Krzysztof Przytuła: Marcin Pogorzała jest przyszłością ŁKS-u
Tydzień sympatycy Łódzkiego Klubu Sportowego rozpoczęli od trzęsienia przy al. Unii 2. Po zwolnieniu trenera Kibu Vicuni i postawieniu na Marcina Pogorzałę w jego miejsce, odbyła się konferencja prasowa, w której wziął udział Krzysztof Przytuła, dyrektor sportowy biało-czerwono-białych. Szef pionu sportowego podkreślał, że choć decyzja została podjęta w awaryjnych warunkach, wybór następcy hiszpańskiego szkoleniowca nie był przypadkowy, gdyż działacze ŁKS-u od dawna uważali Marcina Pogorzałę za idealnego kandydata na przyszłego trenera.
O powodach zmiany na stanowisku trenera:
– Wydaje mi się, że sytuacja dojrzała do tego, żeby przeanalizować ostatnie trzy miesiące. Tak sobie to podzieliliśmy, że rundą jesienną się już nie zajmujemy, z prostej przyczyny – bardzo dużo kontuzji i problemów zdrowotnych, także nie było sensu tego analizować w takim stopniu, jak teraz. Czyli od grudnia do marca, po przepracowaniu okresu przygotowawczego, po meczach kontrolnych, bo to też są mecze, jak by nie patrzeć. Przede wszystkim – miejsce w tabeli jest złe. Strata do pierwszego, drugiego miejsca jest bardzo duża, zaczyna być niewielka strata to miejsca numer sześć, więc czynnikiem głównym jest brak wyników. Dlatego nastąpiło to teraz.
O wybraniu Marcina Pogorzały na pierwszego trenera:
– Sytuacja z Marcinem jest o tyle niejednoznaczna, ponieważ rok temu Marcin był już w podobnej roli, natomiast była to inna sytuacja, bo wtedy trener Mamrot po prostu chciał odejść. Wtedy wiedzieliśmy, że Marcin zostanie tylko na chwilę, z racji tego, że nie pełnił on wtedy roli asystenta, czyli nie mógł się ubiegać o warunkowe dopuszczenie do prowadzenia zespołu. Powiedziałem, że jest niejednoznaczna, bo Marcin jest w klubie od 2017 roku i przez ten czas był prowadzony pod to, żeby kiedyś być pierwszym trenerem na stałe. Na sto procent będzie trenerem do końca sezonu. Względem poprzedniego roku sytuacja jest o tyle inna, że już jako asystent aplikował na kurs UEFA Pro, który się rozpoczyna w lipcu, egzaminy są w czerwcu, a koniec składania dokumentów na koniec kwietnia. Wtedy będziemy na przykład wiedzieć, że jest na kursie, w czerwcu jeśli zda egzamin to dostaje się na UEFA Pro. Wtedy będziemy robili wszystko jako klub, by Marcin dalej prowadził zespół – bez znaczenia w której to będzie lidze. To nie jest sztab tymczasowy. Marcin jest prowadzony pod to by być pierwszym trenerem pierwszego zespołu. I tak było już od dłuższego czasu, stąd ten pomysł by już dołączył do sztabu trenera Moskala, żeby zbierał doświadczenie. Oczywiście, wolałbym zrobić to w sposób uporządkowany – czyli w momencie kiedy byłby on już po kursie UEFA Pro, pomiędzy sezonami. Marcin jest przyszłością ŁKS-u i tu nie mam żadnych wątpliwości.
