Artur Kościuk: Derby w których grałem to było święto dla kibiców
Już za kilka godzin rozpoczną się długo wyczekiwane 65. Derby Łodzi. Z tej okazji wychowanek Łódzkiego Klubu Sportowego Artur Kościuk, który wielokrotnie reprezentował biało-czerwono-białe barwy w derbach Łodzi opowiedział redakcji ŁKSFANS o meczach z Widzewem, ale nie tylko o tym.
W ostatnich dniach prezentowaliśmy na łamach naszej strony kilka wywiadów z byłymi ełkaesiakami, którzy podczas swojej kariery mieli okazję występować w meczach ŁKS-u z Widzewem. O swoich wspomnieniach opowiedzieli Rafał Kujawa, Łukasz Gikiewicz, Maksym Kowal i Sebastian Mila. Dziś prezentujemy ostatni wywiad przedderbowy z Arturem Kościukiem.
46-latek zadebiutował w zespole z alei Unii w sezonie 1991/92. Z przeplatanką na piersi grał przez wiele lat na poziomie Ekstraklasy i I ligi. Niejednokrotnie było mu dane rywalizować w derbach Łodzi. „Kostek” podczas swojej kariery rozegrał 197 meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej, strzelając dwa gole. Oprócz ŁKS-u występował również w Aluminium Konin, Piotrcovii Piotrków Trybunalski, Górniku Łęczna, Polonii Warszawa, Odrze Wodzisław Śląski, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, GKS-ie Bełchatów, Sokole Aleksandrów Łódzki oraz Mieni Lipno.
Na wstępie musimy zapytać się o zdrowie. Jak przetrwałeś czasy pandemii?
Artur Kościuk: – Wszystko dobrze. Nie narzekam na zdrowie. Wiadomo to ciężki czas, bo nie wiadomo tak naprawdę na początku było jak to się wszystko rozwinie u wszystkich. Ale najbliżsi i ja zdrowi, nikt w moim otoczeniu nie był chory, także pozytywnie.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej zacząłeś trenować młodzież w ŁKS-ie. Odnalazłeś się w tym zawodzie?
– Powiem tak – w trakcie, jak jeszcze miałem przygodę z piłką na tym poziomie seniorskim, to kończyłem studia z myślą właśnie, że jak skończę grać w piłkę, to później przejdę na szkolenie młodzieży. I tak się udało. Spełniłem swoje marzenia z dzieciństwa, bo zostałem trenerem i nauczycielem w szkole.
Przejdźmy teraz do najważniejszego wydarzenia tego tygodnia, czyli do derbów. Jak ten dzień będziesz przeżywał? I przede wszystkim – jak będziesz oglądał ten mecz?
– Myślę, że skorzystam i jeżeli będziemy mogli oglądać mecz na telebimie, to z pewnością wybiorę się na Aleja Unii. Już kiedyś byłem świadkiem Derbów, jak był telebim na ŁKS-ie. Pamiętny mecz. Marcin Mięciel na 1:0, nasza wygrana, więc mam nadzieję, że jeżeli znów będziemy oglądać mecz na telebimie na ŁKS-ie, to będzie to nasze zwycięstwo. Jednak oglądać w grupie kibiców ŁKS-u taki mecz jest naprawdę dużym wydarzeniem.
I od rana będziesz przeżywał ten mecz?
– No może już nie. Może już mi ten etap minął, aczkolwiek jak poszedłem na mecz ze Stomilem, to jak na każdą pierwszą kolejkę czy to w ekstraklasie, czy wcześniej w III, II lidze, jest to bardzo długie oczekiwanie. Wiadomo – sparingi sparingami, mecz przed własną publicznością się rządzi troszeczkę innymi prawami. I na ten mecz ze Stomilem naprawdę czekałem znowu. I mecz fajny, 3:0 wygrany, pewne zwycięstwo ŁKS-u, to na pewno cieszy. I tak to sobie przeanalizowałem – ile szczęścia dają zwycięstwa ŁKS-u? Ja się sam cieszyłem, gdzie już wiadomo troszeczkę inaczej na to patrze, bo grałem w piłkę, ale normalnie cieszyłem się jak dziecko po wygranej ŁKS-u. Więc tylko mogę przypuszczać jaka jest euforia kibiców, jeżeli kibicują klubowi od 10 lat. Także na pewno ten pierwszy mecz był szczęśliwy, oczekiwany. A Derby są wyjątkowe. Może nie będę od rana żył, tak jak kibice. Będąc piłkarzem od rana, albo kilka dni przed, się myślało o tym meczu i to naprawdę było wielkie wydarzenie. Myślę, że jak usiądę o tej 19 przed telewizorem albo przed telebimem, to ta adrenalina na pewno podskoczy.
