Piłka NożnaWypowiedzi

Marek Saganowski: Zazdroszczę zawodnikom, którzy wyjdą w sobotę na murawę

Postaci Marka Saganowskiego kibicom ŁKS-u przedstawiać raczej nie trzeba. Wychowanek „Rycerzy Wiosny” i mistrz Polski z 1998 roku w rozmowie z ŁKSFans przed 66. Derbami Łodzi podzielił się m.in. swoimi wspomnieniami z derbowych potyczek.

Na wstępie gratulacje z okazji objęcia funkcji pierwszego trenera Motoru Lublin

– Dziękuję bardzo. To są moje pierwsze kroki jako pierwszy trener w seniorskiej piłce, z czego jestem zadowolony. Byłem przygotowywany, pół roku temu skończyłem szkołę trenerów z UEFA Pro, tak więc cieszę się, że nastąpiło to tak szybko.

W tej sferze marzeń i planów na przyszłość ma pan objęcie posady pierwszego trenera, ale w ŁKS-ie?

– Oczywiście! Jeżeli bym kiedykolwiek dostał taką propozycję no to myślę, że długo bym się nie zastanawiał.

A po tym jak zakończył pan karierę piłkarską pojawiła się jakaś propozycja powrotu do ŁKS-u w innej roli, czy takiego tematu nie było?

– Nie, nigdy takiego tematu nie było. Ale mam nadzieję, że kiedyś się pojawi.

Przejdźmy płynnie do tego co najbardziej rozpala kibiców i czeka nas już w sobotę – 66. Derbów Łodzi. Będzie pan je śledził?

– Niestety nie mogę, bo gramy w tym samym czasie mecz ligowy ze Zniczem Pruszków. Później jednak nadrobię zaległości.

A na co dzień śledzi pan losy ŁKS-u?

– Tak, oczywiście, że śledzę. Jeżeli jest to możliwe to oglądam mecze. Jak ŁKS grał w ekstraklasie to było zdecydowanie łatwiej, ale teraz w 1 lidze też kilka spotkań już obejrzałem.

Na kartach derbowej historii zapisał się pan jako autor ostatniego gola dla ŁKS-u na poziomie centralnym przy al. Unii Lubelskiej 2. Jak pan wspomina tamto spotkanie?

– Jeżeli dobrze pamiętam, to wyrównałem na 1:1 w ekstraklasie. Derby są bardzo elektryczne, zawsze się fajnie do nich przygotowywać, bo przed samym meczem atmosfera jest świetna. Trochę zazdroszczę tym zawodnikom, którzy w sobotę wyjdą na murawę.

 

Lepiej smakowała ta ostatnia, czy jednak pierwsza strzelona w derbach bramka?

– Na pewno debiutancka, bo wówczas wiesz, że to jest twój pierwszy gol. A przy ostatniej nie wiemy, czy to ostatnia bramka w derbach, czy nie. Doskonale pamiętam swoje pierwsze trafienie w derbach i nawet ostatnio je sobie przypominałem. Bramka ładnie zdobyta, w dodatku w czasach, gdy stadion pękał w szwach.

 

Bramka Marka Saganowskiego od 02:20

No właśnie, można powiedzieć, że pamięta pan dość zamierzchłe czasy, kiedy na derbach pojawiali się kibice obu drużyn. Ich obecność na jednym czy drugim stadionie mobilizowała jeszcze bardziej?

– To był cały smaczek derbów zawsze, z jednej czy drugiej strony miasta. To było coś pięknego jechać autokarem z hotelu na mecz i widzieć tłumy ludzi, który idą na derby, widzieć i czuć tę atmosferę. Cała Łódź tym żyła. To była dla zawodników cała esencja grania w piłkę.

Jakie ma pan wspomnienia z derbowych potyczek z Widzewem?

