Relacja z wyjazdu do Wrocławia
We Wrocławiu pojawiło się około 900 fanatyków Łódzkiego Klubu Sportowego.
Po bardzo udanym liczbowo wyjeździe do zaprzyjaźnionego Poznania, na którym pobiliśmy nasz wyjazdowy rekord odkąd istnieje zorganizowany ruch kibicowski, przyszedł czas na kolejną wyprawę na której mogliśmy wykręcić dobrą liczbę. Na nowym stadionie Śląska Wrocław jeszcze nie byliśmy. Co prawda graliśmy już na nim ale przez covid wtedy mecz był bez publiczności. Mogliśmy też liczyć na sporą pulę biletów. Co prawda w obecnej sytuacji sportowej w naszym przypadku niemożliwe było wykorzystanie jej w całości, ale przynajmniej nie trzeba było się martwić o to, że zabraknie dla kogoś biletów.
Zbiórka w niedzielny poranek tradycyjnie na ŁKS-ie, skąd wyruszyliśmy w stronę Dolnego Śląska w sile 3 autokarów oraz sporej liczby aut i busów. Droga przebiegła spokojnie, na jednym postoju. Dopiero przy zjeździe z trasy na parking przy sektorze gości trochę się zakorkowała. Wejście na stadion było sprawne i tuż przed pierwszym gwizdkiem wszyscy byliśmy na sektorze na którym powiesiliśmy flagi „ŁKS Łódź”, „ŁKS Łódź Polska”, z boku sektora „Troublemakers” oraz na górze „Łódź naszym miastem ŁKS naszym życiem”. Były też flagi PDW dla „Cześka”, „Żyrafy”, „Mosiona”, „Bastka” i „Zakrza”.
Nasza liczba we Wrocławiu to około 900 osób w tym delegacja poznańskiego Lecha. Doping rozpoczęliśmy od głośnego „jesteśmy zawsze tam…”, potem prowadzony był z przerwami, ale kilkakrotnie bardzo dobrze było nas słychać. Dopiero po wyrównującej bramce już do końca meczu dobrze bawiliśmy się na naszym sektorze. I kiedy wydawało się, że na ciężkim sportowo terenie uda się pod dobrej grze ugrać pierwszy od dawna wyjazdowy punkt to zawsze musi się coś zjebać. Po fatalnej w skutkach postawie obrońców, w ostatniej akcji meczu tracimy bramkę i kolejny mecz wyjazdowy i w ogóle ligowy mecz z rzędu kończymy porażką. Wkurwienie spore bo była szansa nawet ten mecz wygrać. Mimo wszystko po końcowym gwizdku jak piłkarze podeszli pod nasz sektor to podziękowaliśmy im za walkę.
Po meczu swoje trzeba było odczekać zanim wypuścili nas ze stadionu. Po otwarciu bram udaliśmy się do swoich środków transportu i po mniej więcej 20 minutach wyruszyliśmy w drogę powrotną. Trasa do Wrocławia i z powrotem dobra to i podróż zleciała nam szybko. Powrót również na jednym postoju i wczesnym wieczorem zakończyliśmy wszyscy wyjazd tam gdzie go rozpoczęliśmy i stamtąd rozjechaliśmy się na swoje rewiry.