Fortuna 1. LigaPiłka Nożna

Wygrana z Rakowem na pożegnanie z łódzką publicznością. ŁKS – Raków 3:2

W PKO Ekstraklasie wszystko już jasne od dawna, ale zwycięstwo piłkarzy ŁKS-u nad Rakowem i tak sprawiło łódzkim kibicom wiele frajdy. Przyszły pierwszoligowiec dwukrotnie odrabiał we wtorek straty, a w końcówce meczu za sprawą Samuela Corrala zadał decydujący cios.

Jesienią w starciu beniaminków wygrał ŁKS. W czerwcu w Bełchatowie, gdy nasz zespół prowadził już trener Wojciech Stawowy, drużyny podzieliły się punktami. We wtorek w ostatnim domowym spotkaniu ełkaesiaków kończącego się sezonu PKO Ekstraklasy znów lepsi okazali się łodzianie.

Zespołowi spod Jasnej Góry w osiągnięciu dobrego wyniku nie pomogła zapewne długa lista nieobecnych. Trener Marek Papszun nie skorzystał z różnych względów w Łodzi z usług Piotra Malinowskiego, Miłosza Szczepańskiego, Marko Poletanovicia, Arkadiusza Kasperkiewicza, Tomáša Petráška i Frana Tudora, a Jarosław Jach rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych. W kadrze meczowej łodzian zabrakło Ricardo Guimy i Łukasza Piątka (ten ostatni pożegnał się już z klubem), więc trener Wojciech Stawowy w drugiej linii postawił m.in. na Maksymiliana Rozwandowicza i Dragoljuba Srnicia, w ataku zaś na Samuela Corrala.

Raków zdobył w lidze najwięcej bramek po stałych fragmentach gry i właśnie za sprawą tego elementu piłkarskiego rzemiosła częstochowianie najczęściej niepokoili Arkadiusza Malarza. Już w 7. minucie tylko refleks kapitana uratował ełkaesiaków przed stratą gola (główkował pod poprzeczkę Kamil Kościelny), a sto dwadzieścia sekund później po dośrodkowaniu z kolejnego rzutu rożnego precyzji zabrakło Andrzejowi Niewulisowi.

Przyjezdni nie zwalniali tempa i w 13. minucie dopięli swego, gdy po kolejnym dośrodkowaniu z prawej strony boiska największym sprytem w szesnastce łodzian wykazał się Przemysław Oziębała (zanim piłka wpadła do siatki dotknął jej jeszcze Samuel Corral – 0:1). Szczęście w nieszczęściu częstochowianie z prowadzenia cieszyli się bardzo krótko. W 16. minucie przed polem karnym piłkę przyjął Michał Trąbka, który najpierw zerknął w kierunku bramki, a następnie huknął ile sił w nogach, w efekcie czego po sekundzie futbolówka wpadła do siatki obok bezradnego Michała Gliwy (1:1).

Po tym premierowym golu młodego pomocnika w ekstraklasie ełkaesiacy nabrali nieco pewności siebie, co z kolei przełożyło się na obraz gry kilkunastu kolejnych minut. Zdołali bowiem ełkaesiacy wygrać walkę w środku boiska, szybko odzyskiwali futbolówkę (nawet w okolicach szesnastki rywala) i nękali defensywę Rakowa akcjami przeprowadzanymi najczęściej prawą stroną. Po jednej z nich huknął raz jeszcze, choć tym razem tuż nad poprzeczką Michał Trąbka.

Tuż po upływie drugiego kwadransa gorąco zrobiło się najpierw pod bramką Michała Gliwy, a potem Arkadiusza Malarza. Obie te akcje przerwał sędzia, bo wychodzący na czystą pozycję Pirulo znajdował się na spalonym, z kolei po drugiej stronie boiska futbolówka zatrzepotała nawet w siatce (wcześniej prosty błąd przy wyprowadzaniu piłki popełnił Carlos Moros Gracia), lecz szczęśliwie dla nas Felicio Brown Forbes przy przyjęciu futbolówki pomagał sobie ręką.