– Jako dzieciak, który się wychował na dzielnicy ŁKS-u, który jeździł podawać piłki w meczach derbowych czy meczach ekstraklasy na ŁKS-ie, no to to jednym z większych marzeń było zagrać w takim meczu. Udało mi się w tych kilku meczach zagrać, strzelałem w nich bramki. Dla zawodnika, który jest wychowankiem Łódzkiego Klubu Sportowego to jest na pewno ważne i zawsze przynosi dużo przyjemności. Tym bardziej, że wiemy jaka sytuacja jest przed derbami, jak się zagęszcza ta atmosfera. Wtedy te emocje przy strzeleniu bramki wybuchają razy dwa.

Marek Saganowski podczas Derbów Łodzi w 2012 roku fot. Łukasz Kasprzak

Oprócz derbów Łodzi miał pan okazję zagrać też w derbach Warszawy czy Aten. Jak pan wspomina te spotkania derbowe poza Łodzią?

– Derby zawsze miały swój smaczek. Natomiast jeżeli chodzi o derby w Warszawie to była zdecydowanie inna sytuacja. Nie ma co ukrywać, że w Warszawie 99% ludzi jest związanych z Legią. Te derby troszeczkę inaczej wyglądały, nie można tego porównywać do tego co się dzieje w Łodzi. Z kolei w Grecji, to Atromitos jest bardzo małym klubem jeżeli chodzi o Ateny i porównywanie tych meczów do derbów Łodzi to zupełnie inny standard.

Które derby dostarczają najwięcej emocji?

– Zdecydowanie łódzkie.

Po posmakowaniu derbów Łodzi inaczej podchodzi się do derbów innych miastach?

– Derby to są derby. Jeżeli kluby są z jednego miasta to na pewno tak samo się do tego podchodzi.

Zamykając już nieco ten wątek derbowy zapytam o derby Warszawy z 2013 roku. Miał pan okazję grać wówczas naprzeciw obecnego ełkaesiaka – Jakuba Tosika. Ma pan jakieś wspomnienia z tym zawodnikiem?

– Nie, niestety nie.

To było i tak pytanie nieco na wprowadzenie kolejnego – jak pan jako trener ocenia potencjał obecnego ŁKS-u?

– Potencjał jest na pewno duży i to nie jest przypadek, że ŁKS jest na miejscu dającym bezpośredni awans do ekstraklasy. Zawodnicy mają przeszłość na najwyższym poziomie, większość zespołu, który grał w ekstraklasie została. To jest bardzo ważne jeżeli chodzi o drużynę.

W bezpośrednim starciu więcej szans miałby obecny ŁKS czy jednak ten mistrzowski z 98 roku?

– To są dwie różne epoki. My graliśmy zupełnie inną piłkę i teraz też się gra inaczej. Ciężko ocenić. Natomiast będąc po stronie starszyzny no to uważam, że jednak my zdobyliśmy mistrza Polski, którego też życzę temu zespołowi po awansie do ekstraklasy.

Mistrzowska drużyna ŁKS-u z 1998 roku fot. ŁKS Łódź

W poprzednim sezonie wrócił pan na ŁKS jako asystent trenera Vukovicia. Jak było wrócić do domu w nieco innej niż przedtem roli?

– Dziwne uczucie. Może to już nie mój stadion, ale na tym obiekcie się wychowałem i dziwnie było siedzieć na nim na ławce rezerwowych.

Miał pan też okazję zagrać na tym stadionie w meczu dla Kubusia. Ogólnie w miarę możliwości angażuje się pan w inicjatywy wokół klubu. To jest sposób na przedłużenie życia ełkaesiaka będąc już poza klubem?

­- Ktoś kiedyś fajnie powiedział „Można zmienić dużo w życiu, ale nie wolno zapominać skąd się wyszło”. Ja wyszedłem z ŁKS-u i nigdy tego nie zapomnę, to zawsze będzie mój ukochany klub. Nie muszę tego nigdzie powtarzać, ale tak było, jest i będzie. Za każdym razem gdy mogę pomóc w jakiejś sytuacji, to zawsze chętnie to robię, bo wiem jak wiele ten klub dla mnie znaczy i ile mi dał.