Jakie walory piłkarskie ma ŁKS i dlaczego uważasz, że to właśnie ŁKS wygra ten mecz?
– Jestem pewny, że ŁKS wygra. Przed każdym meczem trzeba być pewny swojej wygranej. A wyniki? 6 punktów, nie straciliśmy bramki w tej lidze i gramy fajną piłkę. Spadliśmy z ekstraklasy, to wiadomo boli, ale jest pozytywnie. Nic się tej drużynie nie stało. Kilku zawodników odeszło, ale pomysł na grę jest podobny jak w ekstraklasie. I te pierwsze mecze pokazały, że być może jesteśmy z tym składem za słabi na ekstraklasę, ale w 1 lidze dominujemy. Z kolei Widzew w ostatnich dwóch meczach pokazał, że nie zasługuje na tą 1 ligę. Tak naprawdę to oni nie awansowali, tylko GKS Katowice dał im prezent. Piłkarsko myślę, że ŁKS wybiega ten mecz. Oni mają naprawdę duży problem, a my myślę pojedziemy po 3 punkty.
A jaki wynik typujesz?
– Myślę, że będzie 2:0 dla nas.
Na co stać ŁKS w obecnym sezonie?
– Ciężko powiedzieć. Ja wierzę jako kibic i wychowanek ŁKS-u, że uda nam się awansować. Do tego jest jeszcze daleka droga, ale te pierwsze mecze pokazały, że stać nas na to. Nie graliśmy jeszcze z czołówką, z tymi zespołami, które też marzą o awansie. U nas na pewno nie było burzy po spadku z Ekstraklasy. Nie raz się obserwuje, że w zespole, który spada są jakieś rewolucje. U nas, że tak powiem, przyjęli to chociażby kibice bardzo poprawnie. Zespół to jest mieszanka rutyny z młodzieżą. Jest jakiś pomysł, wierzę w to, że uda nam się awansować i wyciągnąć wnioski z tego spadku. Wtedy jak awansujemy, to nie powinniśmy już spaść.
Wróćmy teraz nieco do przeszłości. Wystąpiłeś w wielu spotkaniach derbowych, któreś z nich szczególnie zapadło ci w pamięć?
– Pamiętam takie derby jedne. Wróciliśmy z Porto, gdzie byliśmy zespołem, patrząc na tabelę i grę lepszym do Widzewa. Mimo tego nie daliśmy rady z nimi wygrać. Nie wiem czy spaliliśmy się jako piłkarze, czy po prostu za bardzo chcieliśmy wygrać. Widzew wychodził na mecz z nami na pełnym luzie i był w stanie go wygrać. Ale tłumaczę to sobie, że było wśród nas bardzo dużo wychowanków związanych z Łodzią. Ta presja była na nas zbyt duża i nie potrafiliśmy sobie chyba z tym poradzić.
A lepiej ci się grało te mecze na Aleja Unii czy na Piłsudskiego?
– Wiadomo – u nas. Jak graliśmy u siebie, to zawsze 80-90 procent kibiców na boisku było za nami. Te derby, w których ja miałem okazję grać było o tyle fajne, że czekało się na nie i to było święto dla kibica. Teraz jak nie mogą kibice goście przyjść na stadion, to te derby tak się troszeczkę rozmywają. Nie ma tego dopingu, nie ma tego święta kibiców. Piłka nożna powinna być przede wszystkim dla kibiców. Dla nas piłkarzy też to była dodatkowa adrenalina, aby zobaczyć co się dzieje na trybunach. Doping zawsze bardzo niósł.
