Kazimierz Moskal: Mam zaufanie do prezesa Salskiego i uważam, że kłopoty są tylko przejściowe
Kazimierz Moskal udzielił wywiadu, oficjalnemu portalowi Fortuna 1.ligi, w którym opowiedział o powrocie do Łódzkiego Klubu Sportowego. Nie zabrakło także innych tematów, w tym odejścia Maksymiliana Rozwandowicza do Zagłębia Sosnowiec.
O pierwszym pobycie w ŁKS i wspomnieniach z tym związanych
– To był jeden z lepszych okresów w mojej karierze. Wywalczyliśmy awans, który był trochę niespodziewany, ale wydaje mi się, że w pełni zasłużony. Cenię sobie ten czas i dobrze wspominam. Awans do ekstraklasy był sporym sukcesem, ale potem brakowało nam doświadczenia. W kadrze było kilku zawodników, którzy byli z ŁKS jeszcze od trzeciej ligi. Jakby prześledzić nasze mecze, to wiele przegraliśmy przez indywidulane błędy, które właśnie wynikały z braku doświadczenia. Jak choćby spotkanie z Piastem Gliwice. Mamy w 70. minucie rzut karny, nie strzelamy go, a po chwili tracimy kuriozalną samobójczą bramkę. Pechowcem był też Janek Sobociński, który często maczał palce przy traconych golach, ale tak naprawdę to wielu zawodnikom przydarzały się podobne błędy.
O oczekiwaniach fanów i swoim pomyśle na grę
– To jest normalne, że fani chcą zwycięstw i dobrej postawy. Jestem typem szkoleniowca, który zawsze gra ofensywnie. Nie chce się bronić, tylko pokazywać widowiskową piłkę. Wiemy jakie są teraz warunki i z jakimi problemami się borykamy. Każdy trener stara się, by proporcje między atakiem i obroną były zachowane. Wtedy w ekstraklasie stwarzaliśmy sytuacje, ale ich nie wykorzystywaliśmy, a rywal po naszym błędzie strzelał gola i przegrywaliśmy. W ŁKS najpierw wszyscy byli zachwyceni naszą grą, ale jak przegrywaliśmy, to wytykano mi, że nie mam planu B. Mieliśmy pomysł i próbowaliśmy go wdrażać. Nie jestem trenerem, który po dwóch czy trzech porażkach, każe zespołowi stawać w polu karnym i wybijać piłkę. Zawsze będziemy rozliczani za wyniki, ale mam przekonanie, że nie tylko o to w piłce chodzi. Chciałem nauczyć zawodników gry, której – jak miałem wrażenie – się bali, czyli ofensywnej i do przodu. Które mecze ogląda się najlepiej? Takie, w których obie drużyny chcą grać w piłkę. Tylko tak przyciągniemy kibiców na mecz. Mamy piękne stadiony, ekstraklasa, ale też pierwsza liga są coraz lepiej opakowane, ale mamy kłopot, by trybuny były pełne. Dzięki widowiskowej grze jest na to większa szansa.
O odejściu z ŁKS
– Wiadomo, że zwolnienie to nie jest fajny moment. Doszliśmy wtedy do wniosku, że to będzie najlepsze wyjście. Może nie stałoby się tak, gdyby nie przerwane rozgrywki z powodu pandemii. Zajmowałbym się przygotowaniem do kolejnego meczu, a tak było dużo wolnego czasu i kłębiły się pomysły co zrobić, by ŁKS uratować. Mówi pan o statystykach, średniej zdobytych punktów, ale ważniejsze jest chyba to, jak kto pracuje. Prezes Salski widział na co dzień, jak to robiliśmy. I pewnie dlatego zwrócił się z pytaniem czy wrócę. Nie jesteśmy spokrewnieni, nie mamy wspólnych pozasportowych interesów, więc nie znalazłem się w tym klubie w jakiś dziwny sposób.
O obawach związanych z drugim podejściem do ŁKS
– Za pierwszym razem współpraca nam się dobrze układała. Oczywiście łatwiej przychodzić do klubu, w którym nie ma problemów organizacyjnych, ale w życiu są też ważniejsze sprawy niż pieniądze. Mam zaufanie do prezesa Salskiego. Nie była to sprawa, która mogłaby mnie przestraszyć. Znam go na tyle, że uważam te kłopoty za przejściowe i nie miałem wątpliwości, że chcę podjąć to wyzwanie.
O odejściu Maksymiliana Rozwandowicza
– Takie jest życie. Ja też kiedyś myślałem, że całą karierę spędzę w Wiśle Kraków, a musiałem odejść do Lecha Poznań. Wierzyłem, że na stałe osiądę w Krakowie, ale jeden z trenerów powiedział mi, że nigdy nie wiadomo co życie przyniesie. Maks ma wiele zalet i spędził w ŁKS sporo czasu. Jednak nie widziałem go na tej pozycji, na której gra i otwarcie mu to powiedziałem. Szukam zawodnika o innej charakterystyce.
O przerwie w pracy trenera
– Nie mam zwyczaju jeździć na mecze, gdy jestem bez pracy. Przez ten czas byłem na dwóch spotkaniach. Zostałem zaproszony na mecz Wisły, podczas którego odsłaniano pamiątkowe tablice i byłem też w Niepołomicach na Puszczy, bo mieszkam blisko. Oglądałem piłkę w telewizji. Byłem na bieżąco przede wszystkim z ekstraklasą, oglądałem też trochę pierwszej ligi, w tym spotkania ŁKS. To jest taki czas, w którym trener może na mecz spojrzeć z dystansem. W klubie jest ciągła presja, wszystko kręci się wokół drużyny. A to czas na przemyślenia i wyciągnięcie wniosków. Można przekonać się, jakie inni trenerzy rozwiązują boiskowe problemy, jak dopasowują taktykę do rywala.
Źródło: 1liga.org
Foto: ŁKS Łódź / Cyfrasport