Fortuna 1. LigaPiłka Nożna

Plusy i minusy po meczu z Resovią

Po takim występie jaki zobaczyliśmy w minioną niedzielę na Stadionie Króla ciężko znaleźć wiele pozytywów, jednak oprócz naszych uwag dotyczących gry Ełkasiaków z Resovią znalazło się także kilka promyków nadziei na kolejne mecze.

Plusy

Brak kontuzji w trakcie spotkania

Pierwsze kolejki sezonu Fortuna 1. Ligi dla ŁKS-u były szczególnie pechowe jeśli chodzi o kontuzje w trakcie spotkań. W trakcie 5 z 7 spotkań tych rozgrywek w trakcie meczu boisko opuścić musiał kontuzjowany zawodnik. Z urazami zmagali się bądź wciąż się zmagają Antonio DominguezMaciej DąbrowskiNacho MonsalveMateusz Bąkowicz oraz Stipe Jurić. Nie można także zapominać o piłkarzach, którzy z powodu problemów zdrowotnych nie zagrali jeszcze w tym sezonie I Ligi – Kamilu DankowskimSamu Corralu Ricardinho. Cieszy więc, że w spotkaniu z Resovią żaden zawodnik ŁKS-u nie doznał urazu w trakcie spotkania.

Debiut młodzieżowca

74. minucie meczu na boisku zameldował się Mieszko Lorenc, który zastępując Adama Marciniaka zadebiutował w meczu pierwszej drużyny ŁKS-u. Młody stoper dobrze się zaprezentował, a szczególną uwagę można zwrócić na jego umiejętności wyprowadzania piłki, pożądanej wśród obrońców w nowoczesnym futbolu. Młodzieżowiec rzecz jasna spełniał podstawowe zadania stopera, czyli grę w defensywie.

Status młodzieżowca Kelechukwu

Przed meczem z Resovią Łódzki Klub Sportowy ogłosił iż Kelechukwu otrzymał polski paszport, dzięki czemu posiada on również status młodzieżowca. Dzięki temu na początku drugiej połowy spotkania trener mógł zastąpić Piotra Gryszkiewicza właśnie młodym skrzydłowym, który przeniósł się w zeszłym roku do Łodzi z Escoli Varsovia. Może się to okazać szczególnie ważne w kontekście całego sezonu, ze względu na problemy ŁKS-u na „pozycji” młodzieżowca (temat ten przeanalizowaliśmy na początku sezonu tutaj) i problemy ze zdrowiem Mateusza Bąkowicza. Choć „Kelly” nie zanotował żadnych liczb przeciwko rzeszowianom, to podobać się mogła jego gra jeden na jednego oraz szybkość i zwrotność, dzięki której próbował napędzać grę „Rycerzy Wiosny”.

fot. Łukasz Żuchowski

Minusy

Błędy w obronie

Wydaje się, że pewne rzeczy są niezmienne, a na ten moment na pewno jest nią gra defensywna ŁKS-u. W ostatnich latach drużyną zajmowali się różni trenerzy, a wciąż możemy widzieć bliżniacze błędy w obronie. Spotkanie z Resovią przebudziło wszystkie stare demony poprzednich sezonów – brak krycia zawodnika w polu karnym, zderzenie się piłkarzy łodzian przed swoją bramką i zostawienie wolnej przestrzeni do strzału. Taki repertuar przedstawili w minioną niedzielę podopieczni Kibu Vicuñi na Stadionie Króla. Wcześniejsze spotkania tego sezonu I Ligi w wykonaniu ŁKS-u również często mogły pozostawiać wiele do życzenia, jednak z Resovią mogliśmy zobaczyć nagromadzenie przeróżnych błędów, połączonych również z indolencją w ofensywie. W europejskiej czołówce klubowej możemy znaleźć drużyny, które mimo chęci atrakcyjnej i ofensywnej gry, najpierw zaczynały stawiać fundamenty od solidnej defensywy, mogą być wskazówką dla „Rycerzy Wiosny” w tym aspekcie.

Gra Macieja Wolskiego w defensywie

Sparingi przedsezonowe, a także początek tego sezonu Fortuna 1. Ligi wskazywał na to, że pomysł na stawianie na Macieja Wolskiego w defensywie ostatecznie został schowany do szuflady. Kontuzja Mateusza Bąkowicza sprawiła jednak, że zagrał on ponownie jako prawy obrońca, ale efekt ostateczny pokazał, że pomysł ten nie tylko powinien zostać schowany, a umieszczony w niszczarce. „Wolak” zawinił bezpośrednio przy dwóch bramkach strzelonych przez Resovię – przy pierwszej nie pokrył Komora w polu karnym, zaś przy drugiej przegrał pojedynek z Hilbrychtem. W trakcie poprzednich spotkań Wolski pokazał, że jest wartościowym zawodnikiem pierwszego zespołu, kiedy gra on w ofensywie, zatem mamy nadzieję, że właśnie w tej formacji będziemy go widywać w kolejnych meczach.

Brak punktów z Resovią na własnym terenie

Od zespołu aspirującego do gry w Ekstraklasie można oczekiwać zdecydowanie więcej w meczu z drużyną dołu/środka tabeli, jednak w niedzielę ŁKS nie sprostał temu zadaniu i stracił komplet punktów z Resovią na Stadionie Króla. W poprzednim sezonie właśnie tego typu mecze ostatecznie sprawiły, że łodzianie skończyli na 5. miejscu w tabeli. Dobre występy z czołówką ligi są ważne, jednak przede wszystkim nie można tracić punktów z zespołami, z którymi obowiązkiem „Rycerzy Wiosny” jest wygrywać, bo to one później te punkty mogą zadecydować o ostatecznej pozycji w tabeli na koniec sezonu.

Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport

Brak zaangażowania oraz boiskowych liderów

Po utracie bramki w 21. minucie spotkania Ełkaesiacy stracili determinację i grali z podciętymi skrzydłami. Podopieczni Kibu Vicuñi nie potrafili przełamać niekorzystnego wyniku na boisku, a kolejne błędy w defensywie całkowicie odebrały im możliwość wygrania tego meczu. W ich grze nie można było zauważyć opanowania i dokładności, zatem ciężko było im wykreować sytuacje bramkowe. Na domiar złego ciężko było dostrzec na boisku liderów, którzy pociągnęliby za sobą zespół. W chwili próby żaden inny zawodnik nie wszedł w buty lidera i nie podniósł zespołu do dalszej walki. W tym aspekcie duże nadzieje może dać powrót Antonio Domingueza czy Macieja Dąbrowskiego, którzy udowodnili już, że potrafią zagrzać zespół do boju i pociągnąć go za sobą do przodu.

Wolne rozgrywanie akcji ofensywnych

Kolejny stary demon łódzkiego zespołu, czyli zbyt wolna gra w trakcie konstruowania ataku. Tak zwane „sterylne” posiadanie piłki, wymienianie wielu podań, które nie prowadziły Ełkaesiaków pod bramkę rywali znowu były zmorą zespołu, pozwalając rzeszowianom na wcześniejsze ustawienie się głębiej w defensywie. Kiedy „Rycerze Wiosny” atakowali szybko mieli kilka okazji na strzelenie bramki, zaś te konstruowane wolniej często kończyły się oddaniem niecelnego strzału z dystansu czy podaniem w zatłoczone pole karne, z którego piłkę szybko wykopywali piłkarze Resovii.

Fot. ŁKS Łódź/Cyfrasport