Felieton: „Nie wszystko zależy od nas. Ale zależy od nas naprawdę wiele!”
To jeden z najważniejszych sezonów w nowej historii Łódzkiego Klubu Sportowego. Kibicu przeczytaj ten felieton i weź jego słowa sobie głęboko do serca. To prawda, nie wszystko zależy od nas. Ale zależy od nas naprawdę wiele.
Choć w ostatnich latach nasz klub grał na różnych szczeblach rozgrywkowych, od IV ligi aż po krajową elitę, kibicowsko trzymaliśmy stały poziom. I nikt nie ma wątpliwości, że był to poziom ekstraklasowy. Od prezentacji ultrasów, łącznie z pamiętnym czarodziejem na starcie i finiszu I ligi, aż po liczby wyjazdowe pokazywaliśmy, że miejsce Łódzkiego Klubu Sportowego jest wśród najlepszych w Polsce.
Według raportu PZPN-u za sezon 2019/20, liczniej od nas w wyjazdowych meczach swojego klubu uczestniczyła jedynie ekipa kibiców Legii Warszawa. Fanatyzm pokazywaliśmy na wiele sposobów. Zapełniając szczelnie trybunę, nawet wówczas, gdy drużyna grała poniżej oczekiwań. Przemierzając kilometry na kibicowskim szlaku. Przelewając hektolitry farby na małe dzieła sztuki, które pojawiały się nad głowami kibiców przy al. Unii 2.
Przyjemnie się czyta pochwały pod swoim adresem. Przyjemnie się wspomina sukcesy sprzed lat, przyjemnie się wraca do fety po awansie do Ekstraklasy, gdy Plac Wolności eksplodował, a fala uderzeniowa niosła się po Piotrkowskiej do białego rana.
Ale to wszystko już za nami.
W futbolowym świecie te same zasady obowiązują piłkarzy i kibiców, trenerów oraz konsumentów stadionowych wyrobów grillowych. Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, jak twój ostatni wyjazd, jak twoja ostatnia runda. Wszystkie sukcesy i dobre chwile zostały już uwiecznione na zdjęciach i filmach. Teraz przed nami kolejne wyzwania, a wraz z końcem wakacji trzeba sobie jasno określić cel: utrzymanie poziomu z ostatnich dwóch lat. Udowodnienie, że slogan „nieważne w której lidze” jest prawdziwy. Że śpiewając niemal na każdym meczu „i na dobre, i na złe”, nikogo nie oszukujemy. Przede wszystkim: że nie oszukujemy samych siebie.
Wejście w ten sezon mamy udane – zarówno jako klub, jak i jako kibice. Na meczu ze Śląskiem Wrocław w Pucharze Polski drużyna symbolicznie odcięła ciężar ubiegłego sezonu. Zwycięską jedenastkę wykonał Jan Sobociński, trudno o bardziej klarowny przykład „odkupienia” poprzednich rozgrywek. W Opolu mogliśmy obejrzeć mecz na żywo dzięki uprzejmości gospodarzy. Kto zdecydował się pojechać w Polskę za swoim klubem, z pewnością nie żałował. Niektórzy jeszcze nie zdążyli zdjąć maseczek, a już prowadziliśmy 1:0. Cztery gole, trzy punkty i dwa słowa, które tkwią w głowach i piłkarzy, i nas, kibiców: po awans.
Wspieraliśmy piłkarzy na Pucharze Polski, wspieraliśmy ich w Opolu. Ale to dopiero rozgrzewka i przedsmak.
Przed nami jeden z ważniejszych sezonów w najnowszej historii naszego klubu. Po raz pierwszy od 8 lat mierzymy się na poziomie centralnym z lokalnym rywalem. Po raz pierwszy od III-ligowych czasów spotkamy się oko w oko z sąsiadami, których cele sportowe są podobne do naszych. Po raz pierwszy od dawna, mecze przy Piłsudskiego 138 oraz al. Unii 2 moga być decydujące w kontekście kolejności drużyn w okolicach ligowego podium.
Niezależnie od tego, jakie decyzje zapadną co do samego meczu – zwłaszcza w kwestii telebimu – to są dni, w których musimy udowodnić swój fanatyzm, swoją lojalność i oddanie. Trudno sobie wyobrazić, by piłkarze wyjechali na wschód miasta bez naszej asysty, trudno sobie wyobrazić, by po zwycięskim meczu pod stadionem nie zostali powitani w godny sposób. Ale przede wszystkim: trudno sobie wyobrazić, byśmy my wszyscy nie pomogli im już teraz w ugraniu tego najważniejszego celu, którym jest powrót do elity.
– A co ja w pojedynkę mogę zrobić? – zapyta być może któryś z was.
Odpowiedzi są boleśnie proste. Twierdza al. Unii 2 musi pozostać w I lidze niepokonana. By tego dokonać, na trybunie musi zasiadać komplet widzów, karnety muszą sprzedać się do ostatniej sztuki, kibice muszą dopingować tak, by rywale nie słyszeli własnych myśli. Do domowego meczu ze Stomilem nadal mamy czas, by wyzerować karnetowe liczniki. Nie ma już wymówek, że „za drogo” – karnety na rundę to równowartość dwóch wizyt w którymś z ogródków na Piotrkowskiej. Nie ma wymówek, że „drużyna słaba” – weszła w sezon najlepiej jak mogła. Nie ma wymówek, że „w biletach to klubowi zapłacę”. Jesteśmy na takim etapie epidemii, że trzeba działać tu i teraz. Tu i teraz zasilić kasę klubu karnetami, tu i teraz zapewnić ŁKS, że nie pozostanie sam w I lidze. Sam już masz karnet? Kup bratankowi. Kup temu małolatowi na osiedlu, który każdego dnia lata w smyczce, ale na bilet go nie stać. Spytaj w kibicowskim sklepiku, kto chce przyjść, a nie ma na to funduszy. Kto wie, może zafundujesz dzieciakowi przygodę życia.
Ale to nie wszystko. Koszulki mamy pewnie najpiękniejsze w lidze – dochód z ich sprzedaży to realne wsparcie. Wybór browarów najszerszy w Polsce, a każde wypite Rodowite to jeden kroczek bliżej upragnionej Ekstraklasy. Ultrasów wśród krajowej topki – każda złotówka w ich puszkach sprawi, że widowiska meczowe będą tak samo unikalnym spektaklem jak w ostatnich dwóch latach. No i wyjazdy. Głośny śpiew „jesteśmy zawsze tam”, który dociera do uszu piłkarzy niezależnie czy to wielki stadion warszawskiej Legii czy nieco wysłużony obiekt opolskiej Odry.
To prawda, nie wszystko zależy od nas. Ale zależy od nas naprawdę wiele. Przede wszystkim zależy od nas, czy utrzymamy się w kibolskiej Ekstraklasie, w której gramy od wielu lat. Zaczyna się i kończy od wsparcia dla klubu. Więc do zobaczenia przy karnetowej kasie oraz w sektorach gości. A jeśli Bóg pozwoli – podczas kolejnej fety na Placu Wolności. To cel każdego z nas, od kibiców, przez piłkarzy, po prezesów i dyrektorów. Zrealizujmy go razem.
Kuba