O tym czy klub oraz pion sportowy pogubiły się w swoich działaniach, patrząc na ilość trenerów którzy w ostatnim czasie w ŁKS-ie pracowali:
– Nie sądzę, żeby klub czy pion sportowy się gubił. Obojętnie który trener, w jakim klubie, kiedy odchodzi w środku sezonu – o czymś to świadczy. Jest to porażka wszystkich, bo po to się podpisuje kontrakt na rok czy dwa, żeby z końcem sezonu decydować co dalej. Niestety, taki jest zawód trenera. Nie chcę powiedzieć, że to jest stuprocentowa wina kogokolwiek, bo ona jest rozłożona na mnie, na drużynę, na cały sztab i pierwszego trenera. Na końcu jednak o wszystkie decyzje związane z prowadzeniem drużyny to rola trenera – on jest szefem w szatni. Moją rolą jest przygotowanie wszystkich narzędzi do tego, żeby trener miał komfort pracy – zarówno narzędzi, jak i ludzi, czyli odpowiedni sztab i piłkarze. Oczywiście, że chciałbym, żeby trener, teraz Marcin, pracował długo. Zrobię wszystko żeby tak było, bo tak jest zawsze w założeniu. Natomiast w obecnej chwili wydaje mi się, że nie jest wykorzystywany potencjał ludzki, który mamy. Nie wiem co znaczy tutaj gubienie się. Decyzje nie są podejmowane po jednym, czy dwóch przegranych meczach. Jeżeli spojrzymy na tabelę, to jest ciąg zdarzeń. Praca trenera Vicuni trwała niecałe dziewięć miesięcy, kontrakt był podpisany na rok. Zatem znaczna część kontraktu została wypełniona, dużo dobrych rzeczy zostało wypracowanych, natomiast nie zgadza się wyniki. Taka reakcja musiała w mojej opinii po prostu nastąpić. Ale jest to przemyślane, nie jest to na pokaz, nie jest wymuszone, ani działanie na ślepo, bo jest to przeanalizowane.
O celu stawianym przed trenerem Pogorzałą:
– Cel się nie zmienia. Celem od samego początku było bycie w podobnym miejscu, w jakim byliśmy rok temu. O ile teraz możemy mówić raczej już tylko o barażach, więc taki jest cel. Trener Pogorzała na pewno będzie w klubie. Oczywiście, jeśli zostaną spełnione warunki licencyjne i dokumentalne to Marcin będzie trenerem na kolejny sezon. Celem jest włączenie się do walki o baraże i ewentualnie walka w barażach – cel jest niezmienny.
Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport
O zarzutach dotyczących ściągania polskich zawodników z jednej agencji piłkarskiej – BMG:
– Nie jestem pracownikiem żadnej agencji. Rozmawiam z każdym z agentów, mamy też piłkarzy Hiszpanów – dwóch z nich jest w jednej agencji, a nie jestem jej pracownikiem. Kilku piłkarzy, na przykład wcześniej Sobociński, czy teraz Arndt, zmieniali agencje, tak samo kończą im się umowy w różnych agencjach. Nie wiem jak w ogóle się odnieść do takich zarzutów. Dzisiaj rozmawiałem z wieloma agentami, a żadnym z tej agencji.
O tym czy ŁKS nie skupił się zbytnio na ściąganiu droższych, zagranicznych zawodników, którzy nie okazywali się wzmocnieniem zespołu, w miejsce Polaków:
– Kadra pierwszej drużyny ma zawsze 26-30 osób, zawsze. Na zgrupowanie w Turcji pojechało 29 piłkarzy, w tym siedmiu obcokrajowców. Nie wiem, czy to jest tak bardzo wajcha przełożona w drugą stronę. Sądzę, że nie. Oczywiście, każdy klub sportowy albo się myli, albo nie myli. W jednym przypadku tych pomyłek jest dużo, w drugim mniej. Summa summarum, patrząc na piłkarzy z zagranicy nie powiedziałbym, że to są nietrafione wybory. Przyjmijmy jedną rzecz – Mikkel Rygaard miał świetne statystyki w Danii, u nas tego nie pokazał, ale jest w pierwszej lidze szwedzkiej, a dostanie się tam nie jest proste. Daniel Celea teraz stracił miejsce w Rumunii, ale po odejściu z ŁKS-u grał tam wszystko. To jest tak, że nie każdy w danym miejscu dobrze się czuje, dobrze wygląda po pięciu czy sześciu miesiącach. Czasami się zdarza tak, jak w przypadku Mikkela – pomimo ogromnych umiejętności coś nie działa. Oczywiście, że my analizujemy, patrzymy z dnia na dzień na piłkarzy, zastanawiamy się dlaczego jest tak, a nie inaczej. Szukamy rozwiązań poza klubem, co ma na to wpływ, ale tak naprawdę możemy dać tylko i wyłącznie narzędzia piłkarzowi do tego, żeby z nich korzystał. Nigdy nie jest tak, że klub tworzy piłkarza, on może mieć na niego pomysł – piłkarz sam się wytworzy. Trener, dyrektor sportowy, czy agent nie tworzy piłkarza, on mu pomaga. Jeżeli jest zawodnik mądry, czerpie narzędzia ze wszystkich środowisk, które go otaczają, to sam się stworzy. Jeżeli ma do tego potencjał i możliwości, jeśli ich nie ma, to choćbyśmy otoczyli go najlepszą opieką to nic nie zrobi. Uważamy, że są tutaj sprowadzani piłkarze o dobrej jakości. Szukaliśmy doświadczenia w postaci Dąbrowskiego, czy Tosika, bo nie mieliśmy doświadczenia w środku po odejściu np. Łukasza Piątka – sięgnęliśmy po takich zawodników. Chcieliśmy piłkarzy z nazwiskiem, przeszłością – trafił do nas Ricardinho. Chcieliśmy piłkarzy z dobrej ligi lub takich jak Nacho, którzy grają w wielkim klubie, bo Levski jest wielkim klubem, to grają, a nie siedzą na ławce. To nie są piłkarze do odbudowania, po półrocznej przerwie, przychodzący po kontuzji.
