Relacja z wyjazdu do Poznania

Na meczu przyjaźni w Poznaniu zameldowaliśmy się w 850 głów.

Trzy dni po pucharowym wyjeździe do Tychów czekała nas ponownie zgodowa wyprawa. Zapowiadała się niezła frekwencja na nim, wszak Poznań, zgoda, można mordę zachlać, polansować się i w ogóle. A inne wyjazdy? Kogo to obchodzi. Niech sobie inni jeżdżą i zdzierają gardła i zdrowie. W szczególności dla takich osób została przygotowana „niespodzianka”. Bilety na ten mecz sprzedawane tylko i wyłącznie w pakiecie z wyjazdem do Gliwic, który ma się odbyć tydzień później. Wszak wyjazdowiczem się jest, nie bywa, a ŁKS trzeba wspierać wszędzie, a nie tylko raz czy dwa razy do roku, gdzie jadą „wszyscy”. Dla osób jeżdżących mniej lub bardziej regularnie na wyjazdy sprawa zrozumiała, dla umiejących tylko narzekać, oczywiście mniej zrozumiała, ale jedyne co im pozostało to właśnie narzekanie, szkoda tylko, że kiedy potrzebne jest wsparcie od takich osób, to ci mają to w dupie. Natomiast kto tak naprawdę chciał pojechać, to zrobił to i bilety ogarniał sobie na własną rękę. Przed wyjazdem została przeprowadzona również mobilizacja osiedlowa i dla osiedla, które wystawi najwięcej osób, była przewidziana nagroda w postaci możliwości wywieszenia na tym wyjeździe swojej flagi. Powstawały w tym celu różne sojusze osiedlowe i ostatecznie najwięcej osób zapisało się w koalicji Starego Polesia i Śródmieścia. Warto dodać jeszcze, że w pakiecie wyjazdowym była też okolicznościowa czapka „eŁKSa on tour”.

Pierwsze osoby w Poznaniu pojawiły się w piątek spędzając czas wraz z naszymi Braćmi na zgodowej integracji, która bynajmniej nie polegała na zwiedzaniu poznańskich muzeów, czy też pójścia do opery :). Główna grupa podążała w dniu meczu ze wspólnej zbiórki. Podróż przebiegła spokojnie. Na stadionie usiedliśmy wraz z Lechitami zajmując część piętra poznańskiego „Kotła”. Ponadto sporo osób widzianych również na prostych. Powiesiliśmy flagi „Uliczni Wojownicy”, „Ultras”, którą na drugą połowę zamieniono na „Rodowici Łodzianie”, „Śródmieście”, „Bałuty”, „Retkińscy Fanatycy”, byli też z nami w Poznaniu „Pieprz”, „Bastek” i „Nowy”. Póki co niestety w formie pozdrowień na flagach, ale mamy nadzieję, że niedługo wrócą do nas. Na meczu prowadziliśmy wspólny doping z „Pyrusami”, kilkakrotnie też odśpiewaliśmy nasze sztandarowe wyjazdowe piosenki. Nie obyło się również bez wspólnych „pozdrowień” dla wrogich ekip oraz pewnych służb. W drugiej połowie na całej długości „Kotła” zostało odpalonych sporo rac, zadymienie spowodowało przerwanie spotkania. Nasi piłkarze po w miarę obiecującej pierwszej połowie, w drugiej zagrali już standard. Dwie bramki w plecy i kolejna porażka stała się faktem. Po końcowym gwizdku kilku z nich od razu chciało spierdalać do szatni, jednak stanowcza reakcja przynajmniej dwóch innych spowodowała, że ci łaskawie doczłapali się pod sektor. To, po środowym meczu w Tychach, jeszcze bardziej zaogniło sytuację. Nie było już słów wsparcia, tylko krótko: co sądzimy o ich boiskowej marnej postawie. A dla tych, którzy nie szanują kibiców, którzy za nimi licznie jeżdżą i niezależnie od wyników ich wspierają, mamy jedną radę: nikt was tu na siłę nie trzyma. Zresztą chuja gracie więc mamy nadzieję, że na wiosnę was już nie będzie w ŁKS-ie. Nie będziemy tu pisać o kogo konkretnie chodzi. Kto był w Poznaniu, ten widział i wie.

Po meczu wracamy spokojnie do Łodzi, sporo osób też zostaje i bawi się u naszych poznańskich ziomków, którym dziękujemy za miłe przyjęcie i gościnę. Na koniec pytanie. Ilu nas mogło być w Poznaniu? Na podstawie sprzedanych biletów, szacowania ze zdjęć i dodając +/- osoby będące na prostych wyszło około 850 osób i taką liczbę przyjmujemy jako naszą oficjalną. W tym roku został nam jeszcze ostatni wyjazd do Gliwic, gdzie również nas nie zabraknie. Wszak jesteśmy zawsze tam, gdzie Nasz ŁKS gra…nie tylko w Poznaniu.