Jak derby wpływają na psychikę zawodników? Wygrana potrafi napędzić, a porażka wymaga kilku tygodni podnoszenia się?
– Jestem Ełkaesiakiem od dziecka, tutaj się wychowałem, tutaj grałem, to taka możliwość wygrania meczu nad Widzewem zawsze dawała takiego dodatkowego kopa. Dodatkowo budowało się zaufanie u kibiców. Dla kibiców to jest najważniejszy mecz sezonu. Można zdobyć mistrza, można awansować nie wygrywając tego meczu. Ale to zawsze podbudowuje. Rodzi się takie zaufanie kibica do piłkarza i później łatwiej się gra, bo ta bariera, te oczekiwania kibiców naprawdę są duże, ale nie ma co się dziwić.
W derbach nie udało ci się wygrać, ale wygrałeś na stadionie Widzewa w barwach Odry Wodzisław. Wspominasz ten mecz jakoś szczególnie?
– Kilka razy akurat wygrałem z Widzewem jak byłem w innych zespołach. Czy to było w barwach Odry Wodzisław, kiedy udokumentowaliśmy po zwycięstwie przynależność do ŁKS-u ściągając koszulki i mając pod spodem trykoty ŁKS-u. Czy to kiedy broniłem barw Górnika Łęczna również wygrywałem na Widzewie. Mówię, mało zwycięstw nad Widzewem mam w barwach ŁKS-u, bo były remisy, ale w barwach innych klubów kilka razy wygrywałem.
Czułeś satysfakcję jak wygrywałeś ten mecz w barwach Odry?
– Dla mnie, jako wychowanka ŁKS-u każdy mecz z Widzewem był wyjątkowy obojętnie w jakich barwach grałem. To była podwójna satysfakcja, bo na Widzewie mogliśmy świętować zwycięstwo w trójkę – ja, Marek Saganowski i Ariel Jakubowski – czyli wychowankowie ŁKS-u. No, może nie Ariel, bo on jest z Gdańska, ale tak utożsamiał się z drużyną ŁKS-u, ze to do tej pory jest jego drugi dom. Więc dla nas to było bardzo wyjątkowe i tym, co zrobiliśmy z tymi koszulkami chcieliśmy oddać wielkość ŁKS-u.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej jesteś teraz wiernym fanem syna. Ciężej ogląda się jego mecze, czy gra swoje?
– Zupełnie inaczej się na to patrzy. Jak się gra to się stresuje wychodząc na boisko. Trema była zawsze przed meczem, aż do pierwszego gwizdka. Jak już się mecz zaczynał, to się o tym zapominało i robiło to, co tam trener nakazał. Będąc na meczach syna, ogląda się je od początku do końca i każda minuta jest, nie wiem czy nerwowa, ale inna. Inna niż się widzi to z zewnątrz. Chyba jednak łatwiej jest grać, niż przeżywać to z boku.
Często po meczach rozmawiasz z synem, podpowiadasz mu? Czy raczej się dystansujesz?
– Rozmawiam na zasadzie co ja bym zrobił, chwalę jego dobre zagrania, aczkolwiek też mówię, że tu mógłby się inaczej zachować. No i przed każdym meczem motywuje go, żeby wykonywał jeszcze lepszą pracę, bo każdy mecz jest dla niego krokiem do przodu.
Młodemu uda się osiągnąć tyle co tata? Zagra w derbach Łodzi, a może nawet je wygra?
– (śmiech) Marzeniem każdego rodzica jest, żeby jego latorośl poszła w jego ślady. Ja jestem dumnym tatą, bo mój syn też trenuje od dziecka w ŁKS-ie. Gra i rozwija się cały czas. To był jego wybór, z którego się bardzo cieszę. A czy będzie lepszy? Życzę mu jak najlepiej.
Z Arturem Kościukiem rozmawiał Mati.