Fortuna 1. LigaPiłka NożnaWypowiedzi

Paweł Drechsler: Zespół dobrze zareagował w drugiej połowie, graliśmy do samego końca

„Rycerze Wiosny” polegli w starciu z liderem z Legnicy. Na pomeczowej konferencji prasowej Paweł Drechsler, zastępujący zawieszonego Marcina Pogorzałę, nie ukrywał, że ełkaesiacy w pierwszej połowie zagrali źle. Po powrocie z szatni biało-czerwono-biali pokazali jednak ducha walki i do ostatnich sekund spotkania walczyli o zdobycie bramki wyrównującej wynik meczu.

O spotkaniu:

– Początek meczu był chwilowo obiecujący, ale cała pierwsza połowa raczej na korzyść Miedzi – strzelili gola, a powinni strzelić ich więcej. Interwencje Marka Kozioła i trochę szczęścia pomogło nam w tym, że w przerwie jeszcze byliśmy w meczu. To z czego się cieszymy to reakcja zespołu po wyjściu na drugą część spotkania. Zawodnicy się podnieśli, w szatni wstrząsnęliśmy zespołem. Reakcja w drugiej połowie była dobra, ale wciąż było to za mało na to, żeby chociaż punkt z boiska podnieść, nie mówiąc o zwycięstwie. Trudno, nie poddajemy się. My, jako sztab, jako zespół widzimy w zawodnikach wiarę i złość na to, że dzisiaj nie udało się zdobyć punktów. W klubie, szczególnie my, trenerzy, będziemy cały czas kipieć energią i będziemy pokazywać tym chłopakom, że w nich wierzymy. Jeżeli my się poddamy, to jesteśmy chyba ostatnim bastionem. Jeżeli jacyś kibice już w nas zwątpili, to trudno, będziemy grać dla tych, którzy cały czas wierzą. I liczę na to, że wciąż duża rzesza kibiców wierzy, bo mamy jeszcze dziewięć spotkań przed sobą, dziewięć finałów i wszystko jest możliwe. Sytuacja w tabeli wbrew pozorom nie jest tak zła, jak nastroje mogłyby wskazywać. Patrzymy do przodu z głową w górze. Jutro wejdziemy w kolejny trening, kolejny mikrocykl.

O Javim Moreno:

– Jest to jeden ze skrzydłowych, który ma swoje atuty. Zgadzamy się, że w tym meczu zbytnio nie pomógł, dlatego nastąpiła zmiana. Nie każdy zawsze ma dobry dzień. W Rzeszowie nie wyglądał dobrze, ale na wczorajszym treningu tak.

O momentami statycznej grze zespołu:

– Naszym pomysłem nie jest tiki-taka. Żeby zbudować zespół potrzeba czasu i potrzeba odpowiedniej ilości godzin spędzonych na treningu, a później w meczu. Oczywiście, wiele zagrań było złych, wiele sytuacji nie skończyło się tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Natomiast było też bardzo dużo dobrych rzeczy, które widzimy najczęściej my, trenerzy. Takie rzeczy będziemy wzmacniać. Były dobre rzeczy, były słabe rzeczy, to już jest nasza praca, żeby to zostawić na analizę, którą zaczniemy niezwłocznie, tak żeby zawodnicy już jutro dostali jakiś feedback i od poniedziałku pracujemy dalej. 

O ŁKS-ie walczącym do końca meczu:

– Oczywiście, gra do samego końca ma być jednym z naszych atutów i absolutnie nie zgadzam się z takimi głosami, że tutaj zawodnicy nie mają ambicji. Zawodnicy skoczyli by za sobą w ogień, tak samo, jak my skoczylibyśmy w ogień za nimi. Uważam, że zbudowaliśmy tutaj dobrego ducha zespołu i to właśnie objaw tego dobrego połączenia między zawodnikami a sztabem i generalnie atmosfery panującej w zespole. Jeżeli widzicie zespół grający do 95. minuty z dużą intensywnością, z wiarą, to to jest właśnie przejaw tego, że w zespole jest atmosfera i zawodnicy chcą. Podkreślam jeszcze raz, tutaj nikt nie rezygnuje, nikomu nie można zarzucić braku ambicji, woli walki, czy tego, że ktoś nie chce awansować. Uwierzcie mi, że wszyscy chcą awansować na 100% i dadzą się pokroić za to, żeby ten awans był.