O aspekcie finansowym nietrafionych transferów, takich jak Rygaard, Celea, czy takich, którzy wciąż nie pokazali jakości – Moreno czy Juricia:
– Nie wiem w jakim celu rozmawiamy o Mikkelu, nie ma go już w klubie. Nie sprawdził się w ŁKS-ie, nie miał goli, nie miał asyst – odszedł po roku, ponieważ nie dał nam jakości. Mówienie, że Mikkel jest słabym piłkarzem to bzdura, bo nim nie jest. Jeżeli opieramy się na statystykach przytoczonych wcześniej, że Nacho nie grał wcześniej, Ricardinho nie grał wcześniej, to Mikkel grał od czterech sezonów po 30/34 mecze i grał też w europejskich pucharach. Tak czasem jest, po prostu. To nie jest maszyna, to jest człowiek. To nie jest tak, że człowiek pierwszy raz wyjeżdża poza granicę swojego kraju i się od razu odnajduje, to tak nie działa. Raz działa, raz nie działa. Oczywiście, lepiej jest mieć 100% trafionych decyzji, ale nikt tak nie ma.
O tym czy trener Pogorzała od początku sezonu był planem B, w przypadku niepowodzenia trenera Vicuni:
– Marcin od początku był brany pod uwagę jako trener, który może zastąpić po sezonie, czy w przyszłości trenera Vicunię, bo nie wyobrażaliśmy sobie, że będziemy na 9. miejscu w marcu. Natomiast Marcin nie jest strażakiem, nie jest trenerem tymczasowym. Tak samo, jak i trenerzy, którzy są w sztabie z Marcinem. W tym wszystkim co się stało, złego, bo rozstanie z kimkolwiek w trakcie kiedy sezon trwa nie jest dobre dla mnie czy trenera. Fajnie jak są wyniki, trenerzy pracują i są, ale takie rzeczy są wszędzie. To nie jest dobre dla ogółu, że się z kimś rozstaje, ale w tym wszystkim trzeba też dojrzeć plusy. A są one takie, że zaczynają ten sztab już w stu procentach tworzyć ludzie, którzy są w klubie długo. Jutro ogłosimy kolejną osobę, która dołączy do sztabu, bo ktoś do niego musi trafić i to będzie osoba też z Akademii. Dla mnie prowadzenie Akademii i prowadzenie pierwszej drużyny łączy się w jedność, czyli to musi być to co sobie zakładaliśmy na samym początku – trenerzy z Łodzi i województwa łódzkiego, ludzie którzy utożsamiają się z regionem i znają klub oraz środowisko. Tak jest w Akademii, a teraz trenerzy, którzy w niej byli, są w pierwszym zespole i to jest coś do czego dążyliśmy. Oczywiście lepiej by było, gdybyśmy z trenerem Kibu awansowali do Ekstraklasy, został w niej i za półtora roku powiedział, że wykonał swoją misję, a w jego miejsce wchodzi trener Pogorzała. Natomiast tak nie jest, bo jesteśmy na 9. miejscu, stąd ten krok. Ale decyzja o tym, że to będzie Marcin była naturalna.
Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport
O tym jak ma się zatrudnianie w roli pierwszego szkoleniowca człowieka, który współtworzył sztab w tym sezonie i był współodpowiedzialny za wyniki klubu:
– Oczywiście, że też jest współodpowiedzialny, wszyscy jesteśmy, w mniejszym bądź większym procencie. Trzeba byłoby to rozłożyć na 40 osób, które pracują w sztabie i pionie sportowym. Ale zawsze decyzję o tym kto i na jakiej pozycji gra ostatecznie podejmuje trener. Nic w drużynie nie może się odbyć bez pierwszego trenera, w ŁKS-ie nie ma sytuacji, gdzie na przykład pierwszy trener nie wie kto będzie grał na pozycji numer dziewięć. Pozostali trenerzy czy asystenci mają swoje pomysły, mówią o nich, ale decyzje podejmuje pierwszy trener. Sztab jest jeden, ale tak jak w drużynie, są to jednostki. Każdy ma inne spojrzenie na pewne rzeczy, bez znaczenia czy ten sztab pracował ze sobą pięć czy dziesięć lat. Jeżeli jest taka zmiana to inne oddziaływanie jest trenera, który wchodzi w rolę pierwszego trenera, bo po prostu jest innym człowiekiem. Będzie inaczej rozmawiał z piłkarzami, miał inne postrzeganie świata. Łączy nas na pewno jedna rzecz, którą zatraciliśmy – dominacja w grze przez posiadanie piłki i skuteczna gra w ofensywie. Tego nie mamy. To jest jedyny element, którego tak naprawdę dzisiaj nie ma – gra ofensywna, strzelanie goli, która się przekuwa na wynik. Tego tylko nie ma. Dlatego musiała nastąpić zmiana, bo nie widzieliśmy możliwości dalszego wyegzekwowania tego.
O tym czy Pogorzała mimo młodego wieku wytrzyma presję związaną z rolą pierwszego trenera:
– Wiek nie odgrywa znacznej roli, jeżeli mówimy o tym czy ktoś ma twardą rękę, czy wytrzymuje psychicznie. To jest kwestia cech charakteru, determinacji. Jest w Ekstraklasie, w Warcie Poznań, trener jeszcze młodszy niż trener Pogorzała i oni jakoś oddziałują na zespół pod względem charakterologicznym, jest tam spójność i dyscyplina. Marcin przez to, że był w sztabie, pracował z młodzieżą, rozumie piłkę i zna piłkarzy dłużej niż kilka miesięcy. Zawsze będzie trenera bronił warsztat, przekaz, sprawiedliwość, wtedy będzie poważany. Marcin ma te cechy. Nie chcę tutaj kadzić, mówić, że będzie trenerem na lata, jest to słynne powiedzenie „trener do lata”. Nie, Marcin nie będzie trenerem w ŁKS-ie do lata. Obojętnie czy spełni kryteria związane z licencją w czerwcu czy za rok, to będzie trenerem pierwszego zespołu. Ma wszystkie predyspozycje, żeby to robić, ogranicza go tylko dokument. Czekamy teraz na to, żeby ten kurs stał się faktem. Odpowiadając na pytanie – jestem pewny, że Marcin ma wszystkie cechy, żeby trzymać dyscyplinę i dobrze oddziaływać na zespół.
O zwolnieniu trenera kolejny raz po zimowym obozie w Turcji:
– Pierwsze na co patrzę to rozwój piłkarzy, obojętnie czy ma 30 lat czy 17, czy grał za granicą czy tylko w Polsce, czy przyszedł z Ekstraklasy czy z III Ligi, bez znaczenia. To czy piłkarze się rozwijają to pierwsza rzecz, którą zawsze się kieruję w stosunku do drużyn w Akademii – piłkarz ma się rozwijać. Druga rzecz, jeżeli piłkarze się rozwijają, co za tym idzie rozwija się drużyna, bo składają się na nią jednostki. Trzecia rzecz to jest styl gry, na czwartym miejscu jest wynik. Odpowiedzcie sobie sami, jeżeli mówimy o grze ofensywnej, czy nasi piłkarze z potencjałem, jak Pirulo, Ricardinho i tak dalej – czy oni się rozwijają. Padła tutaj kwestia Javiego Moreno – z tego co pamiętam, trafił do nas w lipcu, a pod koniec lipca grając w Tychach i na Koronie Kielce został okrzyknięty, że to jest gość z innej planety. Kolejna rzecz – czy rozwija się drużyna? Też mam tu wątpliwości i dzieliłem się nimi, bo ta analiza na tym polega. I na końcu mamy też coś co się nazywa wynikiem i to też się nie zgadza.
