Siatkówka

Krystyna Strasz: Czuję się tutaj jak w domu, jestem taką przyszywaną ełkaesianką

W ŁKS-ie jest już pięć lat, podczas których zdążyła stać się jedną z ulubienic kibiców. Jak sama przyznaje – czuje się już ełkaesianką, jednak nieco przyszywaną. W ósmym odcinku cyklu „Rozmowy przy U2” porozmawialiśmy z libero „Łódzkich Wiewiór” – Krystyną Strasz.

Na wstępie nie sposób zapytać o nic innego jak o zdrowie. Jak czujesz się po kontuzji? Udało się już wszystko zażegnać?

Myślę, że już wszystko za mną. Zostały jeszcze małe problemy, dolegliwości, ale to już nie jest w żaden sposób przeszkadzające na boisku. Także poza maską, która z jednej strony mnie chroni, a z drugiej denerwuje i przeszkadza to w sumie nie ma już praktycznie śladu po kontuzji, którą miałam.

Czyli to noszenie maski nie jest póki co związkiem z silnym uczuciem, tylko jeszcze gdzieś tam przeszkadza i denerwuje?

– Z jednej strony ma chronić i faktycznie to robi, bo już się o tym przekonałam. Natomiast nie jest za wygodna. Co chwila ją poprawiam, bez przerwy mam z nią kontakt można powiedzieć, bo cały czas się ześlizguje i tak dalej. Nie jest to zbyt wygodne, natomiast spełnia swoją rolę i to jest najważniejsze.

Krystyna Strasz w masce ochronnej fot. Łukasz Żuchowski

W ŁKS-ie jesteś już piąty sezon. Czujesz, że możesz nazwać się w pełni ełkaesianką?

– Czuje się tutaj jak w domu już. Więc po części, mimo że nie jestem rodowitą ełkaesianką no to czuję się blisko związana zarówno z tym klubem, z kibicami, jak i z miastem. Ja się tu czuje bardzo dobrze i może taką przyszywaną ełkaesianką jestem.

No właśnie, miasto. Jesteś z Sosnowca, który wydaje się być dość podobny do Łodzi. Widzisz jakieś podobieństwa w tych miastach?

­- To znaczy ja jestem z Dąbrowy Górniczej, w Sosnowcu się tylko urodziłam, ale całe życie mieszkałam w Dąbrowie. Jeżeli chodzi o podobieństwa to nie widzę jakichś tam większych podobieństw. Chociaż może Sosnowiec jest taką mniejszą Łodzią po części, ale dużą mniejszą. Jakoś zdecydowanie bardziej polubiłam Łódź, mimo, że Sosnowiec miałam blisko.

Przejdźmy teraz do tych tematów stricte siatkarskich. Praktycznie pewne jest to, że sezon zasadniczy skończycie na czwartym miejscu. Jest z tego powodu pewien niedosyt?

–  Pewien jest. Każdy zespół może pluć sobie w brodę, bo każdy pogubił jakieś punkty. My również nie wystrzegałyśmy się błędów i takich bolesnych strat od początku sezonu. Także z tyłu głowy na pewno jest to, że cały sezon pracuje się na to co jest. Udało się wywalczyć 4 miejsce i teraz trzeba zrobić wszystko, żeby z tego wyniku, który już mamy wyciągnąć jak najwięcej się da.

Dość paradoksalnie to czwarte miejsce może być dla was dobre, bo zagracie z Budowalnymi albo BKS-em Bielsko-Biała, a na Chemika możecie wpaść dopiero w finale.

Myślę, że zarówno BKS jak i Budowalni to są bardzo dobre zespoły i myślę, że żeby przejść dalej musimy zagrać naszą bardzo dobrą siatkówkę, tak z Bielskiem, jak i Budowlanymi. Ja szczerze mówiąc nie mam czegoś takiego, że na któregoś z rywali chciałabym trafić, bądź na któregoś na pewno nie. Wiem, że żeby przejść dalej tak czy inaczej będziemy musiały zagrać naszą dobrą siatkówkę, a jak ją zagramy, to możemy tak naprawdę z każdym w tej lidze zwyciężyć, bo to już pokazałyśmy. Z każdym zespołem z tej górnej części tabeli jednak chociaż raz wygrałyśmy. Także potrafimy to zrobić, ale najważniejsza będzie nasza gra. A z kim przyjdzie nam się zmierzyć, to czas pokaże i będziemy się na tego przeciwnika przygotowywać.

