Piłka NożnaWypowiedzi

Maciej Wolski: Pierwsze derby były niesamowitym przeżyciem. Chcemy to powtórzyć

Jest w klubie już ponad trzy lata. Rozegrał blisko 100 spotkań z przeplatanką na piersi i nadal chce się rozwijać w ŁKS-ie. W siódmym odcinku cyklu „Rozmowy przy U2” porozmawialiśmy z Maciejem Wolskim.

Spytam od razu z grubej rury. Jak sobie radzisz z krytyką? 

Maciej Wolski: Myślę, że każdy musi być na to przygotowany, bo nasz zawód łączy się z tym, że krytyka na pewno będzie, słuszna lub niesłuszna. Kibice mają prawo wyrażać swoją opinię, więc jeśli jest konstruktywna, to ją akceptuję. Wiem, kiedy popełniam błędy. Ważne jest to, aby potrafić z tym żyć i w pewnym sensie to akceptować. 

Ważne, żeby krytyka była konstruktywna i przede wszystkim kulturalna.

– Dokładnie, bo przecież nie chodzi tutaj o to, aby chamsko krytykować. Jeśli krytyka jest konstruktywna, to jak najbardziej trzeba ją przyjąć. 

To trochę niewdzięczne w tym zawodzie, bo gdy wygrywasz 10 meczów z rzędu to wszyscy was noszą na rękach, a gdy przychodzi gorszy moment to jesteście do niczego. 

– To jest częste w tym środowisku piłkarskim, że jak idzie to jest wszystko fajnie, a jak zaczynają się jakieś niepowodzenia to dużo rzeczy wtedy przeszkadza. 

Gorąco było w szatni po meczu z GKS-em Tychy?

– Sytuacja szybko została opanowana. Wyjaśniliśmy sobie co i jak. Błędy zostały przeanalizowane. 

Jesteś w klubie już kilka sezonów. Zżyłeś się już z ŁKS-em? Spodziewałeś się, że tyle lat tutaj spędzisz?

– Gdy przychodziłem do klubu, to nie myślałem o tym, ile czasu będę w ŁKS-ie. Aczkolwiek jest to bardzo miłe, że mogę tyle lat występować w tym klubie. Staram się w każdym meczu dawać z siebie wszystko, żeby podziękować za zaufanie wszystkim, co we mnie wierzą. 

Czy Łódź to już twój drugi dom? 

– Myślę, że tak. Praktycznie jest to mój najdłuższy pobyt w klubie, więc na pewno przyzwyczaiłem się już do tego miasta i do tego klubu. Mogę powiedzieć, że Łódź jest moim drugim domem.

Przychodziłeś do ŁKS-u jako młodzieżowiec i jako jedyny zawodnik po wygaśnięciu tego statusu zostałeś w klubie. 

– Tak. Zdaję sobie z tego sprawę, że życie po młodzieżowcu nie jest łatwe, bo kończą się wtedy przywileje i kluby często rezygnują z takich zawodników. Cieszę się, że ja po wygaśnięciu statusu zostałem w ŁKS-ie, przedłużyłem umowę i dalej mogę występować w tym klubie. 

Podczas pobytu w ŁKS-ie miałeś jakieś zapytania czy oferty z innych klubów? Rozważałeś w ogóle kiedyś opuszczenie Łodzi?

– Nie miałem takich myśli. Jakieś zainteresowanie innych klubów było, ale nic szczególnego. Nasz klub działa naprawdę mądrze i stosunkowo szybko przedłuża rozmowy z zawodnikami – wiążąc z nimi przyszłość. To nie jest robione na ostatni moment, tylko szybciej i w przemyślany sposób. Klub nie dopuszcza do takich sytuacji, żeby ktoś odchodził szybciej. Tak stało się też ze mną.

Twój licznik w barwach naszego klubu wybił ci już liczbę 90 występów. 

– To cieszy, bo tak długi pobyt w klubie o czymś świadczy. Na pewno rozegranie takiej ilości spotkań dla jednego klubu to naprawdę fajna sprawa. Jak przychodziłem do ŁKS to wszystko wyglądało inaczej. Była jedna trybuna i nic wokół nie było. Teraz jest już praktycznie piękny stadion. Te trzy lata minęły mi bardzo szybko i widać jak przez ten czas klub się rozwinął. 

Tym bardziej to powinno cieszyć, bo tylko taka ważna postać dla ŁKS-u, jak Maks Rozwandowicz może pochwalić się większą ilością rozegranych spotkań. 