O tym czy zimowy okres przygotowawczy został zmarnowany:
– Nie. Jeżeli chodzi o aspekty integracji grupy, prewencji grupy, czyli patrzenia na to ile mieliśmy kontuzji, żeby zawodnicy wracali do pełni zdrowia, ale też była budowana forma fizyczna, plus trening przygotowania motorycznego – pod tym względem to był jeden z lepszych obozów na jakim byłem. Pamiętam zgrupowanie kiedy był awans do Ekstraklasy i było podobnie. Patrząc globalnie na 9 miesięcy funkcjonowania drużyny, to ona po prostu nie ma wyników. Jesteśmy dzisiaj przeciętnym zespołem, który musi się bić o to, żeby być w pierwszej szóstce, a z potencjałem zawodniczym większym może niż ktoś wyżej niż my. Ale to zawsze weryfikuje boisko, po drugiej stronie też jest przeciwnik. Na dzisiaj nie dajemy rady, ale jeszcze sezon się nie skończył. Zrobimy wszystko, żeby się dalej bić.
Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport
O tym czy żałuje któregokolwiek transferu dokonanego w ciągu ostatnich sześciu okienek:
– Tak, ale nie podam nazwiska. Są transfery, o których ktoś powie, że można być z nich dumnym lub są takie, które się po prostu nie sprawdzają. Pamiętam okienko letnie po awansie do Ekstraklasy – Trąbka, Guima, Pirulo, Dampc i Srnić. Dwa transfery na pięć udane – to jest dobry wynik czy słaby? Jasne, mówimy o wyniku końcowym, spadliśmy, ja wiem. Już to przerabiałem – spadliśmy, potem nie weszliśmy – ja wiem o tym. Mówimy o okienku. To jest tak, że w Ekstraklasie potrzebowaliśmy czegoś innego, bo pierwsza runda była zła, przegrywaliśmy mecz za meczem. To też nie są takie momenty, w których buduje się przyszłość, chcieliśmy piłkarzy jak Dąbrowski, Malarz – piłkarzy z doświadczeniem. Czy to była słuszna droga? Nie daliśmy rady, pewnie nie. Pytanie gdzie ŁKS był pięć lat temu. Weźmy pod uwagę jedną rzecz, może nie wszyscy pamiętają, że kilka lat temu widzieliśmy się tutaj na Ruchu Wysokie Mazowieckie. My jesteśmy na profesjonalnym poziomie centralnym – I Lidze, Ekstraklasie – cztery lata. To są cztery lata budowania klubu, nie piętnaście czy dziesięć, który wcześniej… No naprawdę, nie chcę mówić co tu wcześniej było, ale nie było zbyt wiele. Awanse rok po roku, przykładowo, do Ekstraklasy weszliśmy razem z Rakowem. Dzisiaj Raków mówi, że wydawał od iluś tam lat i dzisiaj jest trzecim klubem w Polsce pod względem wydatków. Mierzymy się z Rakowem? Inny przykład – Miedź Legnica. Pracowałem tam w 2013 roku bodajże, już wtedy płaciła wysokie pieniądze, wiem jakie, bo akurat byłem w sztabie. I od tego okresu, czyli mamy 8 lat, Miedź Legnica, o ile dobrze pamiętam, była w Ekstraklasie jeden sezon. My też byliśmy jeden. Zrobiliśmy to w cztery lata, a Miedź robi to w osiem. Takie są fakty, mówimy o Miedzi Legnica. Stabilizacja klubu, możliwości klubu, naprawdę duże pieniądze. Jeżeli mówimy o takich rzeczach, to tam też przewinęło się mnóstwo piłkarzy, tam też odchodzili, były nietrafione transfery, też był spadek. Osiem lat funkcjonują na poziomie I Ligi czy Ekstraklasy i płacą, i to się dzieje.
O braku presji na piłkarzach związanej z wynikami i słabą grą – na przykład zsyłek do rezerw:
– Myślę, że to nie tędy droga. Droga jest w tym, żeby budować, a nie rozwalać. Jeżeli będziemy co chwilę coś rozwalać to nigdy nic nie zbudujemy. Niestety, piłka nożna to nie jest coś co sobie dzisiaj założymy i mamy stuprocentową pewność, że za pół roku tak będzie. To jest zupełnie inna kategoria myślenia o planach, a później o celach. Zawsze dobrze jest, jak te cele są realizowane, ale często jest tak, że w trakcie się coś wykoleja. Nie ma chyba klubu, który zawsze wygrywa. Lech w tamtym sezonie tragedia, dzisiaj gra o mistrzostwo. Legia w tamtym sezonie mistrzem, dzisiaj bije się o utrzymanie. Nawet nasz sąsiad – w tamtym sezonie nic, w tym może awans. Nie ma klubu, który wygrywa non stop.