O tym co bardziej składa się na nieskuteczność ŁKS-u – ostatnie podanie, decyzyjność, czy strzał:

– Wydaje mi się, że w pewnym procencie każda z wymienionych rzeczy. Natomiast tej zimnej krwi w ostatnim momencie, dobrego ułożenia stopy i dobrej decyzji już w polu karnym – tego brakuje. Zdajemy sobie sprawę z tego, że mamy problemy z finalizacją. Szukamy rozwiązania tego problemu i wierzymy w to, bo musimy wierzyć, pracować ciężko na treningach, ale musimy też wierzyć, że w pewnym momencie ta szala przechyli się na naszą korzyść i będziemy gole strzelać. Mamy zawodników, którzy potrafią strzelać gole, bo pamiętacie doskonale, że w poprzednich sezonach, choć były zmiany w składzie, byli zawodnicy, którzy strzelali gole i oni potrafią to robić. Widzimy to na treningu, czasami po prostu musi wydarzyć się coś co zmieni oblicze i to jak wygląda zespół. Myślę, że dwa mecze z rzędu z dużą ilością goli odblokują tych zawodników i będziemy strzelać już w każdym meczu. 

O tym, jak w takim razie sprawić, żeby drużyna zaliczyła dwa spotkania z rzędu z dużą ilością bramek:

– To się robi ciężką, codzienną pracą na treningach. Wiem, że wszyscy chcieliby zobaczyć efekt z tygodnia na tydzień, my widzimy ten efekt w postaci małych rzeczy, które wpływają na lepszą grę ŁKS-u, bo możemy ją dostrzec. Nie przekłada się to jeszcze na konsekwencję w zdobywaniu trzech punktów w każdym kolejnym meczu, natomiast widzimy dobre rzeczy i wierzymy, że zaczniemy być skuteczni w polu karnym przeciwnika. 

O tym, czy ten mecz, nie był podobnej jakości co w Rzeszowie, ale po prostu nie wystarczyło to na lidera:

– To był zdecydowanie lepszy mecz niż z Resovią, a tam wygraliśmy, tu przegraliśmy. Ktoś popatrzy na punkty – tam zagraliśmy słabo, wygraliśmy, może powinniśmy grać tak, jak w drugiej połowie meczu w Rzeszowie, która była mocno krytykowana. Więc może powinniśmy grać tak, zbierać cięgi i wygrywać, ale trzeba złapać balans – trzeba grać dobrze i trzeba wygrywać. Dążymy, żeby wygrywać mecze i grać w nich dobrze. Jeżeli będziemy musieli wygrywać, czy utrzymywać wynik w taki sposób, jak w Rzeszowie, to będziemy to robić, bo awans trzeba zrobić za wszelką cenę. Patrzymy do przodu – ten mecz już się skończył, możemy o nim teraz chwilę porozmawiać, ale my od jutra będziemy myśleć już o kolejnym meczu. Mamy dziewięć spotkań przed sobą i my wierzymy w awans. Każdy kto jest związany z tym klubem też niech wierzy w awans.

O urazie Dąbrowskiego:

– Na boisku kontuzja wydawał się poważna. Maciek schodząc z boiska miał łzy w oczach nie przez ból, ale przez to, że nie może pomóc zespołowi. Natomiast teraz w szatni chwilę z nim rozmawialiśmy i wydaje się, że może to nie być aż tak poważne, jak wydawało się na murawie. Okaże się wszystko po badaniach. Dostał łokciem w kość policzkową, ma poważne rozcięcie i dosyć napuchniętą twarz.

Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport