Piłka NożnaWypowiedzi

Marcin Mięciel: Zawsze lubiłem grać w meczach derbowych

Marcin Mięciel jest specjalistą od ważnych spotkań. Podczas swojej kariery strzelał gole w Derbach Łodzi, Warszawy, Salonik oraz Zagłębia Ruhry. O swoich wspomnieniach z tymi spotkaniami, a szczególnie o tych związanych z Łodzią opowiedział w rozmowie z ŁKSFANS. 

Były napastnik trafiał do Łodzi dwukrotnie. Po raz pierwszy na wypożyczenie jako młody chłopak w 1995 roku. Wrócił 15 lat później pod koniec swojej kariery. W biało-czerwono-białych barwach rozegrał 66 spotkań, w których zdobył 21 bramek. Miał bardzo duży wpływ na awans do Ekstraklasy w 2011 roku, a kibice nadal pamiętają bramki zdobywane przez Mięciela w Derbach Łodzi.

Jakie ma pan pierwsze wspomnienia z derbami Łodzi?

Marcin Mięciel: Bardzo lubiłem grać w derbach Łodzi. W ŁKS-ie zagrałem dwa razy z Widzewem i w obu meczach strzeliłem po golu. Wspomnienia mam dobre. Te dwa mecze były na stadionie Widzewa. W pierwszym meczu w 1995 roku, strzeliłem na bramkę, za którą stali nasi kibice. Euforia była spora. Miałem wtedy chyba 18 albo 19 lat. Wiem, że kibice się nie darzą sympatią i życzą sobie nawzajem spadku do niższej ligi. Ja akurat chciałem zawsze, żeby Widzew zostawał w najwyższej lidze, bo wtedy są najlepsze mecze. Jest pełno kibiców i jest rywalizacja. To gorąco już czuć tydzień przed. W tym pierwszym meczu fajnie, że był cały stadion i praktycznie cała trybuna ełkaesiaków. W drugim meczu, w 2011 roku był cały stadion, ale niestety bez naszych kibiców. Na plus było to, że kibice pomyśleli i zrobili sobie telebim pod naszym stadionem i oglądali na żywo mecz. Później jak przyjechaliśmy to mogliśmy z nimi świętować wygraną i to po mojej bramce. Bardzo fajnie wspominam te derby. 

Lubił pan grać z Widzewem, bo nie tylko w ŁKS-ie udawało się trafić do siatki z tym rywalem. W sumie pięć razy.

– Gdy ostatnio patrzyłem w jakich meczach zdobywałem bramki to rzeczywiście chyba musiałem lubić tą otoczkę ważnego spotkania i to mnie napędzało. Dlatego chyba właśnie w takich meczach jak te, z Widzewem udawało mi się trafiać do siatki. 


Niestety nie było panu dane wystąpić w derbach Łodzi na stadionie przy alei Unii. 

– Na pewno byłyby to inne derby, bo byłoby więcej naszych kibiców i też gorąca atmosfera. Dla mnie to nie miało znaczenia, ale najważniejsze, żeby był pełny stadion. Różnie zawodnicy reagują na derby, bo to jest inny mecz – jest walka, rywalizacja, a kibice inaczej postrzegają porażki. Wiem, że są tacy zawodnicy co podświadomie boją się pokazać to co mają najlepsze. Mi akurat zdarzało się praktycznie w każdych derbach trafiać do siatki. Fascynowało mnie to i zawsze wolałem, żeby kibiców było jak najwięcej. Nawet tych fanów przeciwnika, którzy mnie wyzywają. To mnie napędzało, bo grałem w derbach Salonik z osiem razy i praktycznie w każdym meczu strzelałem gole. W derbach Zagłębia Ruhry w Niemczech też strzeliłem gola dla Bochum w spotkaniu z Borussią Dortmund. To samo w meczu Legia – Polonia i ŁKS – Widzew. Także w każdym z tych meczów była gorąca atmosfera, pełno kibiców i to mnie gdzieś tam napędzało. 

Marcin Mięciel w barwach VfL Bochum, fot. Getty Images

Nawet zdarzyło się panu ustrzelić hat-tricka w jednym z meczów derbowych w Grecji. 

– Tak. Jak grałem w Iraklisie Saloniki to strzeliłem PAOK-owi bramkę i Apollonowi Kalamarias. Po transferze do PAOK-u od razu strzeliłem Arisowi dwie bramki, a Iraklisowi wbiłem trzy gole. Lubiłem takie mecze, ze względu na gorącą atmosferę. Takie spotkania to kwintesencja futbolu i to napędzało. 

A jakby pan porównał derby Łodzi do derbów właśnie w Grecji czy Niemczech? 

