieraliście chyba nie w momencie spadku z Ekstraklasy, ale w poprzedniej rundzie wiosennej za trenera Mamrota. Z dłuższej perspektywy – co wtedy nie wypaliło? Atmosfera w szatni, współpraca z trenerem czy może coś innego?

Mam wrażenie, że atmosfera w drużynie była dobra, teraz może jesteśmy bardziej scaleni, ale nie było żadnych negatywnych sytuacji. Ja zawsze trochę widzę winę w sobie i wydaje mi się, że my w takich momentach zawodziliśmy. Tu graliśmy fajny mecz za trenera Mamrota, na przykład z Arką, strzelamy po stałym fragmencie, mamy dobry wynik i odwalamy takie dwa głupie błędy. I właśnie tu bym do naszego mentalu wrócił – nawet jak już popełnimy ten błąd, mamy 1:1, możemy iść po drugą bramkę i wygrać to spotkanie u siebie, to nie, my popełniamy drugi błąd. W takich momentach, czy jak mamy jakieś dobre sytuacje i nie strzelamy, wydaje mi się, że to zawsze najważniejsi są piłkarze. Wiadomo, trener ma swoją wizję i tak dalej, może to w jakimś stopniu nam pomóc, ale jak ma zawodnik sytuację sam na sam i nie strzela to trener nic nie może w takim momencie zrobić. Trenujesz to, na treningu strzelasz i przychodzi mecz… Wszystko się zaczyna i kończy na głowie, to jest najbardziej istotne. 

Przechodząc do tematów związanych ściśle z tobą – w poprzednie dwa sezony fajnie wchodziłeś, w poprzednim w sześciu meczach 2 bramki i 3 asysty, teraz w sześciu spotkaniach trzy asysty, ale nie udawało się podtrzymać formy. W tym sezonie na przeszkodzie stanęła ci kontuzja, ale przepracowałeś ją. Czujesz, że teraz uda ci się utrzymać stabilną formę?

Mam taką nadzieję. Może zacznijmy od kontuzji, bo dochodziły do mnie różne sygnały, kibice do mnie pisali, że symuluję uraz. To jest dla mnie głupota i szczerze nie wiem, jak bardzo trzeba być głupim, żeby takie coś insynuować. „Ja chcę odejść i dlatego symuluję kontuzję”. Po pierwsze, mam ważny kontrakt i chcę tu zostać, to tak na początek. Po drugie, nawet jeśli ich teoria o tym odejściu by była prawdziwa, to przecież najprostszą rzeczą dla mnie jest dobra gra i może wtedy jakiś klub wtedy się mną zainteresuje. Jak ja siedzę, nie ma mnie w ogóle w meczach, nie trenuję, no to, gdzie klub weźmie piłkarza bez nogi – po co? W jakim celu? Chyba, że ktoś myśli, że serio symuluję i nic mi nie jest i chcę wymusić jakiś transfer. Na pewno tak nie jest. Rehabilituję się, miałem poważny problem z kolanem. Moja sytuacja nie jest taka prosta. Byłem u kilkunastu lekarzy – każdy potwierdzał diagnozę, tylko, że jeden w większym, a drugi w mniejszym stopniu. Jeden doktor mówił, że moje więzadło poboczne jest zerwane, drugi, że naderwane – tam po prostu było poważne uszkodzenie. Pod koniec tamtej rundy, na ostatnie trzy mecze próbowałem wychodzić w tejpach, ale ból ciągle wracał. To nie był taki ból, z którym mogłem grać, tylko nie mogłem biegać, więc to było bez sensu, nic bym nie dał drużynie. Teraz jest już praktycznie dobrze w stu procentach, ale dalej jak nieczysto trafię w piłkę, na obozie taka sytuacja była, że tak zrobiłem i później nie grałem w jednym sparingu. Trenerzy i fizjoterapeuci też to widzą, chcemy zrobić to z głową, żeby nie wejść i znowu się nie rozwalić, bo to nie da nic ani drużynie, ani mi. Mam nadzieję, że będę zdrowy i o resztę zadbam sam. Myślę, że wszystko będzie dobrze na boisku. 

Poruszyłeś samemu temat związany z pogłoskami o twoim transferze. Zresztą, w pewnym momencie Internet wywoził już pół składu ŁKS-u do Białegostoku, ale ostatecznie to ty musiałeś się mierzyć wręcz z hejtem. Czy trudno było sobie z tym poradzić?

Wiadomo, nie było tak, że każdy mi mówił, że udaję. Byli ludzie, którzy kibicowali mi w szybkim powrocie do zdrowia i to było bardzo fajne. Ale tak, takie sytuacje są nieprzyjemne. Próbuję się od tego odcinać i nie wywołuje to we mnie wielkich emocji. Wiem, że niektórzy ludzie myślą, że jak kogoś zwyzywają w Internecie to czują się lepiej z tym, że… Nie wiem właściwie co mają na celu. Jeszcze rozumiem, jeśli ktoś miałby wiedzę na ten temat, a nie jakieś insynuacje pokroju „mój kolega jest blisko klubu i wie, że symulujesz”. No to jak jest blisko klubu, skoro ja nie symuluję? Nie robi to na mnie jakiegoś większego wrażenia – wiadomo, jest niemiłe i nieprzyjemne, ale się nie przejmuję takimi rzeczami.

