Kibice

Felieton: Derby to derby, nie powstrzyma tego żadna pandemia!

Za niespełna dwa dni piłkarska Łódź zapłonie i długo nie zaśnie. Kolejną niespodzianką z okazji 66. Derbów Łodzi  będzie felieton znanego I lubianego dziennikarza Weszło!, a przede wszystkim wiernego fanatyka ŁKS  Jakuba Olkiewicza. 

Prezes Tomasz Salski w jednym z wywiadów po awansie do Ekstraklasy za kluczowy moment sezonu uznał porażkę w meczu z Puszczą Niepołomice na własnym terenie. Wówczas, jak zawsze zresztą, pognębił nas były piłkarz ŁKS-u, Bartosz Widejko. Choć ełkaesiacy w tym spotkaniu grali w dziesiątkę, to do końca walczyli o wyrównanie, napierając na jedenastu przeciwników, tworząc sobie kolejne okazje i gryząc murawę w poszukiwaniu choćby jednego punktu. Ale prezesowi nie chodziło o obraz gry. Chodziło o to, jak zachowali się kibice, którzy po końcowym gwizdku zamiast lżyć i ubliżać piłkarzom, którzy przegrali na własnym terenie mecz z drużyną gdzieś ze środka tabeli, głośno wsparli ich swoimi okrzykami i śpiewami.

ŁKS w sezonie 2018/19 po 18 ligowych kolejkach miał 34 punkty i 28 strzelonych goli. Skład „na papierze” dużo słabszy, a pewnie też i sporo tańszy, z drugiej strony jednak – w o wiele słabszej lidze, w dodatku w systemie rozgrywkowym, gdzie trzecie miejsce nie dawało nic. Żadnej ścieżki barażowej, żadnego awansu kuchennymi drzwiami.

To sprawiało, że konkurencja była trochę mniejsza, ale i presja inna.

Dziś mamy jeden punkt więcej, sporo zdobytych bramek na plusie, pewną zaliczkę w postaci tej ewentualnej „bocznej” ścieżki barażowej. Natomiast mamy też coś, czego nie ma nikt inny w lidze.

Mamy przed sobą derby Łodzi. Mecz, który może dać drużynie potężny rozpęd i nie trzeba tutaj nikogo specjalnie przekonywać. W lidze, gdzie co trzeci zespół wyniki osiąga na tzw. „atmosferce”, zwycięstwo derbowe jest unikalnym doładowaniem. Widać to było już jesienią, gdy rozegrany po profesorsku mecz dał ełkaesiakom zastrzyk pewności siebie, który działał ponad połowę rundy. Mam wrażenie, że równie ważny jak wynik, był wówczas styl. Brutalności i polowaniu na nogi, ŁKS przeciwstawił plan taktyczny, grę piłką, cierpliwość, trochę techniki.

Wyższość czysto piłkarska pozwoliła piłkarzom uwierzyć, że potrafią. Że mogą. Że razem uda się przez to wszystko przejść. Gdy witaliśmy ich pod stadionem, było czuć, że wielu z nich prędko tej nocy nie zapomni. I czuć było, że cokolwiek się stanie – naszego wsparcia im nie zabraknie. Nawet jeśli nie zawsze – tak jak podczas tamtych derbów – będziemy w stanie być na stadionie.

Marzę, by te nadchodzące derby były czymś na kształt ówczesnej Puszczy Niepołomice. Nie, nie chodzi mi o porażkę 0:1 po golu byłego gracza. Chodzi mi o to, by ŁKS pokazał to, co wtedy. Nieustępliwość, ale popartą jakością piłkarską. Szaleńczą pracowitość, upór i moc, ale potwierdzone technicznymi umiejętnościami, które z tamtą Puszczą pozwoliły zdominować grę nawet przy grze w osłabieniu. Końcowy wynik jest cholernie ważny, każdy z nas wolałby najbrzydsze na świecie 1:0 niż najpiękniejszy i najcudowniejszy remis.

Ale dla piłkarzy najważniejsze jest to, by raz jeszcze udowodnić swoją wyższość. Tak jak mimo porażki ŁKS udowodnił wyższość nad ówczesną Puszczą, tak jak działo się to niedawno w Niecieczy, gdzie ŁKS nie zdołał wyszarpać punktu przez dwie szalenie kontrowersyjne decyzje sędziowskie.

Chciałbym, byśmy wszyscy pamiętali, że 3 punkty w ten weekend ważą tyle samo, co te z Odrą Opole. Ale chciałbym, żebyśmy też wszyscy pamiętali, że przed nami jeszcze pół sezonu. Cokolwiek stanie się w sobotę, bądźmy razem. Jakkolwiek to w obecnej rzeczywistości brzmi, jakkolwiek dziwne się wydaje, gdy dopiero co wyszliśmy z tragicznej serii porażek.

Niech jednak to będzie po prostu jeszcze jeden sygnał, że nie pokona nas ani pandemia, ani żaden rywal. Wy walczycie. My, upchnięci gdzieś w ciasnych mieszkaniach czy na skromnych domówkach, śpiewamy. Razem wszystkich pokonamy.