Fortuna 1. LigaPiłka Nożna

Tragikomedia po łódzku. ŁKS – Jagiellonia 0:3

Po naprawdę beznadziejnym meczu w środowy wieczór ŁKS stracił już chyba ostatnie szanse na utrzymanie w lidze. Zyskała na tym jednak Jagiellonia, która awansowała do grupy mistrzowskiej.

Na dwa spotkania przed końcem sezonu zasadniczego PKO BP Ekstraklasy ŁKS praktycznie stracił już możliwość popełniania błędów. Nie dziwi więc bardzo ofensywne ustawienie, które tego wieczoru desygnował trener Wojciech Stawowy.
O jakimkolwiek zdziwieniu trudno było mówić również patrząc na dalsze elementy wyjściowej 11. Do składu przez absencję Macieja Dąbrowskiego powrócił Jan Sobociński, czym posadził na ławce dotychczasowego młodzieżowca numer 1 – Adama Ratajczyka. Bełchatowski eksperyment z Maciejem Wolskim na prawej obronie chyba wypalił, przez co w kolejnych meczach możemy spodziewać się obecności Maćka właśnie na tej pozycji.

Tuż po rozpoczęciu meczu wydawało się, że ŁKS wyciągnął wnioski z dwóch poprzednich spotkań i wreszcie nie dał się zdominować w pierwszych fragmentach gry. Można było nawet powiedzieć, że to właśnie gospodarze byli tą drużyną, która kontrolowała pierwsze minuty.

Jak pokazał czas – ŁKS mógł kreować sobie sytuacje, mógł być pod bramką Jagielloni, ale i tak jeden, prosty błąd pozwolił gościom wyjść na prowadzenie. Po wyrzucie piłki z autu Jakov Puljić przeszedł swobodnie niemal pół boiska. Kompletnie niepilnowany napastnik Jagielloni ze spokojem doszedł do pola karnego ŁKS i po prostu oddał precyzyjny strzał. Tym samym padła pierwsza bramka spotkania.

Pierwsza bramka delikatnie zmieniła obraz gry. Nie zmieniła jednak tego, że ŁKS był wręcz beznadziejny w obronie. Maciej Makuszewski wszedł w pole karne ŁKS-u jak do swojego salonu podczas kwarantanny, spokojnie i właściwie bez asekuracji. Multum wolnego miejsca pozwoliło skrzydłowemu Jagielloni oddać strzał, który wylądował na słupku. Jednak po odbiciu się od pleców Arkadiusza Malarza piłka wturlała się do bramki niczym żółw.

Jeszcze trzy dni temu po pierwszej połowie i całkiem dobrym meczu ŁKS prowadził z Rakowem 1:0. Dzisiaj na boisko w Łodzi wyszła chyba zupełnie inna drużyna. Albo po prostu Jagiellonia zweryfikowała skład z Bełchatowa…

O drugiej połowie chyba nawet nie ma co pisać. Chociaż na wyróżnienie zasługuje znakomity występ Tadeja Vidmajera! Podczas dwóch pierwszych minut na boisku Tadej sprezentował Jagielloni dwa stałe fragmenty gry. I to w dwóch kolejnych akcjach! Pech w tym, że ten drugi, to rzut karny, który pewnie na bramkę zamienił Martin Pospisil.

Chwilę później ŁKS zdołał umieścić piłkę w siatce! Dokładniej rzecz ujmując Pirulo wkręcił piłkę z rzutu rożnego, jednak sędzia Szymon Marciniak bramki nie uznał. Dlaczego? To wie chyba tylko on sam.

Nie ma co się oszukiwać – ŁKS zagrał w tym spotkaniu fatalnie. Zarówno w obronie, jak i w ofensywie. Eksperymenty kadrowe Wojciecha Stawowego nie przyniosły chyba zamierzonego efektu…

Wydaje się, że końcowy wynik spotkania, to najniższy wymiar kary wymierzonej ŁKS-owi przez Jagiellonię. Sęk jednak w tym, że szansę na utrzymanie łodzian w PKO BP Ekstraklasie spadły już niemalże do zera. No, chyba, że ci wygrają przynajmniej 5 kolejnych spotkań. Kto wie, może pierwsze z nich uda się wygrać już w niedzielę we Wrocławiu? Wtedy to ŁKS zmierzy się na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław.

ŁKS Łódź – Jagiellonia Białystok 0:3 (0:2)
Bramki: Puljić 12’, Malarz (s) 27’, Pospisil 69′

ŁKS: Malarz (K)  – Wolski, Moros, Sobociński, Klimczak (66’ Vidmajer) – Srnić – Trąbka, Dominguez (46’ Ratajczyk), Guima, Pirulo – Wróbel (76’ Sekulski)

Jagiellonia: Węglarz – Kadlec, Runje, Tiru, Arsenić – Borysiuk (76’ Kiecień), Romanczuk (K) – Makuszewski (55’ Prikryl), Pospisil, Mystkowski – Puljić (74′ Imaz)