Napastnicy strzelają, ŁKS przegrywa. Arka – ŁKS 3:2

Po pierwszej przespanej przez ŁKS połowie, druga część gry przyniosła znacznie więcej emocji. Co ważne – napastnicy ŁKS-u w końcu przypomnieli sobie jak strzelać bramki!

Od przyjścia do ŁKS-u Wojciecha Stawowego pewna jest wyłącznie jedna rzecz – wyjściowa jedenastka nigdy nie będzie taka sama w dwóch kolejnych meczach. Nie inaczej było i w sobotę, kiedy to w porównaniu do meczu z Wisłą Kraków w składzie ełkaesiaków zaszło aż pięć zmian.

ŁKS pierwszą bramkę mógł stracić już w pierwszej minucie meczu. Znakomitą paradą popisał się jednak pan Kapitan – Arkadiusz Malarz, który nie dopuścić do straty gola. W pierwszych minutach spotkania to właśnie Arek był najjaśniejszą i najbardziej zaangażowaną w grę obronną postacią ŁKS-u.

W piętnastej minucie spotkania to ełkaesiacy stanęli przed okazją na otworzenie wyniku. Po wrzutce Srnicia z rzutu wolnego, do piłki dopadł Guima, który trzykrotnie próbował skierować ją do bramki. Niestety, z prób nic nie wyszło, a na tablicy świetlnej wciąż widniał bezbramkowy remis.

Co nie udało się łodzianom, udało się gospodarzom. Zupełnie opuszczoną z krycia lewą flanką boiska wbiegł Marciniak, który tuż przed linią końcową boiska dorzucił piłkę do Marcusa da Silvy. Napastnik arkowców w polu karnym ŁKS-u był kompletnie niekryty, co pozwoliło mu precyzyjnie główkować do bramki Malarza.

Po stracie bramki ŁKS próbował wyrównać i nawet stwarzał sobie okazję. Ale co z tego, jak to Arka pod koniec pierwszej połowy podwyższyła prowadzenie?

Maciej Wolski fauluje da Silvę w polu karny, sędzia dyktuje “11”, a tą na bramkę zamienia Michał Nalepa.

Arka potrzebowała jedynie 4 minut, żeby po raz kolejny ukłuć ŁKS. Tym razem Jankowski po bierności obrońców po wrzutce z rożnego.

Pierwsza połowa była więc dla łodzian fatalna. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz w tym sezonie…

SAMUEL CORRAL STRZELIŁ GOLA. Powtórzmy to – SAMUEL CORRAL STRZELIŁ GOLA. Hiszpański napastnik potrzebował niemalże całej rundy na zdobycie pierwszej bramki w biało-czerwono-białych barwach. Chwilę po wznowieniu gry po przerwie i jego wejściu na boisko Samu wykorzystał asystę Pirulo i nie sygnalizowanym strzałem ze skraju pola karnego pokonał Steinborsa.

Trzeba otwarcie przyznać jedno – w drugiej połowie ŁKS był zupełnie innym zespołem niż przed przerwą. Łodzianie chyba ocknęli się ze swojego, jakże długiego, letargu i zaczęli grać jak drużyna, której zależy na pełnej zdobyczy punktowej. 

Warto pochwalić naprawdę dobry występ Maksa Rozwandowicza. Stoper rodem z Pabianic nie dość, że czyścił grę pod własnym polem karnym, to jeszcze wybijał piłkę z linii bramkowej Arki! Pech chciał, że Maks zatrzymał piłkę, która leciała do bramki gdynian. Do gola kontaktowego zabrakło dosłownie centymetrów…

NAPASTNICY ŁKS-u ZACZĘLI STRZELAĆ. Po Samu Corralu do siatki Arki trafił Łukasz Sekulski. Były to pierwsze bramki napastników ŁKS-u od… 6 października.

Choć pierwszą połowę ełkaesiacy przegrali 0:3, to drugą wygrali 2:0. Za jedną część gry punktów jednak nie dają, przez co ŁKS znów wraca do Łodzi bez „oczek”. We wtorek ostatni domowy mecz w tym sezonie. Przeciwnikiem Raków Częstochowa.

Arka Gdynia – ŁKS Łódź 3:2 (3:0)
Bramki: da Silva 19’, Nalepa 41’, Jankowski 45’ – Corral 55’, Sekulski 85’

Arka: Steinbors – Zbozień, Danch, Helstrup, Marciniak – Kopczyński, Nalepa – Młyński, Markiewicz (90’ Bergqvist), Marcus (69’ Antonik) – Jankowski (82’ Zawada)

ŁKS: Malarz (K) – Wolski, Moros, Dąbrowski, Klimczak – Rozwandowicz, Srnić – Pirulo, Guima (46’ Trąbka), Ratajczyk – Wróbel (46’ Corral (71’ Sekulski))