Siatkówka

Michal Masek: Postawiliśmy wszystko na jedną kartę

ŁKS Volley TV opublikował pierwszą część rozmowy z trenerem Michalem Maskiem, w której podsumował on miniony sezon. Opiekun zespołu łódzkich Wiewiór opowiadał o zmianach w klubie w czasie, kiedy go nie było, o trudach tego sezonu i jak drużyna przełamała się w play-offach z Radomką.

O tym jak zmienił się ŁKS od czasu odejścia trenera:

– Oczywiście, dużo się zmieniło. Naprawdę klub zapracował przez półtorej roku i muszę powiedzieć, że jest bardziej stabilny. Zmieniło się dużo w sztabie, jest dużo więcej ludzi, mamy więcej sprzętu podczas treningów. Naprawdę, klub skorzystał z tego, że występował w Lidze Mistrzyń i wygląda to teraz na naprawdę dobrym poziomie. Klub jest naprawdę stabilny i finansowo i znany w Europie, to znaczy że ŁKS w ostatnich latach zrobił mega postęp.

O tym jak trener ocenia wyniki drużyny w tym sezonie, biorąc pod uwagę grę na 3 fronty i problemy związane z pandemią:

No ten sezon mógłbym podsumować pod kilkoma aspektami. Ja przyjechałem tak naprawdę przed połową sezonu no i na całe szczęście nie byłem w kwarantannie, wiem, że zespół był nawet dwa razy w kwarantannie. Na całe szczęście potem już koronawirusa u nas w drużynie nie było. Muszę powiedzieć, że ten sezon był najdłuższy jaki mógł być. Rozpoczynał się bardzo wcześnie i skończył się w normalnym, regularnym terminie jak kończy się sezon. Dlatego był trudny, pod względem tym, że naprawdę codziennie dziewczynom mówiliśmy i pomiędzy sobą, jako trenerzy, że musimy uważać i jak najbardziej omijać problemy z koronawirusem i skoncentrować się na siatkówce. I to się udało, nie mieliśmy żadnych problemów, tylko brakowało nam kibiców. Plus do tego tak jak mówisz, no z siłownią był problem. Dotąd byłem chyba trzy razy na FitFabric, siłowni, odkąd przyjechałem byliśmy tylko tutaj na hali. Ja wiem, że takich rzeczy nie widać w meczach, ale jest do dla nas naprawdę utrudnienie. Ta siłownia jest taka jaka jest, jest chyba tak duża jak tutaj to biuro. No i mamy tam kilka sztang i to naprawdę są trudne warunki do pracy i musieliśmy kombinować w grupach i różnie z tym. No ale taki jest sezon, takie to było i dlatego ten medal pod koniec możemy jeszcze bardziej docenić.

O tym czy były to najtrudniejsze play-offy jakie Masek rozegrał w ŁKSie i czy ich ostateczny wynik go cieszy:

