Dramat w 2 połowach. Śląsk – ŁKS 4:0

Trudno jest znaleźć słowa, które mogłyby opisać ŁKS grający dzisiaj ze Śląskiem. Kandydat do mistrzostwa Polski na zakończenie sezonu zasadniczego przejechał się po łódzkim beniaminku jak walec po budowie.

Skład ŁKS-u, który wybiegł niedzielnym popołudniem na boisko we Wrocławiu raczej można nazwać eksperymentalnym. W wyjściowej 11 zabrakło Carlosa Morosa Gracii, który od dołączenia do łódzkiego klubu grał w każdym spotkaniu. Jego miejsce zajął Jan Sobociński, czyli jeden z dwóch młodzieżowców grających od początku w barwach ŁKS-u.

Wrocławianie otworzyli worek z bramkami bardzo szybko, bo już 4 minucie. Podanie na skrzydło z głębi pola zaskakuje kolejno Piątka, Sobocińskiego i Klimczaka. Piłka trafia do Markovicia, który po wbiegnięciu w pole karne oddaje strzał, po czym futbolówka obija oba słupki i ląduje w siatce. 1:0 dla gospodarzy.

13 minut później było już 2:0. Obrońcy ŁKS-u odegrali w tej akcji jedynie rolę statystów. Trudno nawet policzyć ilu z nich miało okazję do zatrzymania piłki. Jeszcze trudniej przyszłoby znalezienie opisu do tego, co wyprawiali na boisku “obrońcy”.

Nie ma co się oszukiwać – Wojciech Stawowy zniszczył w ŁKS-ie to, co jego poprzednik skrupulatnie wypracował. Za trenera Kazimierza Moskala obrońcy ŁKS-u chociaż nie dopuszczali do tak kuriozalnych sytuacji jak tego wieczoru. 

Z upływem kolejnych minut wydawało się, że Śląsk rozgrywa zwykły sparing. Do zdobycia bramki wrocławianom wystarczyło jedynie oddać strzał w bramkę. Takim cudem po 23 minutach gry ŁKS przegrywał już 0:3.

Pierwsza połowa to dramat w 3 akcjach. Wydaje się, że bardzo paradoksalnie ŁKS powinien cieszyć się ze straty jedynie 3 bramek, bo mogło ich być znacznie więcej…

Od początku drugiej części gry wydawało się, że łodzianie mogą strzelić bramkę. Jednak nic z tych rzeczy! Żeby strzelić bramkę, trzeba potrafić wykończyć akcję. Pokazał to Śląsk, który na kwadrans przed końcem meczu podwyższył swoje prowadzenie.

Stały regres – chyba tak można opisać ŁKS po wznowieniu rozgrywek. Wydaje się, że z każdym kolejnym meczem gra łodzian wygląda gorzej.
Teraz jednak przed „Rycerzami Wiosny” pozostaje ostatnie 7 kolejek w ligowej elicie. Szanse na utrzymanie nadal są, choć z każdym meczem coraz mniejsze…

Śląsk Wrocław – ŁKS Łódź 4:0 (3:0)
Bramki: Marković 4’, Stiglec 17, Płacheta 23’, Exposito 74’

Śląsk: Putnocky – Musonda, Puerto, Tamas, Stiglec – Łabojko, Mączyński (K) – Marković (76′ Samiec-Talar), Pich (70’ Chrapek), Płacheta – Exposito (78′ Bergier)

ŁKS: Malarz (K) – Grzesik (46’ Corral), Dąbrowski, Sobociński, Klimczak – Piątek – Pirulo, Wolski, Trąbka, Ratajczyk (86’ Sajdak) – Sekulski (46’ Wróbel)

Foto: Artur Kraszewski