Piotr Stokowiec: Wierzę, że historia z Rycerzami Wiosny może okazać się kolejny raz prawdziwa
Przerwa zimowa, to przede wszystkim czas na regenerację, ciężką pracę i transfery. Natomiast trener Piotr Stokowiec znalazł chwilę czasu na udzielenie kolejnego wywiadu. Tym razem wziął udział w „Oko w oko z Ryszką” dla serwisu Goal.pl, gdzie opowiedział o swojej karierze i potencjale Łódzkiego Klubu Sportowego.
O swojej karierze:
– Jest to na pewno szmat czasu i wiele różnych sytuacji. Dlatego sytuacja, w której się dziś znajduję jest jedną z nich. Jest nowa, bo nie da się porównywać tych sytuacji i klubów, natomiast przechodząc przez tą całą historię, to piłka i ekstraklasa była zupełnie inna. To były też inne treningi, ja byłem innym trenerem i człowiekiem. Na pewno trzeba updateować swoją wiedzę i cały czas ją zgłębiać, bo czas nie lubi próżni. Kiedyś nie miałem analityka, trenera od przygotowania motorycznego, robiłem wszystko sam. Teraz każda drużyna jest dobrze przygotowana motorycznie. Myślę, że to jest fajne, bo to jest rozwój cywilizacyjni i technologiczny, więc dochodzą narzędzia, które ułatwiają tę pracę. Nie zmienia się jedno – na boisku trzeba rywalizować, wygrywać i trzeba mieć odpowiednią mentalność do tego, żeby swoje umiejętności umieć pokazać na boisku. Udało nam się wspólnie z Łukaszem Smolarowem i psychologiem Pawłem Habratem stworzyć takie przygotowanie psychologiczne w piłce nożnej, taki suplement popełnić dla Polskiego Związku Piłki Nożnej. Przez ten czas ponazywaliśmy te wszystkie zjawiska zachodzące w psychologii, w sporcie, w piłce nożnej i myślę, że to było fajne, bogate doświadczenie, z którego korzystamy do dzisiaj.
O tym, jaki powinien być dobry trener:
– Trzeba być na pewno pracowitym, mieć odwagę i potrafić obrać jakiś kierunek. Rzeczywiście z tą wiedzą trzeba być na bieżąco, natomiast myślę, że trzeba być po prostu sobą i umieć tą swoją wizję wprowadzić. Myślę, że swoją postawą i odwagą też jest dużo do zrobienia. Sama wiedza też nie jest wystarczająca, bo gdyby to był wyznacznik, to wtedy najlepszymi trenerami byliby analitycy, profesorowie i ekonomiści. Tak na prawdę dla trenera piłki nożnej, który musi połączyć te światy, zebrać to co jest najważniejsze, wciąć mocno pod uwagę aspekt psychologiczny i umieć sprzedać to piłkarzom, dotrzeć do ich głów i sprawić by za nim podążali. Ja przez te dwanaście lat myślę, że nie straciłem takiej witalności, nie czuję się zmęczony ani wypalony. Nawet w takich projektach, gdzie na początku się wydaje, że są trudności, to też się dobrze czuję. To jest część tej pracy. Tak jak w życiu, nie wszystko jest kolorowe, to jest praca z ludźmi. Mówi się, że trener prowadzi jeden zespół, a tak na prawdę jest to trzydziestu zawodników. Jeden zespół, to ta jedenastka, która wychodzi, a następny, to ci, którzy nie grają lub siedzą na ławce. Dalej ma jeszcze sztab szkoleniowy w licznie piętnastu czy dwudziestu osób. Kolejna drużyna, to media, kibice, współpraca z zarządem, właścicielami, także tych drużyn do prowadzenia jest sporo. Wydaje się, że trening jest najważniejszym elementem, to nie jest trudne, to można poprowadzić. Natomiast sprzedać to w meczu, sprawić, żeby to funkcjonowało jak jeden organizm, to jest sztuka. Ja się cieszę, bo myślę, że nie mam się czego wstydzić. Jeśli chodzi o pracę, o wprowadzanie młodych zawodników, trochę widzę w tym swoją wizję, jako trenera. Ja też uprawiam piękny zawód – trudny, ale piękny, gdzie co tydzień tabela weryfikuje trenera i chcę trochę oddać to losowi stawiając na polskich zawodników. Nie ma tak, że ktoś ma tylko powodzenia. Zaczynałem swoje prace i sukcesy, które święciłem w Zagłębiu czy Lechii, to były najpierw ogromne problemy i balansowanie na granicy utrzymania. Były też dramatyczne problemy w Polonii Warszawa, które utkwiły mi na całe życie w głowie. Canal + nagrał „Pocałunek śmierci”, taki film z przygody w Zagłębiu Lubin w Pucharach Europejskich, gdzie najpierw awansowaliśmy z pierwszej ligi do ekstraklasy i udało się wypromować grupę fajnych, młodych zawodników z Krzyśkiem Piątkiem, Jachem