Powiedziałeś, że nie odchodzisz i że chcesz zostać. Rozmawialiśmy wcześniej, że trochę już jesteś w ŁKS-ie, więc czy można zatem stwierdzić, że się w Łodzi zadomowiłeś i czujesz się tu dobrze, nawet mimo tych problemów organizacyjnych jesienią?

Tak, chcę zostać. Mam jeszcze niecałe półtora roku kontraktu, nie wiem jak to się potem potoczy, ale w tym momencie jestem skoncentrowany na tym, żeby pomóc drużynie w awansie. Mam nadzieję, że w czerwcu znów będziemy się mogli cieszyć. Bardzo dobrze czuję się w Łodzi – osiedliłem się tutaj, kupiłem tu sobie mieszkanie i jestem przywiązany do tego miejsca, próbuję dawać z siebie wszystko. W najmniejszym stopniu nie myślę o jakimś transferze czy czymś takim, broń Boże. Nikt ze mną się nie kontaktował, choć czytałem, że jakieś inne kluby mnie chcą, co nie jest prawdą. Chyba, że ja o czymś nie wiem. Rozmawiałem również z prezesem i żadna oficjalna oferta za mnie nie wpłynęła, więc po prostu ucinamy temat. Nie wiem co będzie w czerwcu – jeśli awansujemy, albo nie awansujemy – nie mam pojęcia, ale na pewno mam wtedy jeszcze ważny kontrakt. Nie wiem, jak klub będzie się zapatrywał na moją osobę, ale w tym momencie wiem, że tu jestem i że tu będę. 

Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport

Wrócę jeszcze do tematu tego, że grasz już trochę w ŁKS-ie, ale tym razem od innej strony. Jesteś jednym z zawodników o najdłuższym stażu w klubie – czy to sprawia, że czujesz jakąś dodatkową rolę w szatni? W końcu znasz już klimat dookoła ŁKS-u i jego kibiców. 

Tak, na pewno. Jestem jednym z tej szóstki, która zaczynała sezon w Ekstraklasie. Na pewno jest inaczej względem tego jak tu przychodziłem, teraz mam większą rolę w drużynie. Mogę więcej powiedzieć w szatni, to jest naturalne. Chyba w każdej drużynie jest tak, że im dłużej jesteś w klubie, tym jesteś ważniejszym elementem i masz więcej do powiedzenia. Z drugiej strony, to jest też tak, że wszystko najbardziej definiuje boisko i tam jest każdy najważniejszy.

Mówiąc o boisku – w zeszłym sezonie grałeś na różnych pozycjach. Ty się czujesz bardziej „dziesiątką” czy takim schodzącym skrzydłowym?

Nie, zdecydowanie „dziesiątka”. 

Czyli w takim razie czeka cię najpewniej rywalizacja o miejsce w składzie z Ricardinho.

Z Rico, tak. Chyba, że trenerzy to będą inaczej widzieć. Za trenera Stawowego było tak, że grałem na lewym skrzydle, ale tak naprawdę na dyszce. Teoretycznie, na papierze, na skrzydle, ale miałem operować w środku pola, a boczny obrońca miał grać wyżej i zapełniać luki na skrzydle. Czuję się najlepiej na środku, ale gdzie trener mnie będzie widział, to tam będę na pewno próbował dać z siebie maksa.

Żeby jeszcze domknąć temat twojego zdrowia – jesteś już w pełni gotowy?

Jest już na sto procent. Muszę bardzo uważać i dbać o kolano. Cały grudzień praktycznie przepracowałem, miałem dziesięć dni wolnego, a potem pracowałem z fizjoterapeutą nad kolanem. Po prostu muszę o to dbać i uważać na to – na każdym treningu muszę swoje zrobić, żeby czasem znowu ból się nie pojawił. Problem jest w przypadku bardzo nieczystego uderzenia, to jest gorsza noga, lewa, ale i tak jakoś rzadko jej używam. Teraz jestem na takim etapie, że jak ból się pojawia to muszę z nim walczyć i go przezwyciężać w głowie. Nie jest tak, że mi nogę urywa i nie mogę biegać i grać. Po prostu muszę sobie z tym radzić, dbać o to i mam nadzieję, że będzie dobrze. 

Czyli trenerzy w Jastrzębiu będą mogli wybrać cię do składu?

Jak najbardziej, jestem gotowy. Zakończyłem leczenie, muszę o to dbać, ale jestem gotowy na mecze i mam nadzieję, że uda mi się tam zagrać.

Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport