Kalinkowski: Każdy z nas cieszy się, że jest w ŁKS

Bartłomiej Kalinkowski w wywiadzie dla „Weszło!” opowiedział m.in. o początku przygody z ŁKS-em w PKO BP Ekstraklasie, Danim Ramirezie, o tym dlaczego narzeczona po meczu z Cracovią powiedziała, że go zabije czy o współpracy z obecnym selekcjonerem reprezentacji Polski Jerzym Brzęczkiem.

O różnicy pomiędzy Ekstraklasą, a pierwszą ligą

 Jest więcej miejsca i wyższa kultury gry, to nie ulega wątpliwości, w pierwszej lidze gra jest bardziej fizyczna. Ale w Ekstraklasie też trzeba zasuwać, a na potwierdzenie wystarczy spojrzeć ile ŁKS biega. Może miałem szczęście w pierwszej lidze, że mnie omijały takie przyjemności, jakie nawiedziły mnie w pierwszych dwóch kolejkach tego sezonu. Tak się złożyło, że oberwałem, nie zrzucałbym tego na karb ligi, żadne z tych zagrań nie było specjalnie.

O Faulu na Kamilu Szymurze w meczu z GKS-em Jastrzębie 

– Byłem nim sam przerażony, naprawdę było mi bardzo głupio. Sam nie wiem, czy to kwestia nerwów, braku sił. Cieszę się, że Kamil… może nie można powiedzieć, że wyszedł z tego bez szwanku, ale jednak bez poważniejszych obrażeń. Od razu po meczu go przepraszałem, później, jak wróciliśmy do Łodzi, również do niego pisałem z pytaniem jak wygląda sytuacja. On nie żywił urazy, potraktował to jako walkę boiskową, choć to nie do końca była walka – zachowanie absolutnie niedopuszczalne i tyle. Cieszę się jednak, że tak do tego wyrozumiale podszedł.

O Danim Ramirezie

– Na pewno Dani jest takim typem zawodnika, który jest bardzo często faulowany. Drużyny będą robić coraz więcej, żeby go zneutralizować – notabene Cracovia po lewej stronie, na Daniego, grała dwoma obrońcami, myślę nieprzypadkowo. Niemniej to działo się też w pierwszej lidze. Jest obawa o jego zdrowie, ale Dani ma na tyle szybkie nogi, że na szczęście nic mu nie jest. Powiem więcej: to jest pewnego rodzaju fenomen, bo nie widziałem go nigdy na leżance w sztabie medycznym, ma końskie zdrowie. 

O porównaniu Daniego do gwiazd Legii 

– Mogę porównywać do Ondreja Dudy czy ówczesnego Miro Radovicia, ale nie wiem na ile to będzie obiektywna ocena. Natomiast dziwię się bardzo, że tak świetny piłkarz jak Dani przez tyle czasu był nieznany. Przypomina mi się w jego kontekście to, co swego czasu mówił trener Jacek Magiera o Vadisie. Vadis miał wiele atutów, technika, drybling, ale największym było to, że myślał na boisku dwa razy szybciej niż inni. Tak samo jest z Danim: ma kiwkę, nie musi patrzeć na piłkę, ma podanie, przyjęcie, ale przede wszystkim myśli z piłką szybciej. On myśli o piłce inaczej niż większość z nas, to czyni go wyjątkowym.

O piłkarskich wzorach do naśladowania

– Oglądam mnóstwo meczów, a każdy oglądam pod kątem swojej pozycji. Praktycznie każdy topowy pomocnik może być inspiracją, ale najbardziej chyba imponuje mi Toni Kroos. Dla mnie to jest wzór jeśli chodzi o granie piłką. W Barcelonie duże wrażenie robi też Arthur, dużo widzi, szybko reaguje.

O narzeczonej

– Na pewno na początku było to dla niej nowe, ciągle piłka, piłka, piłka. Nawet jak moi rodzice przyjeżdżali, to też piłka, piłka, piłka, bo są moimi największymi kibicami, zawsze mnie wspierają, jeżdżą na wszystkie mecze. Klaudia dołączyła do nich, bardzo się interesuje, chodzi na mecze i przeżywa a tydzień temu usiedliśmy, obejrzeliśmy razem powtórkę naszego meczu, potem Ligę+ i bardzo ją to interesowało. Dla mnie to też jest bardzo ważne, że moja druga połówka wspiera mnie, a nawet może mi jakąś uwagę o mojej grze powiedzieć.

– Po meczu z Cracovią powiedziała mi, że mnie zabije. Na początku przestraszyła się o mój nos. Nie wiedziała, co się dzieje. A później zobaczyła filmik z szatni, jak tańczę się i cieszę. Ona przerażona, a ja tanecznym krokiem. Niemniej też wie, że to sport kontaktowy, więc bez wyrzutu pojechała ze mną do szpitala na badanie.

