Ireneusz Mamrot: ŁKS to duży klub z tradycjami i ambitnym celem

Nie ukrywam, że rozmawiałem z jednym z klubów ekstraklasy, ale negocjacje się przeciągały. A w Łodzi prezes i dyrektor sportowy podeszli do sprawy bardzo konkretnie. Nie ukrywam, że to miało wpływ na moją decyzję. To duży klub, z tradycjami i ambitnym celem, którym jest awans do ekstraklasy. To było dla mnie najważniejsze – mówił Ireneusz Mamrot, w wywiadzie z Kubą Sewerynem z portalu Sport.pl

O meczu ze Stomilem

– Najważniejsze jest zwycięstwo. ŁKS traci wiele goli, dlatego przez cały tydzień pracowaliśmy nad defensywą. Cieszy zero z tyłu i wygrana, które była nam bardzo potrzebna. Z tego jestem zadowolony. Natomiast z gry jeszcze nie do końca, to nie był jakiś super mecz. Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle, ale ŁKS był przygotowany na grę w I lidze. Pracowano, by po spadku nie było wielu zmian w składzie. W wielu przypadkach zespoły po spadku przechodzą rewolucję. Tak było w Arce, którą do niedawna prowadziłem i z której odeszło w lecie 19 piłkarzy. W Łodzi tak się nie stało. Klub zachował standardy z ekstraklasy i pod względem organizacyjnym czy sportowym wygląda to dobrze.

– Nie jest żadną tajemnicą, że ŁKS stracił w tym sezonie już bardzo wiele bramek. Zdecydowanie najwięcej wśród zespołów z pierwszych sześciu miejsc w tabeli. Co więcej, mimo potencjału, drużyna nie wygrała ani jednego meczu z ligową czołówką i to też z pewnością jest coś, na co musimy zwrócić uwagę. Przeciwnicy mocno nastawiali się na ŁKS, a ŁKS grał ofensywnie, tracąc wiele goli po kontratakach, stratach w pobliżu własnego pola karnego czy stałych fragmentach. Taktyka rywali nie była skomplikowana, ale skuteczna. Ustawiali się oni mocno pod ŁKS. W Olsztynie zagraliśmy nieco inaczej. Być może nie było to widowiskowe spotkanie, ale na tym etapie przede wszystkim musimy zdobywać punkty i na tym się będziemy skupiać. Dlatego pierwszy tydzień poświęciłem na defensywę. Mimo że ze Stomilem bramki nie straciliśmy, to nie wszystko wyglądało dobrze. Nie ustrzegliśmy się błędów i nad tym będziemy sporo pracować, to proces.

O kulisach przeprowadzki do Łodzi

– Na papierze przerwa w pracy w pierwszej lidze wyniosła 2,5 miesiąca, ale tak naprawdę nie pracowałem przez dwie kolejki. Pierwszy kontakt w sprawie pracy w Łodzi miałem już po starcie ligi. Nie ukrywam, że rozmawiałem z jednym z klubów ekstraklasy, ale negocjacje się przeciągały. A w Łodzi prezes i dyrektor sportowy podeszli do sprawy bardzo konkretnie. Nie ukrywam, że to miało wpływ na moją decyzję. To duży klub, z tradycjami i ambitnym celem, którym jest awans do ekstraklasy. To było dla mnie najważniejsze.

O ofertach przed ŁKS-em

– W grudniu prowadziłem rozmowy z Podbeskidziem, ale wbrew temu, co mówiono, nie było mnie w Bielsku-Białej. Podziękowałem i odmówiłem. Nie chciałem się podejmować tego zadania i prezes Podbeskidzia wybrał ostatecznie kogo innego. Rozmawiałem też z jeszcze jednym klubem ekstraklasy, ale tam sytuacja sportowa się zdążyła odwrócić i do zmiany trenera nie doszło.

O plotkach łączących trenera z Widzewem

–  Nie wiem, skąd wzięła się ta plotka. O sprawie dowiedziałem się z mediów, ze mną nikt się nie kontaktował.