– Maksiu jest tutaj dłużej ode mnie, więc ma więcej tych występów. Nasze sytuacje są bardzo podobne. On przychodził rok wcześniej, w III lidze. Podobnie jak ja, Maks pamięta te dobre i złe chwile w tym klubie. 

W ŁKS-ie miałeś trzech trenerów. Trener Robaszek miał zupełnie inny styl, niż trenerzy Moskal i Stawowy. W jakim stylu gry ty się najlepiej odnajdujesz?

– Każdemu zawodnikowi odpowiada jak najbardziej ofensywny styl grania zespołu, więc na pewno w stylu preferowanym u trenera Stawowego i trenera Moskala czuję się dobrze. U trenera Robaszka graliśmy trochę bardziej defensywnie. Zależy to naprawdę od szkoleniowca. Ważne, żeby ten styl był skuteczny, bo u trenera Robaszka nie traciliśmy za dużo bramek i wygrywaliśmy. To też jest ważne, pomimo tego, że preferował troszkę defensywny styl grania, ale efekty też były widoczne. 

Przychodziłeś do ŁKS-u jako środkowy pomocnik i jesteś najbardziej uniwersalnym zawodnikiem w zespole. Grasz raz na lewej obronie, raz na prawej. Zdarzały się też występy na skrzydłach. Czy takie rzucanie po pozycjach jest problemem przy ustabilizowaniu formy?

– Wiadomo, że lepiej jest grać na jednej pozycji. Przecież nie powiem trenerowi, że nie zagram na jakieś pozycji. Muszę być gotowy na wszystko. To nie jest też tak, że ja gadam z trenerem i mówię, że fajnie by było się sprawdzić na danej pozycji. Trenerzy mają zawsze swój sposób i pomysł na dany mecz. My jesteśmy zawodnikami, więc musimy to realizować – nieważne czy nam to się podoba, czy nie. Ja w ogóle na to nie narzekam, bo grałem na wielu pozycjach i żadna nie jest dla mnie nowością. 

A gdybyś miał wybrać pozycję, na której czujesz się najlepiej?

– Najczęściej występowałem w środku pola, ale myślę, że mimo wszystko na prawej obronie czuję się chyba najlepiej. Lubię ofensywną grę, więc pomimo tego, że trzeba więcej bronić, to nie mam problemu z podłączeniem się do akcji ofensywnej. 

Musimy teraz sprawnie przejść do tematu derbowego. Jakie wrażenia po pierwszym meczu derbowym? W swojej karierze grałeś tylko w jednych derbach Trójmiasta, ale to w był mecz rezerw. 

– Tak to prawda. Jednak to jest nieporównywalna sprawa – derby rezerw i derby w seniorach. Jesienny mecz z Widzewem to były moje pierwsze derby na poważnym piłkarskim poziomie, więc to było niesamowite przeżycie. Chciałbym powtórzyć taki występ w kolejnych derbach u siebie i zwyciężyć. Na pewno taki mecz to coś niesamowitego dla zawodników, klubu, miasta i kibiców. Ważny jest prestiż, więc każda drużyna do takiego meczu podchodzi na 120 procent i robi wszystko żeby go wygrać. Gdy zbliżają się derby, to czuć w mieście atmosferę święta i to, jak ważny jest to mecz. 

Czuć już te derby? 

– Tak, czuć już. W mikrocyklu poprzedzającym derby widać, że zbliża się coś wielkiego. Możesz mi zaufać, że naprawdę zawodnicy czują to, że to jest wyjątkowy mecz i robią zawsze wszystko, aby te derby zakończyły się po ich myśli, czyli zwycięsko. 

Najgorsze w tych zbliżających derbach będzie to, że nie będzie kibiców na stadionie. Taki mecz przy pustych trybunach to przykra sprawa. 

– Na Widzewie graliśmy przy publiczności i tym bardziej szkoda, że mój pierwszy pojedynek u siebie w roli gospodarza odbędzie się bez kibiców. Gdy jest publiczność, to na pewno gra się dużo lepiej. Dla zawodników to przykre, że nasi kibice nie będą mogli zobaczyć tego meczu na żywo na stadionie. 

Tym bardziej, że 13 lat czekamy na wygraną w derbach przy alei Unii Lubelskiej. Ostatni raz zwyciężyliśmy w 2008 roku. 

– Trochę czasu minęło od ostatniego zwycięstwa u siebie, więc mam nadzieję, że w sobotę ten licznik wyzerujemy. 