– W Niemczech grałem na potężnym stadionie Borussii Dortmund, gdzie jest bardzo głośno. Najgroźniej jest w Salonikach, bo nie wiadomo co może się wydarzyć. Bywało tak, że przerywali mecz, bo stadion się palił czy rzucali kamieniami. U nas w Polsce już w tej kwestii się trochę uspokoiło. Nawet jak jest gorąca atmosfera to ten klimat jest tylko i wyłącznie na trybunach. Są wyzwiska i fajna atmosfera pod względem kibicowskim. Najbardziej niebezpiecznie jest jednak w Salonikach. Grecy to niby ludzie spokojni, ale na stadionie to trochę inaczej wygląda. 

Z tego co pamiętam to pan bezpośrednio odchodził z Iraklisu Saloniki do PAOK-u. Jak odbierali to wówczas kibice?

– Kibice na pewno nie chcieli żebym odchodził, bo parę bramek strzeliłem i byłem jednym z najlepszych zawodników. Aczkolwiek indywidualnie jak spotykałem kibiców Iraklisu to bardzo dobrze mnie traktowali. Sympatycznie to wszystko wyglądało. Wiadomo jak kibice są w grupie to jest zupełnie inaczej. Będąc w ŁKS-ie było tak samo. Bardzo często spotykałem kibiców Widzewa, którzy jak grałem na stadionie to zawsze mnie wyzywali. Tak było jak występował w Legii i w ŁKS. Można powiedzieć, że mnie nie cierpieli, ale przy indywidualnych spotkaniach zawsze mówili, że mnie szanują i przebiegało to w pozytywnej atmosferze. Podobnie było w Salonikach. Nie miałem z tym problemu.

Ma pan jakieś ciekawe historie związane z meczem derbowym? 

– Najdziwniejsze derby miałem w Grecji, w ostatniej kolejce ligowej, jak grałem w PAOK-u, przeciwko Apollonowi Kalamarias, a Aris grał z Iraklisem. Tak się zdarzyło, że w ostatniej kolejce były podwójne derby Salonik, a do tego Aris mógł spaść z ligi i Kalamarias. Przez cały tydzień nasi kibice przychodzili to nas i mówili, żebyśmy przegrali ten mecz, żeby spadł Aris, bo to jest najbardziej znienawidzony klub. Podobne relacje jak ŁKS z Widzewem. Ja nie chciałem tego, bo wolałem grać z Arisem w ekstraklasie, bo to fantastyczny mecz dla mnie. Przed samym meczem przyszedł do nas prezes i powiedział, że gramy normalnie i mamy walczyć. Już na początku meczu zauważyłem, że coś jest nie tak, bo nie wszyscy biegali. Prawda jest taka, że tylko ja biegałem, mój kolega w obronie i normalnie grał bramkarz. Reszta zachowywała się inaczej. Dostałem podanie od kolegi z Egiptu i strzeliłem bramkę na 1:0. Nasi kibice gwizdali na mnie, chociaż miałem świetny sezon. Najśmieszniejsze było to, że w przerwie trener mnie zmienił, a byłem najlepszym zawodnikiem. Mój kolega w bramce dwoił się i troił, ale przegraliśmy. Aris przez to spadł z ligi. Pamiętam, że wielu kolegów miało problemy na mieście, a ja mogłem chodzić normalnie i kibice Arisu mnie za to szanowali, że grałem normalnie. Rozumiem niesnaski kibiców i to, że się nie lubią i życzą najgorszego, ale my jako piłkarze wolimy grać właśnie w takich meczach, a nie jak np. na Odrze Wodzisław przy pustych trybunach. 

Wracając do ŁKS-u. Pierwsze wspomnienie nasuwające się na myśl o tym klubie? Grał pan dwa razy w ŁKS-ie – pierwszy raz przez pół roku jako młodych chłopak, a później już na końcu swojej kariery.

– Bardzo pozytywne mam wspomnienia z ŁKS-em. Pierwszy raz na ŁKS-ie byłem jak miałem 17 lat, gdy wracaliśmy z turnieju i zatrzymaliśmy się w klubie, aby zjeść kolację. Było ciemno i wszedłem sobie na stadion. To były dawne czasy i te stadiony wydawały się fantastyczne. Były duże trybuny. Później gdy nie grałem w Legii, to trener powiedział, że będę miał małe szanse na grę i dostałem propozycję wypożyczenia do ŁKS-u. W tym klubie zobaczyłem, że pomimo tego, że kibice się nie lubią to najstarsi sympatycy się dobrze znają. Pamiętam jak szef kibiców Legii przyjechał do Łodzi i się spotkaliśmy. Kibice ŁKS-u od razu bardzo dobrze mnie przyjęli, tym bardziej, że od razu zacząłem strzelać bramki. Była wtedy fajna atmosfera i ten klub bardzo mi się spodobał. Było przyjaźnie, tym bardziej też, że moja żona pochodzi z Łodzi i mam tam rodzinę. Wszystko fajnie skleiło się w całość.