–  Musimy się cieszyć, bo graliśmy z Bielskiem, naprawdę fajną drużyną – młodą, ale dobrze poukładaną. Kilka dziewczyn, które tam jest ma naprawdę papiery do grania, są młode. I taka Szlagowska, Orvosova, to są naprawdę talenty, które mogą gdzieś tam potem występować bardzo wysoko. To znaczy ta drużyna była bardzo mocna no i nam udało się jak w pucharze z nimi wygrać, tak wygrać z nimi w play-offach. I to był taki moment, ja to zawsze powtarzam, że to jest taki pierwszy krok, że ten minimum jakby jest dany no i idziemy dalej. I to się udało. W półfinale wystartowaliśmy z Rzeszowem niesamowicie, ale ja uważam, że wygrana 3:0 tam zrobiła nam większy kłopot niż jakbyśmy tam wygrali 3:1, 3:2 po jakiejś walce i tak dalej. Wygraliśmy dosyć łatwo, okej wszystkie sety na przewagi, ale dosyć łatwo no i do tej pory uważam, że kilka dziewczyn w zespole albo zespół ogólnie nie poukładał tego w głowie najlepiej i już myślał o finale, co było bardzo dużym błędem. Ja od razu po tym meczu wygranym w Rzeszowie w szatni powiedziałem, że muszą naprawdę zachować zimną krew i nie patrzeć nawet do mediów, nigdzie, tylko koncentracja na ten mecz, który będzie tutaj u nas bo będzie zupełnie inny, będzie trudny. No i tak było, no niestety, przegraliśmy 3:0, Rzeszów zagrał niesamowicie. Najlepszy mecz zagrał tutaj u nas, nawet ten trzeci mecz w Rzeszowie, tam grali oni trochę słabiej. No niestety, mieliśmy tam kilka swoich szans, szczególnie w czwartym secie, no ale tym razem z Rzeszowem nie udało się, był lepszy, po fazie zasadniczej był na pierwszym miejscu. No i uważam, że ta drużyna była bardzo dobrze poukładana i tym razem Rzeszów awansował do finału. I to spowodowało, że te dwa pierwsze mecze z Radomką wyglądały tak jak wyglądały. Mieliśmy pierwszy set w Radomiu rozegrany naprawdę niesamowicie, mogliśmy wygrać, przegraliśmy w końcu, nie byliśmy w stanie zrobić przejścia. No i to nam leżało w głowach, naprawdę bardzo, bardzo długo. Potem 2:0 u nas i przegraliśmy 3:2. To był cios dla tego zespołu, wiem jak wyglądaliśmy w szatni, wiem jakie było morale, to naprawdę było trudne, ale po tym meczu zaryzykowaliśmy. Kilka dziewczyn, muszę powiedzieć taką ciekawostkę, nie zrobiło tak jak miały trening karny, nawet w dniu wolnym, gdzieś tam o 20 tutaj biegały półtorej godziny na hali. Naprawdę zaryzykowaliśmy na maksa w tym i postawiliśmy wszystko na jedną kartę, żeby one były zmotywowane, żeby te głowy, że tak powiem zresetować i pod innym kątem ustawić dziewczyny do tego kolejnego meczu trudnego. Mieliśmy 3 dni, zaryzykowaliśmy, wiem ile razy dziewczyny musiały skoczyć do bloku, ile razy w obronie, bo to było najważniejsze. My te pierwsze dwa mecze przegraliśmy tym, że nie mogliśmy zrobić przejścia, ale głównym problemem było zatrzymanie dwóch zawodniczek. I to była Bjelica i Honorio, które atakowały na dużej skuteczności i nawet po takich piłkach, gdzie myśmy zagrywali fajnie, po negatywnym przyjęciu oni mieli 70% w ataku i to powiedzieliśmy, że nie można wygrać. Zrobiliśmy jakieś korekty, dziewczyny uwierzyły, że jak będą zdyscyplinowane i zrobią to co od nich chcemy, to możemy. I to było od razu widać, 70% po negatywnym przyjęciu w drugim meczu, 32% po negatywnym przyjęciu w tym meczu wygranym u nas, nawet w tym wygranym trzecim w Radomiu. To są rzeczy, za które naprawdę duże brawa dla dziewczyn, że w to uwierzyły, że miały tę dyscyplinę i pracowały nad tym w kontrataku, wyprowadzaliśmy nawet na wyższej skuteczności i to wszystko spowodowało to, że tę serię odwróciliśmy z 2-0 na 3-2.

O tym czy według trenera zwiększenie spotkań w finałowej fazie rundy play-off to dobre rozwiązanie:

– Nie wiem, no oczywiście teraz powiem, że to było na naszą korzyść, ale wrócę do tego, że ten play-off był bardzo dziwny. Ćwierćfinał graliśmy na dwa zwycięstwa, w systemie takim, że graliśmy w piątek i kolejny mecz był w następny poniedziałek, to znaczy 10 dni mieliśmy do kolejnego meczu. To było bardzo dziwne, to samo było praktycznie w półfinale. Potem te najważniejsze mecze, o złoto i brązowy medal były rozegrane co trzy dni. Nie wiem dlaczego tak to zrobili, na całe szczęście nam to wypaliło. Muszę powiedzieć, że nam trochę pomogła Liga Mistrzyń i tyle meczów, które mieliśmy w styczniu i lutym, bo wtedy praktycznie graliśmy nawet cztery mecze w tygodniu. To znaczy, to nam pomogło, my byliśmy dzięki temu bardziej doświadczeni, byliśmy gotowi na to, że za dwa dni jesteśmy w stanie zagrać inaczej, jesteśmy w stanie nastawić się na te mecze inaczej i to jest na plus na tego, że graliśmy w Lidze Mistrzyń. 

Fot. Łukasz Żuchowski