Piłka NożnaWypowiedzi

Kazimierz Moskal: Można powiedzieć, że jestem człowiekiem ŁKS

Kazimierz Moskal, trener Łódzkiego Klubu Sportowego w wywiadzie udzielonym oficjalnemu portalowi „Łączy nas piłka”, podzielił się m.in. swoimi spostrzeżeniami na temat obecnego sezonu Fortuna 1. ligi porównując tegoroczny awans z tym ostatnim, który zanotował w 2019 roku oraz zapowiedział również przyszłe wyzwania dla klubu.

O tym, czym się różniły awanse do ekstraklasy z 2019 roku i obecny:

– Teraz mamy lepszą drużynę, bo jest w niej więcej zawodników z doświadczeniem. Mają za sobą występy w ekstraklasie czy pierwszej lidze. Wtedy kadra w dużej mierze była oparta na piłkarzach, którzy grali jeszcze w trzeciej czy drugiej lidze. Niewielu miało za sobą przeszłość w ekstraklasie. Do tego dodałbym, że poziom rozgrywek teraz jest dużo wyższy. Wystarczy spojrzeć na zespoły, z którymi rywalizowaliśmy o awans. Różnica była też w naszej grze. Za pierwszym razem mieliśmy mniej udaną jesień, a lepszą wiosnę. Teraz po pierwszej rundzie byliśmy liderem, a to sprawia, że trudniej jest się utrzymać na pierwszym miejscu niż gonić. Rywale mocno nastawiali się na nas i to wyzwalało w nich dodatkowe pokłady energii. Chwała chłopakom za to, że byli w stanie utrzymać się na pierwszej pozycji i ani razu jej nie straciliśmy.

O tym, kiedy był najtrudniejszy moment:

– To tak naprawdę pierwszy mecz sezonu i porażka u siebie z GKS Katowice. Przyszedł nowy trener, rozpoczynały się rozgrywki, a kibice czekali z nadziejami. Klub dopiero co otworzył cały stadion, a zespół nie tylko na nim nie wygrał, ale nawet nie zdobył bramki. Założenie było takie, by wyjść na prostą, obniżyć koszty funkcjonowania klubu i budować drużynę z myślą o następnym sezonie. Oczywiście kibic i tak wierzy, że jego zespół będzie walczył o awans. A tu na początek przegraliśmy u siebie 0:2. I atmosfera już na początku sezonu siadła. Z trybun płynęły głosy, że czeka nas walka o utrzymanie. To był zdecydowanie najtrudniejszy moment. A wiosną? Jako że byliśmy liderem, to oczy były zwrócone na nas. Po każdej porażce spadała na nas krytyka, ale zespół w kolejnym meczu potrafił wrócić na właściwe tory i odpowiedzieć zwycięstwem.

O tym, którego klubu jest trener:

– W Wiśle miałem swój czas jako piłkarz. Grałem w niej dwa razy i to w różnych epokach tego klubu. Dostałem tam też szanse jako trener i się z tego cieszyłem. Ten czas już jednak za mną i przyszła pora na inne kluby. Z ŁKS udało się awansować do ekstraklasy cztery lata temu i teraz ponownie. Dobrze czuję się w Łodzi i w klubie. Więc można powiedzieć po wywalczeniu dwóch awansów, że jestem człowiekiem ŁKS. Spędziłem tu już prawie trzy lata.

O tym, co się zmieniło w klubie w czasie, kiedy trenera nie było:

– Na pewno stadion. ŁKS w końcu doczekał się czterech trybun. Przyjemnie jest wychodzić na mecz i grać przy ponad 10 tysiącach kibiców. Od początku mówiłem, że mamy kłopoty organizacyjne, z którym trzeba sobie poradzić i poukładać sprawy finansowe. To nam nie ułatwiało, ale też na szczęście nie przeszkodziło w grze. Potrafiliśmy skupić się wyłącznie na sprawach boiskowych i za to doceniam mój zespół.

O roli Mateusza Kowalczyka i Aleksandra Bobka:

– Młodzi zawodnicy, którzy potrafią dźwignąć ciężar w zespole walczącym o awans, to wielki atut. To mnie bardzo cieszy, kiedy udaje się ich wprowadzić do drużyny. Kowalczyk już na obozie przygotowawczym pokazał się ze świetnej strony. Pod swoim polem karnym nie bał się wziąć piłki z rywalem na plecach i rozpocząć akcję. Bardzo mi tym zaimponował. Pojawiły się problemy, bo między sezonami właściwie nie miał czasu, by odpocząć. Dostał powołanie do kadry młodzieżowej i dopiero jak z niej wrócił, daliśmy mu kilka dni wolnego. Ten brak odpoczynku się na nim odbił i dlatego nie zagrał od początku z GKS Katowice i GKS Tychy. W tym drugim meczu dał jednak taką zmianę, że potem był już w podstawowym składzie. Bobek to przykład, że nieszczęście jednego zawodnika, to uśmiech losu dla drugiego. Bramkarzem numer jeden był Dawid Arndt, choć planowaliśmy, że w przyszłości Olek może go zastąpić. Tymczasem miał problemy zdrowotne. Bobek wszedł za niego do bramki i spisywał się znakomicie. Wybronił nam kilka spotkań i nie było powodu, by go zmienić.

