Relacja z wyjazdu do Płocka

W Płocku zameldowaliśmy się w 480 osób.

Po meczu w Krakowie komisja ligi nałożyła na nas zakaz jednego wyjazdu. Akurat trafiło na Płock. Okazało się jednak, że płockim fanom nie jest obce hasło, że piłka nożna jest dla kibiców i dostaliśmy możliwość obejrzenia tego spotkania normalnie z sektora dla gości. Z racji, że czasu było mało, zapisy odbyły się tylko w jednym dniu, tak samo jeden dzień na odbiór imiennych wejściówek, które przysłała Wisła. Wiadomo, zakaz to zakaz, więc oficjalnie jechaliśmy na wycieczkę której głównym celem było zwiedzanie Wzgórza Tumskiego, zaś czas wolny po zwiedzaniu mogliśmy przeznaczyć na obejrzenie meczu, gdyż przypadkiem w tym dniu również swój mecz w Płocku rozgrywał Łódzki Klub Sportowy 😉

W dniu wyjazdu zbiórka, skąd po jakimś czasie ruszyliśmy do Płocka. Droga krótka, więc poszło szybko i bez przygód, ale wyruszyliśmy na tyle późno i nie zdążyliśmy zwiedzić Wzgórza Tumskiego, więc nasza niezorganizowana grupa udała się prosto na stadion Wisły. Samo wejście było sprawne więc zaraz po pierwszym gwizdku cała grupa znalazła się na sektorze gości. Ogółem w Płocku zameldowaliśmy się w 480 osób, w tym 9 Braci z Zawiszy i 7 Braci z Lecha. Powiesiliśmy flagę „Forza ŁKS”, oraz flagi z pozdrowieniami dla chłopaków: „Pieprza”, „Nowego”, „Gargiego” i „Bastka”. Zawisł też transparent „Kaczuś wracaj do zdrowia”. Ogólnie w tym dniu z dopingiem nie wysilaliśmy się zbytnio. Tradycyjnych kilka wrzutów wyjazdowych, pozdrowienie zgód i „pozdrowienie” kogo trzeba. Piłkarze kolejny, już 5 raz z rzędu zeszli z boiska pokonani. O ile w poprzednich meczach było to przyjęte przez nas na spokojnie, to już po końcowym gwizdku meczu z płocką drużyną, podejściu do nas piłkarzy nie obyło się bez przypłotowych rozmów koniec końców pokazując jednak, że jesteśmy z nimi. Wygrywamy razem i przegrywamy razem, ale to nie oznacza, że aktualny stan jest dla nas akceptowalny. 

Kilkanaście minut potem opuściliśmy stadion udając się do swoich środków transportu. Niedługo potem ruszyliśmy w drogę powrotną.

Powrót przebiegł szybko, na jednym krótkim postoju. Wracaliśmy tradycyjnie najkrótszą drogą a ta tradycyjnie przebiegała już w Łodzi ulicą Piłsudskiego. Przejeżdżaliśmy obok stadionu Widzewa dosłownie kilka minut po rozpoczęciu ich meczu. Zatrzymaliśmy się pod stadionem wysypując się z aut i zaznaczając swoją obecność. Do niczego większego jednak nie doszło, gdyż zgromadzone pod stadionem w sporej ilości psy od razu nas zaczęły gonić z powrotem do aut, kilka osób zostało zagazowanych. Wszystko to trwało może z minutę i odjechaliśmy stamtąd goniąc jeszcze przy okazji kawałek dalej grupkę spóźnialskich podążających na mecz. Na ulicę wjechała też polewaczka blokując przejazd części naszych aut, które były w tyle. Po krótkim czasie psy naszych zawróciły kierując ich inną drogą.