– Gdy powoli myślałem o zakończeniu kariery to sam zaproponowałem Wieszczowi [Tomasz Wieszczycki – przyp. red.], że zagram w ŁKS-ie. Odchodząc z Legii miałem propozycje gry w Ekstraklasie, ale wcześniej dobrze się czułem w ŁKS-ie i wiedziałem, że kibice mnie lubią. Dlatego zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że chciałbym pomóc w awansie i to się udało. To był fajny czas, bo awansowaliśmy do Ekstraklasy, ale niestety później właściciele nie do końca zbilansowali i było jak było. Spadaliśmy z ligi i zaraz klub zbankrutował. Aczkolwiek myślałem, że przy takim zarządzaniu i pieniądzach z Canal+ powinniśmy wyjść do przodu. To już dawne czasy i kto inny liczył i wydawał pieniądze. Ja osobiście wspominam bardzo dobrze ten okres i do dziś sympatyzuję z ŁKS-em, choć jestem kibicem Legii. ŁKS jest u mnie na wysokim miejscu i gdy jestem w Łodzi to staram się zaglądać. 

fot. Małgorzata Kujawka

A jakby pan ocenił ten dzisiejszy ŁKS?

– Widać, że ŁKS się rozbudowuje. My problemy mieliśmy cały czas. Jeżdżę z moją akademią po Polsce i byliśmy niedawno drugi czy trzeci raz na ŁKS-ie. Porównując jak byliśmy trzy lata temu, a teraz to kompleks treningowy wygląda rewelacyjnie. Świetnie miejsce do rozwoju dla dzieci. W bardzo dobrą stronę to wszystko w tym klubie poszło. Jak grałem w ŁKS to musieliśmy jeździć po całej Łodzi i wynajmować boiska. Pamiętam też jedną anegdotę – pewnego dnia mieliśmy trenować na boisku w parku, ale nie było zapłacone i musieliśmy przeskakiwać przez płot. Trener Pyrdoł został przed płotem, bo starszy człowiek nie będzie skakać. Nie wiedzieliśmy jak trener miał prowadzić zajęcia. Wszystko było wówczas problemem. Nie było bramek przenośnych. Ludzie u góry robili co mogli, ale niestety finanse nie wystarczały na taki poziom, który powinien być zagwarantowany. Teraz stadion pięknieje z dnia na dzień, jest akademia i rozwój zawodników idzie w dobrym kierunku, a to jest bardzo ważne. Teraz przede wszystkim trzeba zespół zbudować. W pierwszej lidze inaczej się gra niż w Ekstraklasie. ŁKS przekonał się o tym na własnej skórze, bo to nie jest takie proste. Klub musiał przede wszystkim budować zespół od nowa. Zobaczymy czy teraz uda się awansować. Oby tak się stało. Jeśli uda się awansować to kilku zawodników trzeba będzie wymienić, bo ciężko z takim składem z I ligi, od razu zwojować ekstraklasę. Tamten rok to pokazał. 

Wam też nie udało się utrzymać w 2012 roku.

– My w tamtym sezonie 2011/12 byśmy się utrzymali na spokoju w Ekstraklasie, gdyby trener Probierz został w klubie. Może nawet mielibyśmy szansę włączyć się do walki o puchary. Jak prowadził nas trener Probierz to nikt nie mógł z nami wygrać. Wszystko było poukładane, pomimo tego, że nie było pieniędzy. Trener tak zorganizował wszystko, że jeździliśmy na zgrupowania, dużo było taktyki i to było widać na boisku. Byliśmy nie do zdarcia. Pozwolenie na wyjazd trenera do Grecji spowodowało to, że od razu dostaliśmy 4:0 od Ruchu Chorzów. Pojawiło się rozluźnienie, były zmiany trenerów. Nie ma już co do tego wracać, ale szkoda, bo uważam, że utrzymalibyśmy się wtedy na luzie.

Wydaje mi się, że wtedy zbyt dużo rzeczy działo się wokół klubu, aby można było się skupić na piłce. 