Rozmawiacie już w szatni nad kolorem medalu za ten sezon, czy to jeszcze nie czas na to?

– Nie, nie. Play-offy dopiero przed nami, więc myślę, że o takich rzeczach nie mówimy. Wiadomo, że każda po cichu marzy o jak najwyższym celu, bo to normalne. Jesteśmy sportowcami, każda z nas o tym myśli, jednak to są rzeczy nad którymi musimy jeszcze mocno popracować i powalczyć.

Kiedy rozmawialiśmy po waszym pierwszym w tym sezonie treningu wspomniałaś, że do tej gablotki chciałabyś dorzucić jeszcze tylko Puchar Polski. Z perspektywy zawodnika można żałować, że nie udało się tego zrobić?

Miałam nadzieję, że może uda się powalczyć w tym Pucharze Polski. W sumie z jednej strony cieszyłam się, że gramy z Chemikiem Police pierwszy mecz, bo puchar jest takim turniejem, w którym wygrywa tylko jeden zespół, nie ma drugiego czy trzeciego miejsca tak naprawdę. Więc z jednej strony cieszyłam się, że gramy z Chemikiem, bo żeby sięgnąć po puchar musiałybyśmy z nimi wygrać. Niestety nie zaprezentowałyśmy się zbyt dobrze, nasza gra nie wyglądała zbyt fajnie, dlatego to Chemik prowadził cały czas wynik. No i jest wielka szkoda, bo tak jak mówiliśmy wtedy – trzy medale są, fajnie byłoby gdzieś tam jeszcze unieść ten puchar do góry.

Siatkarki ŁKS-u Commercecon Łódź z brązowymi medalami za sezon 2019/20 fot. ŁKS Commercecon Łódź

A bardziej można żałować tego pucharu, czy tego, że awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzyń, który był na wyciągnięcie ręki, ostatecznie się nie ziścił?

– Może zarówno jednego, jak i drugiego. Z tym, że żeby ten awans był na wyciągnięcie ręki, to trzeba byłoby zdobyć tylko, albo aż dwa sety więcej. To też nie były byle jakie zespoły, z którymi się mierzyłyśmy. Były to zespoły silne i to, że przegrałyśmy dwa sety więcej, które dawałyby awans świadczy o tym, że jeszcze nam troszeczkę brakowało, żeby awansować. Ale jednak ta historia ŁKS-u w Lidze Mistrzyń pokazuje, że wszystko idzie ku lepszemu, bo co roku jest lepszy wynik.

Wyprzedziłaś nieco moje pytanie, bo o tę historię chciałem właśnie pytać. Trzy lata temu, kiedy wchodziłyście dopiero do Ligi Mistrzyń nikt na was nie stawiał, a tu jednak trzeci sezon gracie jak równy z równym z europejskimi potęgami. To może zbudować zawodnika?

– Na pewno jest to fajnie uczucie, kiedy gra się z fantastycznymi zespołami, które prezentują wysoki poziom i mimo wszystko ten mecz nie wygląda bardzo jednostronnie. Ale jednak widać było, że brakuje nam w starciu z tymi najlepszymi zespołami w każdym elemencie czegoś. Aż miło było patrzeć na grający VakifBank, który jak zakładaliśmy presję bez problemu z niej wychodził. Jest to naprawdę bardzo wysoki poziom i mam nadzieję, że kiedyś ŁKS będzie mógł walczyć jak równy z równym już w pierwszej ósemce.

Wydaje się, że na wyższy poziom wniósł was trener Michal Masek, który niespodziewanie pojawił się w klubie w grudniu. Przyniósł ze sobą świeżą energię i nowe pomysły na grę?

– Na pewno ta gra się odmieniła. Tak się stało akurat, że ja na drugi dzień jak trener przyszedł zaniemogłam, więc na tym początku mnie praktycznie nie było. Ale te pierwsze mecze, które oglądałam w telewizji, widać było w nich takiego nowego ducha. Widać było też nową świeżość i to, że coś się zmienia i zespół lepiej gra. Ale myślę, że już w kolejnych meczach było widać, że nasza gra troszeczkę się zmienia.

Trener Michal Masek fot. Łukasz Żuchowski

To zadam teraz nieco podchwytliwe pytanie, bo trener Masek jest tak właściwie trzecim, którego ty spotkałaś w ŁKS-ie. Można go jakoś porównać to trenera Solarewicza czy Cuccariniego?