O tym, czy grozi im woda sodowa:

– Są podstawowymi zawodnikami zespołu i na każdego w tak młodym wieku takie sukcesy działają. Rozmawiałem z nimi i przestrzegałem przed pewnymi sprawami. Staram się im pomagać, ale na szczęście nie widziałem czegoś, co by mogło mnie poważnie zaniepokoić.

O roli doświadczonych zawodników, jak choćby Adam Marciniak i Maciej Dąbrowski:

– Wszystko zależy od tego, czy zdrowie im na to pozwoli. Pamiętam Adama, który przed sezonem miał spore problemy i sam miał wątpliwości, czy będzie w stanie kontynuować grę na odpowiednim poziomie. Wyleczył się, wrócił do treningów, mocno pracował i okazało się, że jest w stanie podołać. Maciek najpierw grał, potem stracił miejsce w składzie właśnie na rzecz Adama. Na ich pozycjach doświadczenie jest ważne, ale piłka nożna stawia obecnie stoperom wysokie wymagania. Nie są tylko od tego, by wybijać piłkę, byle dalej od własnej bramki.

O Nelsonie Balongo:

– Zdaje sobie sprawę, że z perspektywy kibica czy dziennikarza takie oceny się pojawią. Liczyłem, że będzie strzelał gole, bo dochodził do bramkowych sytuacji. Kiedy grał w pressingu czy odbiorze piłki, spisywał się dobrze, ale brakowało mu goli. Zresztą sam sobie z tego zdawał sprawę, bo wiedział, czego od niego oczekuję i to przeżywał.

O tym, czy wygrana z Wisłą Kraków była kluczem do awansu:

– Po zwycięstwie z Podbeskidziem wywalczonym w doliczonym czasie pomyślałem, że szansa jest już bardzo duża i jesteśmy blisko realizacji tego celu. A mecz z Wisłą? Spotkały się dwie duże firmy, które były w czołówce ligi. Można było oczekiwać świetnego meczu i tak rzeczywiście było. Bezpośrednio po tym spotkaniu była radość i myśl, że już awansu nie wypuścimy z rąk. Dwa dni później popatrzyłem w tabelę i pomyślałem, że jednak jeszcze nie jest wszystko rozstrzygnięte.

O nastroju przed rundą wiosenną:

– W każdych rozgrywkach chce się zająć jak najwyższe miejsce. Trzymam się jednak powiedzenia, że im ciszej będzie, tym dalej zajdziesz. Nie mówiliśmy o tym głośno, nie celebrowaliśmy przesadnie wygranych i nie rozdmuchiwaliśmy naszych oczekiwań. Cieszyliśmy się przez chwilę, ale już myśleliśmy o kolejnym meczu. Tak też było, kiedy przydarzyły się nam porażki. Nie robiliśmy afery, tylko skupialiśmy się na tym, by wrócić na właściwe tory.

O wzmocnieniach:

– Nie ma chyba klubu, który przed sezonem nie chciałby się wzmocnić. Tym bardziej my. Nie jestem w stanie powiedzieć, ilu nowych zawodników sprowadzimy. Wiem za to, że potrzebujemy piłkarzy z odpowiednią jakością. Takich, jak choćby Michał Mokrzycki, którego wypożyczyliśmy zimą i od razu stał się podstawowym zawodnikiem. Znamy swoje miejsce w szeregu i wiem, że dla wielu piłkarzy ŁKS nie będzie pierwszym wyborem. Wierzę jednak, że trafią do nas gracze na odpowiednim poziomie.

O tym, by nie powtórzyła się sytuacja po poprzednim awansie:

– Teraz cieszymy się i żyjemy chwilą. Wtedy dużo bardziej zaufaliśmy piłkarzom, którzy byli w ŁKS w trzeciej i drugiej lidze. Kiedy sytuacja stała się ciężka, brakowało doświadczenia i liderów, którzy byliby w stanie pociągnąć zespół. Nie będziemy jednak żałować, że awansowaliśmy. Jestem dumny, że zawodnicy byli w stanie utrzymać pozycję lidera od 17. kolejki. Pomimo słabszych meczów sami zapewniliśmy sobie awans remisem w Gdyni. Nie potrzebowaliśmy do tego porażek Wisły i Ruchu. Dlatego ten awans tak dobrze smakuje. Wracając do poprzedniego sezonu w ekstraklasie, to rzeczywiście zrobiliśmy za mało transferów. Przyszli tylko Łukasz Piątek i Łukasz Sekulski, ze Stomilu Olsztyn dołączył Dani Ramirez i dopiero u nas stał się podstawowym zawodnikiem. Dopiero zimą pozyskaliśmy Dąbrowskiego i Pirulo, ale Hiszpan miał kłopoty, by przebić się do podstawowego składu. Jeszcze był Ricardo Guima, ale nie potrafił się zaaklimatyzować. Reszta to byli nieznani lub mało znani zawodnicy. Wisła Płock jest przykładem, jak kilka porażek z rzędu może wpłynąć na zespół i mieć opłakane skutki. Choć miała doświadczonych zawodników, to nie potrafili udźwignąć walki o utrzymanie. Mam mocniejszą drużynę niż trzy lata temu i wierzę, że będziemy w ekstraklasie odpowiednio wzmocnieni wygrywać.

Cały wywiad z trenerem dostępny TUTAJ.