Marek Saganowski podczas meczu z Kuby w 2019 roku fot. Weszło

A jak zapytam o najpiękniejszy moment, który przeżył pan w ŁKS-ie, to co by pan powiedział?

– Na pewno mistrzostwo Polski po 40 latach.

W życiu wychowanka mistrzostwo ze swoim klubem smakuje chyba najlepiej?

– Dokładnie. Jako junior zrobiłem mistrzostwo w kategorii juniora młodszego, a potem udało mi się zdobyć mistrzostwo Polski z seniorami ŁKS-u. Teraz czeka mnie tylko zrobienie mistrzostwa jako trener.

Jest pan zadowolony z tego co osiągnął w ŁKS-ie?

– I tak i nie. Na pewno to mistrzostwo i granie w europejskich pucharach z ŁKS-em to coś pięknego. Natomiast słabo, że dwa razy spadłem z ligi z ŁKS-em. To nie było nic przyjemnego.

W przypadku tych spadków i tak chyba można powiedzieć, że większa wina leży po stronie ówczesnych problemów organizacyjnych w klubie, a nie w piłkarzach.

– Zgadza się. Ale jednak byłem wtedy w ŁKS-ie i patrzyłem jak klub się rozpada na moich oczach. I to nie było zbytnio przyjemne. Chwała kibicom, prezesowi Salskiemu, kierownikowi Żałobie  i innym ludziom związanym z ŁKS-em, że teraz ten klub jest gdzie jest, bo dzięki trudowi tych ludzi, którzy zasługują na bycie na piedestale ŁKS żyje dalej.

Utrzymuje pan kontakt z kimś z obecnego ŁKS-u?

– Na pewno z kierownikiem Jackiem Żałobą utrzymuje kontakt. Doskonale znam też Arka Malarza, tak więc jeszcze jakiś kontakt jest.

Spore grono byłych piłkarzy mówi, że utrzymuje kontakt właśnie z kierownikiem Żałobą. To jest taka osoba, od której można się wiele nauczyć?

– Przede wszystkim można się od niego nauczyć szacunku do miejsca, w którym się jest. Do klubu, do barw, do wszystkiego co jest związane z ŁKS-em.

Buduje nam się teraz na ŁKS-ie nowy stadion, a pan miał okazję grać na jego poprzedniku. Jakie ma pan wspomnienia ze starym stadionem?

– Przede wszystkim Galera jest dla mnie bardzo ważna. Stara trybuna i hala w niej ponieważ pamiętam, szczególnie z młodości, kiedy przyjeżdżałem na stadion jak ta akademia ŁKS-u wyglądała. Byli starsi i młodsi piłkarze, trenowały siatkarki, trenowały koszykarki, zapaśnicy, lekkoatleci, tenisiści… Pamiętam, że za każdym razem, kiedy przekraczałem bramę ŁKS-u przy al. Unii to zawsze czułem, że jestem u siebie i tu jest idealne miejsce dla sportowców.

Galera – najbardziej fanatyczna trybuna na starym stadionie przy al. Unii Lubelskiej 2

Jest coś co chciałby pan przekazać kibicom?

– Jedynie to, żeby dalej byli tacy jacy są, bo są wspaniałymi kibicami.

Najlepsi kibice w Polsce to kibice ŁKS-u?

– Zdecydowanie tak!

Nie pozostaje nic innego jak życzyć panu powodzenia w karierze trenerskiej i szybkiego spotkania na tym najwyższym szczeblu rozgrywkowym.

– W ekstraklasie bardzo chętnie z ŁKS-em bym się spotkał. Ale ja mam jeszcze trochę daleko do ekstraklasy. Życzę przede wszystkim klubowi i wszystkim ełkaesiakom, żeby ta ekstraklasa była już za trzy miesiące.

Markiem Saganowskim rozmawiał Dęder.

fot. ŁKS Łódź