Kibice

Długo na to czekaliśmy. Czas zdać prawdziwy egzamin

Otwarcie pełnego, czterotrybunowego Stadionu Króla zbliża się wielkimi krokami. Po długiej walce o Nasz dom czas zdać najważniejszą próbę.

4 kwietnia 2013 roku środowiskiem skupionym wokół Łódzkiego Klubu Sportowego wstrząsnęła wiadomość o wycofaniu ŁKS-u z rozgrywek I ligi w sezonie 2012/13. Już parę dni wcześniej o bankructwie mówiło się otwarcie, zresztą ten miecz wisiał nad naszymi głowami od wielu lat, natomiast i tak do końca wierzyliśmy, że „jakoś się uda”. Nie udało się. Zaplanowany na 6 kwietnia mecz z Wartą w Poznaniu nie doszedł do skutku, piłkarze rozjechali się po Polsce, przy al. Unii 2 zgasło światło, które musieliśmy wspólnymi siłami rozpalać na nowo od IV ligi, od sezonu 2013/14. 

4 kwietnia 2022 roku rozpoczyna się sprzedaż biletów na mecz otwarcia przy Stadionie Króla. Równe 9 lat, które wywróciło naszą rzeczywistość do góry nogami. 

Pamiętacie jeszcze te wszystkie wspólne chwile? Ile ich było, można strzelać datami, wspomnieniami, żartować z naszej ówczesnej naiwności. Kiedy powstał po raz pierwszy plan nowego stadionu? Za Antoniego Ptaka, czy jeszcze wcześniej? Kiedy po raz pierwszy byliśmy zmuszeni walczyć o swoje na zebraniach Rady Miasta? Jak długo mamiono nas kolejnymi obietnicami, że już po następnych wyborach, już przy przygotowaniu następnego budżetu? 

Ta droga przez mękę na dobre rozpoczęła się w 2010 roku, gdy w Polsce trwał już boom stadionowy, swoje nowe, piękne obiekty budowały nawet zdecydowanie mniejsze ośrodki niż Łódź – by wspomnieć choćby Lubin. Nasze relacje z miastem już wtedy były szalenie trudne, bo przecież po drodze znakomitą, znaną w całej Polsce bazę treningową, zamieniono na Atlas Arenę. Byliśmy tam wtedy, pod Urzędem Miasta, wierząc, że w trakcie budowy stadionów na Euro 2012, w czasach wielkich inwestycji w infrastrukturę piłkarską, także najstarszy łódzki klub wreszcie doczeka się nowego domu. Zwłaszcza, że ten stary był coraz skromniejszy. Najpierw wyłączono z użytku nieodżałowaną trybunę, potem łuki, wreszcie zaczął się stopniowy demontaż. 

2010, pierwsze demonstracje, listy, targi. 2012 i 2013, zwłaszcza już po tym, gdy stało się jasne: drużyna zacznie odbudowę ŁKS-u od IV ligi. Setki, tysiące osób, ełkaesiacy z trybun, ale też ełkaesiacy w Radzie Miasta, ełkaesiacy tworzący klub od zera, ełkaesiacy trenujący w akademii czy przyprowadzający tam swoje dzieci – wszyscy walczyliśmy, wszyscy poświęcaliśmy swój czas, pieniądze i zaangażowanie, by ŁKS zyskał swój dom. Przeciwników było wielu. Bo niegospodarność. Bo po co nam w IV lidze. Bo przecież Galera jeszcze stoi, jeszcze nie przewróciła się ze starości. Walka przynosiła efekty, zwłaszcza, że była prowadzona mądrze. Gdy niektórzy rzucali się na obierki, my cierpliwie czekaliśmy wiedząc, jak będzie smakować prawdziwa, wyczekana nagroda. 

Nagroda, która właśnie stoi przed nami, nagroda zlokalizowana tam, gdzie od stu lat jest nasz drugi, a dla niektórych nawet pierwszy dom. 

Co właściwie mam napisać? Byłem tam, pod Urzędem Miasta, trzy razy, choć nie wierzyłem, że to cokolwiek da. Myślałem, byłem szczerze przekonany, że jesteśmy skazani na bylejakość, na przeciętność, na te wysłużone mury, które już tak wiele przetrwały. Ale te krople – a każdy z nas był taką kroplą – wydrążyły skałę. Po niemal dekadzie nasze marzenia zostały spełnione, nasze cele zostały zrealizowane, nasze najbardziej skryte pragnienia są na wyciągnięcie ręki, na odległość trzech kliknięć na ekranie komputera. 

Powinienem jakoś nas zachęcić, zmobilizować. Ale jak tego właściwie dokonać? Wielu spośród tych, którzy zasypiali wieczorem i wstawali rano z tą samą myślą i tym samym marzeniem, niestety nie dotrwało do sezonu 2021/22. Wielu dziadków, ojców, wielu przyjaciół, którzy oddali serce ŁKS-owi, których największym marzeniem był wielki, tętniący życiem stadion, nie ma już z nami. Przez jakieś 30 lat całe pokolenia łodzian czekały na tę chwilę, na ten jeden moment, na ten mecz. Na to, by usiąść na pełnym, nowoczesnym, luksusowym obiekcie, by obejrzeć klub, który skradł ich serce. Myślę o nich i zastanawiam się – co mogłoby mnie powstrzymać przed tym, by 22 kwietnia zasiąść na Galerze? 

Jasne, sytuacja na świecie jest trudna, szaleje inflacja, po pandemii i poprawce związanej ze zbrodniczymi działaniami Władimira Putina wszyscy obrywamy po kieszeni. Dla niektórych 30 złotych – bo tyle kosztuje pojedynczy bilet przy zebraniu paczki 10 kumpli – to spory wydatek. Ale kurczę, to moment, o który tak zaciekle walczyliśmy, to chwila, na którą tak długo czekaliśmy. 

Minikarnety, bilety grupowe, zróżnicowanie cenowe na różnych sektorach. Coraz mocniej kurczy się lista argumentów, by ten wieczór 22 kwietnia spędzić poza al. Unii 2. Czy twój sąsiad już wie, że otwarcie stadionu, o który walczyliśmy dekadami? Czy twój tata ma już swój minikarnet na ostatnie trzy domowe mecze? Czy twoja żona już wie, że zabierasz i dzieciaki, i ją na Stadion Króla? Czy dawno niewidziany na meczach kuzyn wie już, który sektor wybierze? Czy na pewno babcia nie chce jednak usiąść na trybunie z wnukami, zamiast przed telewizorem? 

Czekaliśmy zbyt długo, walczyliśmy zbyt dzielnie, by teraz tego nie wykorzystać. Władysław Król wzywa swoją armię. Stadion Króla wzywa swoich fanatyków. Galera znów chce eksplodować od głośnego dopingu, tak jak w pamiętnym meczu z Ursusem, gdy żegnaliśmy nasz legendarny sektor oprawą „Jakby świat kończył się”. 

Pamiętajmy, ile nas to kosztowało, pamiętajmy, ile już zapłaciliśmy, by dożyć tego momentu. Zbierajmy jak najliczniejszą ekipę i raz jeszcze zaśpiewajmy, na całe gardło: tu jest nasz dom, już od wielu, wielu lat, choć wyglądem zmienia się, w naszych sercach ŁKS…

Na aleja Unii 2.