Fortuna 1. LigaPiłka NożnaWypowiedzi

Wojciech Stawowy: Życzyłbym sobie, aby więcej klubów funkcjonowało jak ŁKS

Wojciech Stawowy podczas przerwy w rozgrywkach udzielił ciekawego wywiadu na łamach portalu 2×45.info. Szkoleniowiec ełkaesiaków odniósł się do kilku kwestii związanych z jego pracą przy al. Unii, relacjach z Krzysztofem Przytułą, ale także opowiedział nieco więcej o swojej karierze trenerskiej.

O przyjęciu posady trenera ŁKS za drugim razem

– Za pierwszym razem po prostu było to niemożliwe ze względów rodzinnych, w które nie chciałbym wnikać. Moich bliskich zawsze stawiam na pierwszym miejscu, oni są najważniejsi. Cieszę się, że dostałem drugą szansę. Ponadto chciałbym podkreślić, iż jestem lojalny i fair w stosunku moich kolegów po fachu. Jak ktoś znajduje się w niepewnej sytuacji, to nie jadę akurat pokazać się na danym stadionie, licząc że może wskoczę na czyjeś miejsce. Nie czekam na cudze potknięcia. Boli mnie, gdy ludzie mówią, iż trafiłem do ŁKS-u dzięki układom… Staram się trzymać z dala od takich historii. Gdybym dowiedział się, że rzeczywiście podstawowym kryterium zatrudnienia mnie było coś, co da się nazwać kolesiostwem, następnego dnia nie byłoby mnie w klubie. Brzydzę się tym. Uważam, że trenerów powinno zatrudniać się tylko biorąc pod uwagę aktualne potrzeby danego zespołu.

– Co mi się zatem w Polsce nie podoba, to fakt, że nie widzę, aby w naszym kraju były kluby, które mają wypracowaną przez lata koncepcję funkcjonowania, szkolenia i trzymają się jej konsekwentnie od lat. U nas jest skakanie między wizjami. Zatrudniasz trenera, on przez rok czy dwa wprowadza swoją wizję, ale gdy przyjdzie kryzys on zostaje zwolniony i przychodzi ktoś o zupełnie odmiennym podejściu do poprzednika. Trzeba wyprzedawać zawodników, bo jemu już nie pasują, diametralnie zmienia zasady funkcjonowania całego pionu sportowego… Nie podoba mi się to. Nie ma wypracowanych modeli, szkoleniowców dobiera się doraźnie, a nie po to, aby realizowali i rozwijali jakąś określoną filozofię. W tym ŁKS jest wyjątkowy. Od paru lat prowadzą go ci sami ludzie, którzy jasno określili styl gry, do którego chcą dążyć, dobierają do niego pasujących wykonawców oraz trenerów, takiej filozofii uczą również w całej akademii, wszystkie roczniki uczą się według tej samej, określonej koncepcji. Wierzę więc głęboko w to, że po odejściu Kazimierza Moskala zatrudniono mnie, bo również do tej wizji ŁKS-u pasowałem i mogę ten projekt kontynuować. Uważam, iż to jest dobra droga. Życzyłbym sobie, aby więcej klubów funkcjonowało w ten sposób.

O relacjach z Krzysztofem Przytułą

– Gdyby moja rozmowa kwalifikacyjna do ŁKS-u miała odbywać się na zasadzie: „Słuchaj Wojtek, jesteś moim kumplem, znamy się od lat, może potrenuj u nas, co?”, albo gdybym dowiedział się, że głównie tym się kierowano – na drugi dzień już nie byłoby mnie w klubie. Zresztą, z dyrektorem Przytułą nawet nie przeszliśmy na „ty”. Znamy się, jasne, ale prywatnie nie jesteśmy kumplami. Krzysztof Przytuła to jest mój były zawodnik, którego prowadziłem w Cracovii oraz w Arce, później był również moim asystentem. Dzieli nas spora różnica wieku, nigdy nie byliśmy dla siebie kumplami z szatni. W ŁKS-ie zatrudnił mnie więc dlatego, że poznał mnie jako zawodnik, wie od tej strony jak pracuję, czego mogą się po mnie spodziewać aktualni piłkarze tej drużyny, zna mnie jako człowieka. Tego jakoś ludzie nie analizują, tylko biorą najprostsze możliwe skojarzenie i są zadowoleni. Płytkie to i nieprzemyślane. Tak mogą mówić jedynie ci, co mnie nie znają. Inaczej wiedzieliby doskonale, ze godziłoby to w moje ambicje, gdybym został zatrudniony po znajomości. Wiedzieliby, że nie przyjąłbym pracy wynikającej wyłącznie z tego, iż ktoś jest moim kolegą. Pracuję też dla własnej satysfakcji, a w takim wypadku musiałbym się jej zupełnie wyzbyć. Zawsze brałem tylko te posady, gdy czułem, że ktoś rzeczywiście wierzy w moje umiejętności, ma do mnie zaufanie na poziomie profesjonalnym i według niego osiągnę postawiony cel sportowy.