O ŁKS-ie

– Ja cały czas jestem w szoku – mamy chłopaków, którzy zaczynali jeszcze w trzeciej lidze. To jest kapitalne, że coś takiego można stworzyć. Każdy się cieszy z tego, że jest w ŁKS-ie, gdzie mamy warunki rozwoju, zaufanie, na trybunach u siebie komplet, na wyjeździe wyjazdowy komplet. Do tego gramy fajną piłkę. Ja nie pamiętam, kiedy mecze i treningi sprawiały mi tyle przyjemności, szczerze, bez kurtuazji. Założeniem trenera Moskala jest żeby piłka sprawiała radość, zarówno nam, jak i kibicom. Ale to nie jest granie: dobra, wychodzimy, manianka, piętka. Można spojrzeć w statystyki jak przygotowani jesteśmy motorycznie, a pod względem mentalnym cały czas trener trzyma nas za nogi, żebyśmy nie odlecieli. Jeśli chodzi o taktykę, to nie jest tak, że zawsze gramy tak samo – sztab poświęca bardzo dużo, żeby rozgryźć rywala. To może nie jest tak widoczne w TV, ale to ogrom pracy w dostosowaniu planu pod przeciwnika.

O trenerze Henningu Bergu w Legii Warszawa

– W Legii u trenera Berga, gdzie byłem pod wielkim wrażeniem jeśli chodzi o pracę indywidualną. Mieliśmy indywidualne odprawy po treningach, gdzie wycinano nam nasze zagrania, tłumaczono niuanse, kazano bardzo wiele razy oglądać siebie. Ondrej Duda indywidualnie ćwiczył z trenerem Kazem Sokołowskim przyjęcie i strzał, co później wiele razy mu się przydało. U mnie najwięcej uwagi poszło na skanowanie obszaru, oglądanie się wokół siebie, także podczas treningów. Duże piętno to na mnie odcisnęło. Pamiętam jak trener Berg namówił mnie do zmiany nawyków sprzedając mi swoją wizję na podstawie video z Frankiem Lampardem i Andreą Pirlo. Pokazał mi wycinki meczów, ile razy ci piłkarze obracają głowę, jak skanują cały czas boisko. To niesamowicie działało na wyobraźnię. Mógł mi po prostu kazać coś robić, ale trener Berg wiedział, że dwa razy lepiej będę pracował, gdy mnie przekona.

O ograniczonej ilości szans w Legii 

– Henning Berg stosował rotację. Ja jestem mu wdzięczny, że w tej pierwszej Legii byłem, bo on mnie z dwójki wyciągnął. Jasne, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, czułem się dobrze, myślałem wielokrotnie wtedy, że zasługuje na więcej szans, natomiast stało się jak się stało. Pokrzyżowało mi też plany przyjście Krystiana Bielika, który świetnie się zapowiadał, a choćby Euro pokazało, że Berg w ocenie potencjału Krystiana się nie mylił. Ja na pewno bardzo chciałem grać i między innymi dlatego trafiłem do Wigier, to nie była decyzja klubu, tylko moja, żeby sprawdzić się w ligowych warunkach.

O tym czy mecz z Legią będzie dla niego wyjątkowy

– Nie. Chcę zaznaczyć: bardzo się cieszę w jakim miejscu jestem i w jakiej drużynie się znajduję, to wszystko napawa mnie wielkim optymizmem. Powrót do Ekstraklasy jest na tyle fajny, że pamiętam jak przed Lechią siedzieliśmy z Artkiem Boguszem na przedmeczowym zgrupowaniu i powiedziałem do niego:

– Stary, ja się przed tym meczem w ogóle nie stresuję. To jest jak cukierek, wyjdę i dostanę nagrodę.

– On czuł to samo. Po tylu latach gry niżej, gdzie jechało się na wyjazdy – z całym szacunkiem do wszystkich pierwszoligowców – na stadiony, na których bywała garstka osób, tu pełne trybuny, Lechia, całe to opakowanie… To jest zupełnie coś innego. Dlatego nie jest tak ważne dla mnie to, że zagramy w szóstej kolejce z Legią, najważniejszy jest każdy kolejny mecz, a więc obecnie zakreślony czerwonym flamastrem mam Lech.