To prawda, że trener Stawowy czasami na odprawach puszcza wam kulisy ostatniego meczu derbowego?

– Tak. Trener czasami wraca do tych derbów, ponieważ dla niego też to jest wyjątkowy mecz. Na pewno w takim meczu adrenalina się zwiększa, więc wraca do tego spotkania, ponieważ był wówczas bardzo zadowolony z naszego podejścia oraz całego widowiska. Zarówno my, jak i trener chcemy to powtórzyć w derbach u siebie. 

Tamto spotkanie rozegraliście bardzo mądrze i perfekcyjnie. Jedno z lepszych meczów w ostatnich latach w wykonaniu ŁKS. 

– Trener znakomicie nas przygotował do tamtego meczu mentalnie, jak i sportowo, więc na pewno brawa dla niego. Trener zrobi wszystko, żeby tak samo było w sobotę. W tym meczu była duża ilość fauli i kartek dla zawodników Widzewa, bo mieli troszkę inne podejście do tego meczu niż my. My chcieliśmy przede wszystkim sportowo i piłkarsko ich pokonać, a nie w jakiś inny sposób. 

Weszliście do Ekstraklasy i się od niej odbiliście. Jesteście ambitnymi piłkarzami, więc pewnie ta złość siedzi cały czas w was i chcecie pokazać, że nadajecie się do gry na najwyższym poziomie. Może właśnie dlatego tak dobrze weszliście w ten sezon?

– Na pewno od samego początku sezonu każdy ma w sobie tą sportową złość. Przede wszystkim chcemy się zrehabilitować za tamten sezon. Nie ma co ukrywać, że poprzednie rozgrywki były fatalne w naszym wykonaniu. Założyliśmy sobie, że zrobimy wszystko, żeby po prostu w tym sezonie się zrehabilitować i wrócić do Ekstraklasy. Przede wszystkim chcemy tam pozostać, a nie powtórzyć ten „wyczyn” z poprzedniego sezonu. 

Jaki jest twój najgorszy i najlepszy moment w ŁKS-ie?

– Może zacznę od najgorszego. Najgorsza była ta nieszczęsna seria ośmiu przegranych spotkań w Ekstraklasie. To długo siedziało w naszych głowach. Nie potrafiliśmy punktować i nie umieliśmy sobie z tym poradzić. Gdy przegrywa się osiem spotkań z rzędu, naprawdę boli. Człowiek chce zrobić wszystko, aby to przerwać. Ciężko było nam się z tego wygrzebać, więc zdecydowanie to był dla mnie najgorszy okres w ŁKS-ie. Najlepszy moment to zdecydowanie debiut w Ekstraklasie z Lechią Gdańsk. Najlepiej wspominam ten dzień oraz oczywiście pojedynek derbowy. 

Czy ta seria z końcówki rundy jesiennej w jakimś stopniu jest analogiczna do tej ekstraklasowej?

– Nie. Myślę, że nie ma porównania. Wtedy naprawdę nie wiedzieliśmy jak wyjść z tej sytuacji. Teraz mamy naprawdę mocny zespół i chcemy jak najszybciej wrócić na odpowiednie tory. Na pewno nie myślimy w tych kategoriach jak sezon temu, że nie potrafimy sobie z tym poradzić. Ciężko pracujemy nad tym, żeby na dobre wrócić na swoją zwycięską ścieżkę. 

Tak na koniec – co możesz powiedzieć o nowych zawodnikach z perspektywy treningów?

– Na pewno to są bardzo przydatne transfery. Widać, że Mikkel Rygaard ma niesamowitą technikę i jest bardzo doświadczony. Wiele wnosi do tego zespołu, podobnie jak Adaś Marciniak, który był wcześniej kapitanem Arki. Widać u niego też bardzo duże doświadczenie boiskowe. Wielką stratą dla nas jest to, że nie może na razie grać, ale transfer jak najbardziej na plus. Po Ricardinho też widać, że jest to ekstraklasowy wyjadacz i ma niesamowite umiejętności – pokazuje to na treningach i na pewno przełoży też na ligę. Piotruś Janczukowicz to też bardzo duży talent, ściągnięty z Olimpii Grudziądz. Strzelił już dwie bramki i fajne ma wejście do zespołu. Liczymy, że będzie strzelał jeszcze więcej goli. 

Z Maciejem Wolskim rozmawiał Piotrek.

Foto: ŁKS Łódź / Cyfrasport oraz Łukasz Żuchowski