– Trener Probierz to ułożył. To wyglądało tak jak jest obecnie. Skupialiśmy się tylko na treningu. Często trenowaliśmy dwa razy dziennie, mieliśmy obiady normalnie jak wszystkie zespoły Ekstraklasy. Nie trzeba było jeździć jak młodzi chłopcy po galeriach, aby szukać co tu zjeść, bo nie mieli pieniędzy. Mogliśmy skupić się na grze. Mieliśmy zgrupowania u Ptaka w Gutowie praktycznie cały tydzień. Mogliśmy sobie posiedzieć i porozmawiać z trenerem o taktyce, czy pooglądać wideo. Od razu to miało przełożenie na boisko i to było widać. Niestety trener wyjechał i wszystko się skończyło. Po równi pochyłej pojechaliśmy do dołu. 

Trener Probierz rozmawiał z panem o Grecji przed wyjazdem do Arisu Saloniki?

– Nie pamiętam już czy rozmawialiśmy o tym. Wiedziałem, że trenerowi nie będzie łatwo, bo w Grecji mają gorące głowy. Pierwsze mecze się liczą, a za chwilę problem jeżeli człowiek nie pokaże się z dobrej strony. Po drugie to dużo obiecują i często jest problem z pieniędzmi i w tym przypadku chyba tak było. 

Marek Saganowski i Marcin Mięciel, fot. Dziennik Łódzki 

Jakie przeczucia na najbliższe derby? 

– Widać, że ŁKS jest lepszym zespołem i jest wyżej w tabeli. Widzew ma problemy. Wiemy co się dzieje w Widzewie w ostatnich latach – ciągłe zmiany trenerów i wszystko nie idzie tam tak jakby chcieli. Wydawało im się, że z roku na rok będą awanse, a coś tam nie gra do końca. W ŁKS-ie jest zgoła odmiennie. Mieli kilka meczów przegranych, ale wszystko wraca na dobre tory i na pewno ŁKS jest faworytem. 

Na koniec jakby pan mógł powiedzieć co porabia po zakończeniu kariery. Wspomniał pan wcześniej o akademii „Champion”, którą prowadzi z innym byłym zawodnikiem ŁKS-u, Maciejem Bykowskim. 

– Podczas gry w ŁKS-ie jeździliśmy z Maćkiem z dnia na dzień na treningi do Łodzi, bo nie było pieniędzy na zostawanie na noc. Już wtedy myśleliśmy o przyszłości i wpadliśmy na takim pomysł, aby otworzyć swoją akademię. Akademia się rozwija i ma prawie 300 zawodników. Prowadzimy ją od 2013 roku i jeździmy na turnieje po Polsce, ale też za granicę. Pojawiamy się też w Łodzi, bo raz na rok w okresie martwym gdzie nie ma turniejów, przyjeżdżamy całą akademią do klubów. Byliśmy teraz w ŁKS-ie, wcześniej na Widzewie. ŁKS ma bardzo dobre boiska. Przyjeżdżamy na osiem autokarów ze 150 zawodnikami i gramy od rana do wieczora wszystkimi rocznikami. Dla nas to szansa na sprawdzenie się z topowymi zespołami, a dla ŁKS-u to są sparingi. Mamy drużyny na wysokim poziomie i liczymy, że w przyszłości ktoś z naszych podopiecznych będzie grał w piłkę na wysokim poziomie. To nasz najważniejszy cel. 

Coś mi się obiło o uszy, że wrócił też pan do Legii, aby pomóc w akademii? 

– Tak. Legia ma taki projekt indywidualnych treningów dla najlepszych zawodników raz w tygodniu i poprosili mnie, abym był trenerem od napastników. Trener Dariusz Kubicki, który był świetnym obrońcą zajmuje się obrońcami i klub szuka jeszcze trenera dla pomocników. Robimy zajęcia raz w tygodniu dla wyróżniających się zawodników, którzy w przyszłości mają grać w pierwszej drużynie. Pomagamy im w ulepszaniu swoich umiejętności. 

fot. Jakub Kaczmarczyk

Z Marcinem Mięcielem rozmawiał Piotrek. 

Foto główne: Cyfrasport


Fatal error: Uncaught wfWAFStorageFileException: Unable to verify temporary file contents for atomic writing. in /home/platne/serwer15199/public_html/lksfans_nowa/lksfans_nowa/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php:51 Stack trace: #0 /home/platne/serwer15199/public_html/lksfans_nowa/lksfans_nowa/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php(658): wfWAFStorageFile::atomicFilePutContents() #1 [internal function]: wfWAFStorageFile->saveConfig() #2 {main} thrown in /home/platne/serwer15199/public_html/lksfans_nowa/lksfans_nowa/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php on line 51

Warning: Unknown: write failed: Disk quota exceeded (122) in Unknown on line 0

Warning: Unknown: Failed to write session data (files). Please verify that the current setting of session.save_path is correct () in Unknown on line 0