O potencjale kadrowym w ŁKS

– ŁKS ma bardzo dobrych piłkarzy technicznie – to ważna kwestia. Warto spojrzeć na to, jak ŁKS buduje zespół. Najpierw trenerem był Kazimierz Moskal, potem Wojciech Stawowy. Obaj preferowali grę piłką. Teraz zdecydowano się na mnie i nie ukrywam, że kadra, jaką dysponuje ŁKS, bardzo mi odpowiada. To zespół, który chce grać w piłkę, utrzymywać ją jak najdłużej na ziemi, a ja też preferuję taki styl. Wiadomo, że mam też swój pomysł, ale wiem, że posiadam zawodników z predyspozycjami do tego. Czasami trafia się taki zespół, który nie jest w stanie grać tak, jak chciałby tego trener. Wówczas trzeba to zmieniać poprzez transfery. W Łodzi zespół jest budowany nie tylko przez trenerów, ale przez władze klubu, które mają swoją wizję, dobierają do niej piłkarzy. To się w Polsce nieczęsto zdarza.

O celach

–  Celem jest awans. Najlepiej tego dokonać bezpośrednio. W barażu wszystko rozstrzygnie się w jednym meczu. Mogą być kontuzje, kartki i choć w ten sposób też można wywalczyć promocję, to my celujemy w pierwsze dwa miejsca w tabeli.

Ireneusz Mamrot ze swoim asystentem Adrianem Siemieńcem, podczas meczu ze Stomilem, fot. ŁKS Łódź / Cyfrasport

O ponownej współpracy z Adamem Marciniakiem

– Rzeczywiście, nie mieliśmy zbyt długiej przerwy od siebie… A mówiąc na poważnie, to cieszę się, że będziemy razem pracować. W Arce, po spadku do I ligi, wybrałem go na kapitana zespołu i współpraca przebiegała bardzo dobrze. Cieszę się, że jest teraz w ŁKS. To jest ważna postać i na boisku, i w szatni. Wiem, ile jest w stanie dać drużynie. Tak było w Arce i tak z pewnością będzie w ŁKS. Dobrze, że już wraca do zdrowia i będzie mógł być brany pod uwagę pod kątem najbliższego spotkania.

O dyrektorze Przytule

 – To prawda, że za wiele kwestii sportowych odpowiedzialny jest Krzysztof Przytuła. W Arce i Jagiellonii o takich rzeczach decydowali właściciele, w ŁKS za wszystko odpowiada dyrektor sportowy. Oczywiście działa w porozumieniu z prezesem, ale prezes pilnuje innych aspektów funkcjonowania klubu. Krzysztof Przytuła dużo ogląda na żywo zawodników, którzy mogą nas wzmocnić. Wiadomo, nie robi tego bez porozumienia z trenerem, aczkolwiek to on ma największy wpływ na transfery. Ściąga zawodników o odpowiedniej charakterystyce, a także trenera, który będzie chciał grać w określony sposób. Oczywiście, są pewne „widełki”, które zależą od decyzji trenera, ale na dzisiaj nikt sobie nie wyobraża, żeby ŁKS grał tylko górą, z pominięciem drugiej linii. Dyrektor sportowy odpowiada za całą strukturę sportową. Podobnie jest w Górniku Zabrze, gdzie za kwestie sportowe odpowiada Artur Płatek. Tych przypadków w polskiej piłce nie ma jednak zbyt wielu.

O stylu gry po ewentualnym awansie

–  Najpierw trzeba awansować. Niemniej jednak, nawet w tym sezonie mamy przykłady, jak w ekstraklasie radzą sobie beniaminkowie i jaki styl gry przyjęły te drużyny. Nasz futbol musiałby być zdecydowanie bardziej pragmatyczny. Ekstraklasa to liga, w której przeciwnik tylko czeka na rywala grającego ofensywnie. O ile na I ligę potencjał ŁKS jest duży, to w ekstraklasie ta różnica zostanie zniwelowana, a w wielu spotkaniach to rywal będzie dysponował większą siłą i wtedy do meczu trzeba podejść inaczej. Nie wywrócimy jednak naszego stylu do góry nogami, bo nad pewnymi rzeczami się przez cały czas pracuje i trzeba je kontynuować. Natomiast będziemy musieli grać inaczej, choć nie oznacza to rewolucji.

Cały wywiad Kuby Seweryna z trenerem Ireneuszem Mamrotem dostępny TUTAJ.

Źródło: Sport.pl

Foto: Łukasz Żuchowski / ŁKS Łódź / Cyfrasport