Jagiełło i Kubickim na czele. W każdym z tych klubów udawało się tych zawodników odkrywać, ale budowanie drużyny, to jest proces. W piłce nie ma drogi na skróty, jest ciężka praca i trenowanie. Polonia jest trochę przestrogą. Fajnie, że teraz się odbudowuje, ale wtedy ten klub, gdzie pokazaliśmy, że z niechcianej drużyny i skazanej na porażkę, biliśmy się po pierwszej rundzie o Mistrzostwo Polski. To pokazuje jak piękny i nieoczywisty może być ten sport. Dzisiaj ŁKS jest w trudnej sytuacji, ale ja wierzę w to, że jednak ta historia z Rycerzami Wiosny może się okazać kolejny raz prawdziwa i wszystko dobiegnie szczęśliwego końca. Ja ten projekt traktuję szerzej. Tu jest ogromny potencjał, również kibicowski, stadion, infrastruktura, dwie drużyny rezerw. Tu jest ogromny potencjał i to tylko kwestia czasu, kiedy ten klub będzie jednym z topowych w Polsce. Jeśli nie zabraknie konsekwencji i realizacji wizji, to ŁKS jest klubem ze stu piętnastoletnią historią i nie można jej przekreślać poprzez pryzmat kilku miesięcy. Myślę, że tu nie ma drogi na skróty. Wszystko jest budowane na zdrowych zasadach i ten potencjał zarówno kibicowski jak i całej społeczności, jest ogromny i na tym opieram swoją wiarę.
O dużej ilości punktów w tabeli potrzebnej do utrzymania:
– Piłka nożna, to niespodzianki oraz nieoczywiste wyniki i zachowania. Wierzę w dobrą organizację, dobre przygotowania i skupiamy się na tym, na co mamy bezpośredni wpływ. Ja wiem, że matematyka ma swoje prawa i oczywiście, że trzeba z tyłu głowy patrzeć jak to wygląda. Natomiast myślę, że trzeba się skupić na wygrywaniu poszczególnych meczów, a nie na liczeniu. To może być frustrujące i trzeba mieć dużo siły i takiej odwagi, żeby temu nie ulec, bo praca jest na prawdę ogromna. Praca, którą wykonuję ze sztabem każdego dnia wokół klubu też mnie dotyka i nie godzę się na takie wyniki. Trudno jest mi się z tym pogodzić, dlatego ta ambicja mnie trochę zżera. Nigdy nie poddawałem się jako zawodnik i też nie poddam się jako trener. Tu jest jeszcze wiele do zrobienia. Pozostaje nam ciężka praca i walka i zobaczymy do czego nas to doprowadzi.
O meczu z Górnikiem Zabrze i pracy po nim z zawodnikami:
– Na tym polegają te trudności, tego nie ma w książkach. To było bardzo trudne. Tym bardziej ten mecz z Górnikiem, absolutnie kuriozalny mecz, który nie oddaje tego co się działo na boisku. Myślę, że przez 60. minut, do straty tej drugiej bramki, my absolutnie dominowaliśmy. Z Lechem się zgodzę, że indywidualnie, bo wróciliśmy do gry i nawet przez 20 minut byliśmy stroną dominującą, ale zabrakło nam tej jakości, którą ma Lech. To są trudne momenty, gdzie szkoda ci zawodników, gdzie widzisz, że to nie było to, że zawodnicy się położyli i odpuścili. Po prostu nieprawdopodobny splot okoliczności, drużyna też odpowiedziała w zły sposób. Chcemy zawodników wyposażyć w takie narzędzia, żeby wiedzieli czym jest ta odpowiedź. Drużyna musi mieć też odpowiednie umiejętności i przygotowania do tego, bo sama psychologia nie wystarczy. Zostaje nam rewanż. Ja wiem, że wszyscy ciężko pracują, natomiast my musimy ze zdwojoną siłą. Zobaczymy też na jakie korekty będziemy mogli sobie pozwolić, jeśli chodzi o transfery. Chcemy budować stabilny klub, który idzie w dobrą stronę.
O tym, czy dobry trener musi być pracoholikiem:
– Ja jestem tego potwierdzeniem. Im dłużej siedziałem, to tym gorsze były efekty. Miałem z tym ostatnio trudność, natomiast wchodząc do klubu chciałem wiele rzeczy dopiąć do ostatniej sprawy. To też nie jest dobre, bo później może zabraknąć tej energii. Trzeba złapać trochę balansu. Jest tutaj gdzie wyjść, jest teatr, kino, książka, po prostu zmienić trochę głowę. Mam takie postanowienie może noworoczne, żeby trochę z tym skończyć, bo wcale nie musisz być efektywny, gdy długo pracujesz. My też musimy przychodzić do pracy naładowani, żeby natchnąć zawodników i sztab. Sam trochę w taką pułapkę wpadłem, także od teorii do praktyki jeszcze trochę nas dzieli. Jest wiele takich elementów, których nawet jak mam świadomość, to trzeba to jeszcze wprowadzać w życie.
