Fortuna 1. LigaPiłka Nożna

Smutny koniec ekstraklasowej przygody. ŁKS – Górnik 1:3

Jeszcze dwa lata temu cieszyliśmy się z powrotu ŁKS-u do 1 ligi. Dzisiaj, już oficjalnie i po zaledwie 32 kolejkach, łodzianie znowu tam wrócili. Tym razem jednak w nastrojach żałoby i totalnej kompromitacji.

Jeżeli mielibyśmy podsumować zestawiania kadrowe ŁKS-u w ostatnich spotkaniach, jednym mianownikiem bez wątpienia byłby eksperyment. Nie inaczej było i we wtorek, podczas meczu z Górnikiem Zabrze. Po testowaniu Macieja Wolskiego na boku obrony oraz gry na dwójkę napastników, trener Wojciech Stawowy zdecydował się tym razem sprawdzić na boku defensywy Jana Sobocińskiego.

Pierwsze minuty meczu dość niespodziewanie upływały pod dyktando ŁKS-u. Gospodarze niesieni dopingiem kibiców, którzy w końcu wrócili na stadion, totalne stłamsili Górnika. Zmuszeni do bronienia Zabrzanie swoich okazji opatrywali w kontratakach, jednak te nie wychodziły im najlepiej.
Pierwsi przed szansą na otworzenie wyniku stanęli ełkaesiacy. Dokładniej rzecz ujmująć Antonio Dominguez, który strzelał z 18 metra. Jego uderzenie zablokował jednak obrońca Górnika, oddalając przy tym zagrożenie spod bramki Martina Chudego.

W biegiem kolejnych minut gry goście ze Śląska coraz bardziej się gubili. Mocne ataki łodzian powodowały proste błędy w szeregach ich rywali. “Rycerze Wiosny” nie byli jednak w stanie zdobyć otwierającej mecz bramki.

Kiedy już wydawało się, że pierwsza połowa nie przyniesie bramek, do gry wszedł on – prosty błąd w obronie. Podopieczni trenera Stawowego nie upilnowali pozostającego na skraju pola karnego Stavrosa Vasilantopoulosa, który korzystając z wolnego miejsca oddał strzał. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od Carlosa Morosa Gracii, jednak nie zmieniła ostatecznie toru lotu. 0:1 tuż przed przerwą.

W pierwszej połowie były fragmenty, w których ŁKS mógł się podobać. Ba! Mógł nawet strzelić bramkę, dość szybko tłamsząc mecz. To jednak się nie udało, a zmora łodzian w tym sezonie, czyli błędy w obronie, przybliżyła ich do 1 ligi.

Od początku drugiej części gry mecz zamienił się w typową podwórkową kopaninę. Na grę obu drużyn po prostu nie dało się patrzeć. Zagrania na aferę, niedokładność i zwykła kopanina. Tak w skrócie można opisać pierwsze fragmenty drugiej części gry.

Wtedy nastała 56 minuta. Arkadiusz Malarz faulując w polu karnym zawodnika Górnika dał sędziemu pretekst do podyktowania rzutu karnego. “11” pewnie na bramkę zamienił Igor Angulo.

Górnik nie wyznaje raczej podwórkowej zasady “leżącego się nie kopie”. Już trzy minuty po zdobyciu drugiej bramki, Arkadiusz Malarz ponownie wyciągał piłkę z siatki.

Obraz wtorkowej porażki ŁKS-u dopełniają już chyba tylko kibice. Po głośnym skandowaniu nazwiska Kazimierza Moskala, łódzka publiczność zaczęła wiwatować najzwyklejsze podania i strzały ŁKS-u…

Delikatnym otarciem łez można nazwać bramkę strzeloną przez ŁKS tuż przed końcem spotkania. Po wrzutce z rzutu rożnego do piłki dopadł Jan Sobociński, który główką skierował ją do bramki.

Na domiar złego w doliczonym czasie gry boisko za drugą żółtą kartkę opuścił Maciej Dąbrowski.

Możemy powiedzieć to już oficjalnie – ŁKS żegna się z gronem zespołów Ekstraklasy. Przed podopiecznymi Wojciecha Stawowego co prawda zostało jeszcze pięć spotkań w tym sezonie, ale tabela nie pozostawia już złudzeń. Pozostaje już jedynie zbierać doświadczenie i cieszyć się grą w elicie…

ŁKS Łódź – Górnik Zabrze 1:3 (0:1)
Bramki: Sobociński 85’ – Vasil 44’, Angulo (k) 59’, Giakoumakis 61’

ŁKS: Malarz (K) – Grzesik, Moros, Dąbrowski, Sobociński – Srnić (63’ Trąbka)- Pirulo, Dominguez (63’ Ratajczyk), Wolski – Corral (76′ Wróbel)

Górnik: Chudy – vasilantonopoulos, Wiśniewski, Koj, Janża – Jirka (86’Krawczyk), Ściślak, Bainović, Jimenez – Giakoumakis, Angulo (70’ Ryczkowski)