– Myślę, że każdy z tych trenerów jest inny i każdy ma swój inny pomysł na prowadzenie meczu, jak i treningów. Także myślę, że każdy jest innym człowiekiem, inną osobą,  innym trenerem i każdy ma inny pomysł.

Inny jest również ten sezon. Jak po tak długiej przerwie pomiędzy sezonami w tym okresie grania co trzy dni wytrzymać w aspekcie fizycznym?

– Tak naprawdę przygotowywałyśmy się do tego. Zaczęłyśmy trenować w połowie lipca, więc miałyśmy ten czas, żeby się przygotować. Ale jednak każda z nas jest sportowcem zawodowym, więc tutaj nie było też mowy o całkowitym zaprzestaniu uprawiania sportu, więc każda z nas starała się dbać o swoją kondycję i sprawność fizyczną. Myślę, że tego czasu było wystarczająco. Bardziej nas gubiły te kwarantanny i przerywanie treningów, gdzie będąc same w domu ciężko było utrzymać formę. I to chyba było najbardziej rozbijające.

Na pierwszym w tym sezonie treningu mówiłyście jednym głosem, że tęskniłyście za piłką i za graniem. Nie macie teraz odczucia, że tej siatkówki jest aż za dużo?

– Może pod koniec sezonu takie myśli przechodzą, ale ja akurat w tym sezonie czegoś takiego nie mam, bo jednak już tą przerwę miałam i już wyposzczona wróciłam na boisko. Najtrudniejsze są momenty, kiedy idzie gorzej. Coś tam się przegra, człowiek jest do tego zmęczony i nie ma czasu odpocząć, bo za trzy dni jest kolejny mecz. I najgorsze są takie maratony, bo wtedy może człowiek mieć chwilami dość.

W tym aspekcie całej otoczki koronawirusowej to jest najdziwniejszy sezon, który miałaś okazję rozegrać w swojej karierze?

– Najdziwniej się rozpoczął i ten początek był taki, że każda z nas się zastanawiała na ile będzie możliwość rozegrać tą ligę. Obawialiśmy się na początku jak to będzie, jednak każda z nas chyba spotkała się z tym wirusem i teraz wygląda to całkiem inaczej. Już teraz jak się gra normalnie, to jakoś to idzie. Chociaż najtrudniejszy jest dla mnie akurat ten brak kibiców. Szczególnie to jest odczuwalne w ŁKS-ie, gdzie ci kibice byli tym dodatkowym zawodnikiem podczas meczu.

Sama mówiłaś, że brak kibiców jest stratą jednego zawodnika. Wciąż tak jest, że tych kibiców brakuje, czy jednak można się do tego przyzwyczaić siłą rzeczy?

– Można się do tego przyzwyczaić, natomiast nie jest to absolutnie normalne. Można się przyzwyczaić, bo nie ma wyjścia, nie ma innej drogi tak naprawdę. Ale jednak jest to bardzo dziwne uczucie i mam nadzieję, że jak najszybciej się to wszystko zakończy i świat wróci do normalności.

Kibice podczas meczu ŁKS-u Commercecon Łódź fot. ŁKS Commercecon Łódź

Zbliżając się nieco do zakończenia zadam moje ulubione pytanie podpuchę – jakie jest najpiękniejszy moment, który miałaś okazję przeżyć w ŁKS-ie?

– Najpiękniejszy? Myślę, że mistrzostwo Polski jest takim najpiękniejszym momentem, bo to nie dość, że derby, to jeszcze o takiej randze. I jeszcze to były tak wyrównane, zacięte mecze zakończone naszym zwycięstwem. Bezapelacyjnie, mimo wielu pięknych wspomnień, które mam z grania w ŁKS-ie, ten jeden jest chyba taką wisienką na torcie.

A na tą fazę play-off możemy życzyć wam czegoś innego niż zdrowia i powodzenia?

– Myślę, że to jest najważniejsze. Jeżeli będzie zdrowie, to będziemy mogły wszystkie ćwiczyć na treningach i walczyć o to, żeby grać jak najlepiej. Bo to też ma znaczenie, żeby grała cała 12 na treningach, bo zarówno jedna i druga szóstka wywołują na sobie jakąś presję, żeby jeszcze lepiej grać w meczach.

Krystyną Strasz rozmawiał Dęder.