Niestety, w 39. minucie po kolejnym rzucie wolnym egzekwowanym przez Petra Schwarza i zamieszaniu w polu karnym ŁKS-u, dobrze dotąd spisujący się Michał Wolski interweniował tak niefortunnie, że wepchnął piłkę do siatki, więc jeszcze przed końcem pierwszej połowy Raków ponownie objął prowadzenie (1:2).

W pierwszej połowie piłkarze obu zespołów nie próżnowali i początek drugiej odsłony sugerował, że po przerwie też nie będziemy się nudzić. W 51. minucie ŁKS odzyskał piłkę na własnej połowie, a następnie błyskotliwym rajdem popisał się Michał Trąbka. Pomocnik przytomnie zagrał na prawą stronę do Pirulo, Hiszpan dośrodkował na piąty metr, gdzie Samuel Corral zwieńczył szybki kontratak skutecznym strzałem wślizgiem, więc znów mieliśmy nieco powodów do radości (2:2).

ŁKS drugi raz tego wieczoru odrobił straty i gołym okiem widać było, jak bardzo ełkaesiacy potrzebują nawet takich pozornie drobnych „sukcesów”. Gra „Rycerzy Wiosny” zaczęła się „kleić”, była też o wiele szybsza i bardziej dynamiczna. W 61. minucie jeszcze się nie udało postawić kropki nad „i”, bo choć Michała Gliwę uderzeniem z dystansu próbował zaskoczyć Dragoljub Srnić, bramkarz Rakowa z problemami uchronił swój zespół przed stratą bramki.

Kilka minut później przyszły pierwszoligowiec został jednak za tę swoją konsekwentną postawę sowicie nagrodzony, w czym znów największa zasługa Pirulo i Samuela Corrala. Drugi z wymienionych Hiszpanów ruszył prawym skrzydłem, następnie wpadł w pole karne (świetnie zachował się też Adam Ratajczyk, który odciągnął uwagę jednego z obrońców), a w końcu pomimo ostrego kąta huknął tak, że golkiper Rakowa musiał po chwili wyciągnąć futbolówkę z siatki (3:2).

Goście nie zamierzali się poddawać, na boisku zrobiło się nerwowo, doszło nawet do drobnej przepychanki, lecz koniec końców wynik nie uległ już zmianie. Raków i trener Marek Papszun nie mają szczęścia do Łodzi, przegrali tu przecież po raz trzeci w ciągu dwóch ostatnich sezonów. Co zaś dla nas jeszcze ważniejsze, po 132 dniach ełkaesiacy znów wygrali mecz w PKO Ekstraklasie, zgarnęli szósty komplet punktów w tym sezonie i tym miłym akcentem pożegnali się ze swoimi kibicami.

W najbliższą sobotę łodzianie w ramach ostatniej kolejki zmierzą się z Koroną w Kielcach.

ŁKS Łódź – Raków Częstochowa 3:2 (1:2)

Bramki: Trąbka 16, Corral 51,71 – Corral 13-sam, Wolski 39-sam.

ŁKS: Arkadiusz Malarz – Maciej Wolski, Carlos Moros Gracia, Maciej Dąbrowski, Adrian Klimczak, Maksymilian Rozwandowicz, Dragoljub Srnić (90, Antonio Domínguez), Michał Trąbka, Pirulo, Adam Ratajczyk, Samuel Corral.

Raków: Michał Gliwa – Kamil Kościelny, Andrzej Niewulis, Daniel Mikołajewski, Patryk Kun, Daniel Bartl, Petr Schwarz (75, Ben Lederman), Igor Sapała, Patryk Kun (87, Jarosław Jach), Przemysław Oziębała, David Tijanić, Felicio Brown Forbes (63, Sebastian Musiolik).

Źródło: ŁKS