Krzysztof Przytuła

O przychylności łódzkich kibiców

– Nigdy nie zabiegałem o miłość ze strony kibiców, bo byłoby to sztuczne. Musiałbym robić i mówić rzeczy pod publiczkę. Prawda jest taka, że nas, szkoleniowców, bronią jedynie wyniki sportowe. Jeśli one się zgadzają, to będą zgadzały się również przychylne spojrzenia z trybun. Jeżeli odpowiednich rezultatów nie ma, to niezależnie od tego jak sympatycznym człowiekiem byłby trener, prędzej czy później cierpliwość by się skończyła. Ja sobie zdaję sprawę z tego, że kibice są bardzo ważną, integralną częścią klubu. Szanuję ich i naprawdę chciałbym, aby gra ŁKS-u cieszyła ich oczy, a liczba zdobywanych punktów ich satysfakcjonowała. Naturalnie mam tego świadomość, dlatego jedyne czym chciałbym przekonać do siebie łódzkich fanów, to owocami naszej pracy, a nie przymilaniem się. Gdy przychodziłem do ŁKS-u wiedziałem, iż z różnych względów nie jestem zbyt ceniony w biało-czerwono-białej części miasta. No a przynajmniej, że nie zostanę przyjęty z otwartymi ramionami. Jak najbardziej to rozumiałem. Mam jednak nadzieję, że chociaż część już do siebie przekonałem, a innych może powoli uda mi się przekonać w przyszłości. Naturalnie jest też taka grupa ludzi, która gdy mnie spotykała przekazywała jedynie wyrazy wsparcia. Bardzo dziękuję i doceniam. Oby wyniki ŁKS-u sprawiły, że w przyszłości to grono jeszcze się powiększy.

O młodzieżowcach w kadrze ŁKS

– Zarówno ja jak i cały pion sportowy wiedzieliśmy, iż ściągamy młodych zawodników, który niekoniecznie od razu zostaną jego pierwszoplanowymi postaciami. Wielu z nich nie miało doświadczenia z Ekstraklasy czy I ligi, większość występowała zaledwie na niższych poziomach. Natomiast uznaliśmy ich za perspektywicznych i dlatego będziemy z nimi cierpliwie pracować. Myślę, że wiosną zaczniemy korzystać z ich usług znacznie częściej, bo przez rundę jesienną zdążyli się nauczyć naszego stylu, dopasować do drużyny i tak dalej.

– Na przykład Marcel Wszołek miał dużego pecha, bo niedługo po transferze zerwał więzadła, a akurat on miał duże szanse na grę w naszej podstawowej jedenastce. Piotrek Gryszkiewicz dobrze pokazał się w Pucharze Polski, moim zdaniem fajnie wyglądał, ale później również złapał kontuzję, która utrudniła mu adaptację w zespole. Jestem też zadowolony z Przemka Sajdaka, choć nie zawsze miał łatwe zadania – choćby w końcówce rundy musiał uzupełniać braki na dziewiątce czy na lewym skrzydle, co na pewno nie było dla niego łatwe. Niemniej dzielnie sobie radził. Zdolna jest ta nasza młodzież. Może nie wszyscy byli od razu gotowi na występy w pierwszej jedenastce, lecz w przyszłości to powinno się zmienić. Jak wspomniałem na wstępie, właśnie z takim zamysłem ich ściągaliśmy, że będziemy ich wprowadzać stopniowo, a nie rzucać na głęboką wodę. Pamiętajmy też, iż nasz drugi zespół stara się awansować do III ligi, co byłoby dla nas świetnym rozwiązaniem w kontekście rozwoju naszej młodzieży. Mówimy więc o wieloaspektowym planie, długofalowym.

Marcel Wszołek

O swoim sztabie szkoleniowym

– Roland Thomas nigdy wcześniej nie miał okazji pracować na poziomie centralnym. Uprzednio pracował w Escoli, prowadził różne zespoły młodzieżowej oraz drużynę seniorską Escoli, z którą rywalizował w lidze tylko okręgowej. Ma 24 lata, jest perspektywicznym trenerem. W ogóle uważam, że takim młodym ludziom należy dawać szansę, zawsze tak twierdziłem i Roland Thomas jest tego przykładem. Tak samo jak z piłkarzami. Cenię sobie jego zmysł taktyczny oraz organizacyjny. Widzę, że w przyszłości może zostać bardzo dobrym szkoleniowcem, dlatego postanowiłem dać mu szansę pracy w ŁKS-ie razem ze mną. Jestem tu otoczony młodszymi od siebie ludźmi, moim drugim asystentem jest Marcin Pogorzała – świetny trener. Powiem więcej – myślę, że to jest ktoś, kto za jakiś czas może samodzielnie prowadzić seniorską ekipę ŁKS-u. Jacek Janowski trener bramkarzy to również świetny fachowiec. O każdym mógłbym wypowiedzieć się wyłącznie pozytywnie. Mówimy o ludziach mądrych, spostrzegawczych, perspektywicznych i pełnych pasji do tego, co robią. Sądzę, że podstawowym kryterium nie powinno być zaglądanie komuś w metrykę, tylko w kompetencje, na to co potrafi. Ponadto ja zawsze staram się otaczać ludźmi mądrzejszymi ode mnie i o takich cechach jak wymieniłem chwilę temu. Poprzez mądrość mam na myśli nie tylko zmysł trenerski, ale w ogóle cały światopogląd. W takim zespole zawsze można wypracować o wiele więcej niż gdy ma się wokół siebie klakierów, którzy na wszystko co powiesz kiwają głowami jak te pieski, które się stawia w samochodach. Nie chcę takich ludzi w sztabie, bo wtedy to nie jest żadna praca twórcza.

Cały wywiad ze szkoleniowcem Łódzkiego Klubu Sportowego do przeczytania TUTAJ.

Źródło: 2×45.info

Foto: ŁKS Łódź / Cyfrasport