O medialnej różnicy pomiędzy Ekstraklasą, a pierwszą ligą

– Jest zdecydowana różnica, choć uważam, że pierwsza liga też zrobiła bardzo duży postęp. Myślę, że w kolejnych latach pójdzie do przodu, wciąż powstają nowe stadiony, marki rosną w siłę. Natomiast kiedy grałem w pierwszej lidze, to żeby obejrzeć swój mecz, musiał być, po pierwsze, transmitowany, a po drugie musiałem poczekać aż dadzą powtórkę. W Ekstraklasie przychodzę po meczu i od razu wszystko jest, a jak przegapię, to będzie na pewno leciał zaraz. Do tego analizy, studio, statystyki, jakich w pierwszej lidze nie ma – to wszystko jest super. Każdy z nas, zawodników, którzy grali niżej przez jakiś czas i dla których Ekstraklasa była marzeniem, docenia to bardzo.

O czasie spędzonym w GKS-ie Katowice

– Pamiętam w sezonie za trenera Brzęczka, po tym słynnym Kluczborku, pytano: co się stało? Dlaczego nie awansowaliśmy? Ale ciężko wytłumaczyć taką porażkę. Sam się zastanawiasz. Przecież Kluczbork był najczarniejszym możliwym scenariuszem, nikt tego nie brał pod uwagę. Myślę, że wtedy zawaliliśmy tak naprawdę początkiem drugiej rundy, bo po pierwszej byliśmy na drugim miejscu, mieliśmy dobrą atmosferę, zespół wyglądał dobrze co więcej graliśmy dobrze w piłkę, ale nie potrafiliśmy wygrać a potem wszystko się rozsypało. Natomiast dla mnie to była dobra lekcja. O czasach trenera Paszulewicza za wiele nie opowiem, byłem wtedy głównie rezerwowym.

– W GKS-ie poznałem smak typowego zawodu. Serio tamten sezon to dla mnie największa zawód w życiu piłkarskim, bardzo przeżywałem tamtą porażkę. Wiem, że te porażki bolały kibiców, ale my też byliśmy sobą rozczarowani. Bardzo liczyłem, że z GKS-em wejdę do Ekstraklasy, bardzo chciałem w niej grać, bardzo chciałem wiele udowodnić różnym ludziom, dobrze się czułem u trenera Brzęczka, wiele dawały mi zajęcia z trenerem Dyją… a gdzieś jednak wszystko się nie udało. To, co leciało z trybun, co się działo na boisku – to mnie nauczyło jak reagować. Od tamtego czasu nie czytam ocen na temat swojej gry. Uważam, że od tego jest trener i koniec, on mi przekaże uwagi. Poza tym moje mecze ogląda uważnie tata, jak coś zrobię źle, pierwszy mi o tym powie. Natomiast w Katowicach była strona, której oceny, artykuły krążyły po szatni, dużo się o nich mówiło, a były nie tylko krytyczne, co w tamtym okresie moglibyśmy zrozumieć, ale wręcz przepełnione nienawiścią do nas. Myślę, że one dolewały oliwy do ognia i powodowały, że ludzie podchodzili do nas tak a nie inaczej. Dziennikarz to zawód opiniotwórczy, fajnie, jakby czasem wczuł się w osobę, o której pisze, co ona odczuje, gdy się ją wyzywa albo gdy coś takiego ostrego się pisze. Wiem, że takie jest życie piłkarza, będzie oceniany i nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce, ale jakaś tam normalność w tym wszystkim powinna być zachowana.

O Jerzym Brzęczku

– Bardzo duża charyzma, tego nikt nie odmówi trenerowi. Dlatego kiedy pojawił się w kadrze, a były głosy, że piłkarze nie będę czuli przed nim respektu, od razu wiedziałem, że pisze to ktoś, kto trenera Brzęczka po prostu nie zna. Fajnie, że mogłem też korzystać z jego doświadczenia boiskowego, bo graliśmy na tej samej pozycji. Czasem pół odprawy przez to dotyczyło mnie, ale to fajne, stawałem się dzięki temu lepszym piłkarzem, a on nie szczędził mi uwagi i czasu, a umie też te uwagi przekazać tak, aby dotarły. Jego GKS miał na siebie pomysł i myślę, że również reprezentacja będzie miała swój styl, który będzie przynosił jej zwycięstwa.

O pasjach poza piłką nożną

 Futbol zdecydowanie najwięcej czasu mi zajmuje, to nie tylko zawód, ale i pasja, natomiast lubię podróżować, podróże kształcą, pozwalają poznać nowe kultury, poszerzają horyzonty. Lubię czytać, robiłem podejścia pod książki typowo psychologiczne i były trochę za ciężkie, natomiast bardzo chętnie czytam autobiografie sportowców, takie jak Michaela Phelpsa – dają wielkiego kopa do pracy. Lubię też czytać thrillery, chociażby Jo Nesbo. Pasjonuję się też motoryzacją.

Źródło: Weszło!