O tym, czy misja w ŁKS jest najtrudniejsza ze wszystkich w karierze Piotra Stokowca:
– Nie chciałbym porównywać klubów i okoliczności. Praca trenera jest pracą w zmiennych warunkach, nie da się odwzorować jeden na jeden. Wygrywa ten, który umie sobie poradzić z tymi trudnościami. Trzeba umieć się odnaleźć i zaradzić tym problemom. Myślę, że w dłuższej perspektywie lepiej się czuję i lepiej funkcjonuje drużyna, którą się ułoży na swoich zasadach i która ma odpowiednią ilość czasu. Nie przerażają mnie problemu, które są. Ja globalnie widzę potencjał w tym klubie i widzę, że to rzeczy absolutnie do poprawy tylko potrzeba czasu. To jest drużyna w przebudowie, która straciła wielu zawodników. Musimy się dobrze przygotować i zorganizować do tej wiosny. Myślę, że to powiedzenie, że praca się obroni, ma wiele prawdy. Ja widzę wielki potencjał, dobre relacje. Jest wiele rzeczy do ulepszenia, ale trener też musi znać swoją rolę, że niekoniecznie musi być wizjonerem tylko musi realizować wizje właścicielskie, dawać swoje pomysły i wprowadzać swoje standardy. Zobaczymy, czy ten projekt okaże się krótkoterminowym czy dłuższym. Umówieni jesteśmy do czerwca, cel jest jasny. Pracuję tu może dopiero od kilku miesięcy, ale moje standardy są takie jakbym miał tu pracować przez dziesięć lat.
O tym, czy trener nie wolałby przejąć klubu z wyższym miejscem w tabeli:
– Decyzje trzeba podejmować, dopiero z perspektywy czasu się okazuje, czy te decyzje były słuszne. Ja niczego nie żałuję, po prostu trzeba wchodzić w różne projekty i je realizować. W mojej pracy zawsze odwaga była tym elementem, który stosowałem i tutaj też zdecydowanie do tego podchodzę. Poświęcam jakąś część życia temu projektowi, angażuję się na sto dwadzieścia procent i zobaczymy dokąd mnie to zaprowadzi. Mam jakiś swój bagaż sukcesów czy doświadczeń i chcę go dalej rozwijać. Przychodząc do Lechii też wielu mi odradzało, a finalnie okazało się, że przeżyłem tam piękne chwile. Wierzę w to, że tam samo będzie w Łodzi.
O problemach w szatni w innych klubach i sytuacji w Łodzi:
– Są różne style kierowania drużyną. W zależności od tego jaką szatnię się zastaje i jakich ludzi się ma do dyspozycji, nie ma jednego stylu. Ja nigdy nie miałem problemu z piłkarzami, którzy grają dla drużyny. Najczęściej problem mieli ci piłkarze, którzy nie grali dla drużyny tylko na siebie. Życie trenera, to jest podejmowanie decyzji. Podpisując się pod projektem, trzeba być temu wiernym. Czasami mimo, że zawodnika się szanuje i osiąga pewne rzeczy, to przychodzi czas, że trzeba się pożegnać, żeby wejść poziom wyżej. To jest selekcja, ty jesteś kapitanem statku i od ciebie się wymaga podejmowania decyzji. Ja jestem transparentny i wierny ideałom funkcjonowania w drużynie. Jeśli ktoś przestrzega tych zasad, to absolutnie nie ma z nim problemu. Szatnia Lechii była mocno zepsuta i miała przerośnięte ego. Sztuką jest ułożyć sobie trudną szatnię, trzeba znać procesy i umieć odpowiednio zareagować. W ŁKS-ie nie ma zepsutej szatni, to jest szatnia, która potrzebuje wsparcia i ułożenia. Jest wielu zawodników zagranicznych i myślę, że ta drużyna potrzebuje czasu, żeby nabrać tych wartości. To jest tylko kwestia czasu, jak ta szatnia się ułoży. Trudno mi w tej chwili powiedzieć ile będzie transferów. Decyzja będzie należała wspólnie w pionie sportowym, z właścicielskim, adekwatnie do naszych możliwości. Nieodzowne są przyjścia, ale to nawet w dobrze funkcjonującej drużynie, potrzebne są rotacje. Nie robiłbym z tego wielkiej sensacji, po prostu jesteśmy w takim miejscu w tabeli, więc naturalne jest to, że ta selekcja będzie trwała i zawodnicy będą się zmieniać.
O najpiękniejszej chwili w Łodzi:
– Najpiękniejsze chwile są przede mną i gorąco w to wierzę. Ja jestem ambitnym człowiekiem, także musimy sobie jeszcze zapracować na te piękne chwile.
Fot. ŁKS Łódź