Fortuna 1. LigaPiłka Nożna

Jan Sobociński dla IGol.pl: Pech dla nas się nie kończył

Jan Pęczak z portalu igol.pl przeprowadził wywiad z obrońcą Łódzkiego Klubu Sportowego – Janem Sobocińskim. Młody stoper podczas rozmowy zdradził m.in. jak radził sobie podczas czarnej serii porażek ŁKS-u na początku sezonu w ekstraklasie.

Rozmowa portalu IGol.pl z Jankiem Sobocińskim byłą swoistym podsumowaniem jego dotychczasowej kariery. Młody stoper odpowiedział na te łatwiejesze, ale i trudniejsze pytania, dzięki czemu możemy poznać jego samego, ale i jego pogląd na niektóre boiskowe sytuacje.

Jan Sobociński przez ostatnie sezony występował na środku bloku obrony. Jego początki w piłce to jednak pozycja numer „6”
Zaczynałem na „szóstce” i dopiero potem zmieniono mi pozycję. Było to za trenera Marcina Pyrdoła. Zostałem przeniesiony na którymś z treningów i tam zacząłem grać w kilku meczach.

Janek miał nawet swoją okazję do strzelania goli. Pod wodzą trenera Jarosława Byczkowskiego „Sobotka” był testowany jako napastnik!
Pierwszy raz zdarzyło się to na turnieju w Koszalinie lub Kołobrzegu. Później chwilę grałem też tak w lidze, ale nie do końca to wypaliło, więc zostałem przeniesiony niżej. To też zgrało się ze zmianą rocznika, gdzie grałem już na „szóstce”, i tak już zostało. Potem schodziłem już tylko coraz niżej, aż skończyło się na środku obrony.

Jednym z etapów budowania kariery młodego stopera, było jego wypożyczenie do Gryfa Wejherowo. Jak podkreśla sam Sobociński – to rozwiązanie dało mu naprawdę dużo.
– W dużym stopniu pomogło mi ono w kontekście grania i przygotowania do rywalizacji w pierwszym zespole w Łodzi. Tam graliśmy trójką obrońców, a gdy wróciłem do ŁKS-u, to trener Moskal preferował czwórkę, ale gdy taktyka była taka, że „szóstka” wchodzi między środkowych obrońców, to w zasadzie na to samo wychodziło. Generalnie w jednej i drugiej formacji czułem się dobrze.

Po powrocie z Wejherowa Janek od razu wskoczyć do podstawowego składu ŁKS-u i zagrał naprawdę dobry sezon. Jak jednak zdradza, nie słyszał o żadnej ofercie transferowej po kampanii 2018/19
– Były różne pogłoski, ale nic do mnie nie dotarło bezpośrednio, nie byłem na bieżąco informowany o ofertach. Być może usłyszał coś menadżer, ale mi nie zostało to przekazane, więc w zasadzie tak jak ty słyszałem tylko plotki.

Janek odniósł się również do niechlubnej serii 8 porażek z rzędu, którą ŁKS zanotował już na samym początku poprzedniego sezonu
– Generalnie w ŁKS-ie długo nie było takiej sytuacji, bo przychodził awans za awansem, nie było w zasadzie serii porażek, raz na jakiś czas się tylko przegrało. Na pewno w każdego w jakimś stopniu to uderzyło, bo nie jest codziennością, że przegrywa się osiem meczów z rzędu. Dla każdego zawodnika była to trudna sytuacja, nawet ci bardziej doświadczeni, którzy swoje przeżyli w piłce, to odczuwali. Na treningach cały czas pracowaliśmy tak samo i wiedzieliśmy, że w końcu musi to przynieść jakieś skutki, ale po prostu coś nie szło. Nie wiedzieliśmy też do końca, co to jest, bo trenowaliśmy tak jak w okresie przygotowawczym, gdy wygrywaliśmy mecze, a w ekstraklasie nagle złapał nas kryzys. Trudno znaleźć bezpośredni powód kilku z rzędu porażek i ogólnie słabego sezonu z naszej strony. Na pewno przyczyniły się do tego błędy indywidualne, zarówno te moje, jak i innych zawodników, które powodowały, że bardzo łatwo traciliśmy bramki.

Trener Kazimierz Moskal, żeby nieco odbudować morale swojego młodego stopera na jesienny mecz ze Śląskiem Wrocław mianował go kapitanem drużyny. Janek był jednak takim obrotem spraw zaskoczony
– To była spontaniczna decyzja trenera. Pewnie przemyślana wcześniej, ale ja dopiero dowiedziałem się o niej na odprawie przedmeczowej. Nie uważam jednak, żeby w jakimkolwiek stopniu przyczyniło się to do tego, że później strzeliłem samobója ze Śląskiem. To była po prostu kwestia złego ustawienia. Opaska kapitańska dla mnie była też bardzo fajną sprawą, bo możliwość noszenia jej w tak młodym wieku, grając dla klubu, w którym się wychowałem, była czymś wyjątkowym. Ale w żadnym stopniu nie można powiedzieć, żeby ona w tamtym meczu na mnie ciążyła i że przez nią ten gol samobójczy się przydarzył.

Sobociński bez wątpenia może być uważany za największego pechowaca poprzedniego sezonu. 
– No tak, odczuwałem to. Wiedziałem, że przy samobóju na przykład była to kwestia przypadku, bo gdybym podania nie przeciął, to za mną był i tak bodajże Exposito, więc pewnie i tak strzeliłby gola. Na Legii też przypadkowy karny, ręka została z tyłu i nieszczęśliwie zostałem w nią trafiony. Gdzieś ten pech się dla nas nie kończył. Dopiero po przerwie spowodowanej koronawirusem to ode mnie uciekło i gra wyglądała trochę lepiej niż na początku drugiej rundy czy pod koniec pierwszej.
 
Jako wychowanek ŁKS-u i kibic klubu od najmłodszych lat, Janek nie może doczekać się Derbów Łodzi. A jak to jest z resztą drużyny?
Tak, tak, widziałem. Dla każdego kibica fajną sprawą jest, że derby Łodzi odbędą się już w 2. kolejce, bo dawno ich nie było na takim poziomie. Dla nas, zawodników, też to jest supersprawa, bo znaczna większość piłkarzy z naszej drużyny jeszcze nie zaznała smaku łódzkich derbów i nie wie do końca, jak one wyglądają. My na pewno zrobimy wszystko, żeby ten mecz wygrać, ale chcemy zwyciężać we wszystkich kolejnych spotkaniach. Derby mają swoją stawkę, ale za każdy mecz punkty są przyznawane tak samo i musimy walczyć o to, żeby mecz za meczem wygrywać.

Na zakończenie rozmowy Janek doniósł się do swojego odejścia z ŁKS-u
– Okienko transferowe jest długie i jeśli pojawią się oferty bardzo korzystne, które mogą pomóc w rozwoju zawodnika i dać możliwość spróbowania czegoś nowego, to myślę, że nikt by się nie zastanawiał. W tym momencie jestem skupiony na pracy w ŁKS-ie, wiem, co mam do zrobienia, ale okienko jest długie i może się wszystko wydarzyć. Jak na razie mam ważny kontrakt w ŁKS-ie i cały czas z drużyną pracujemy, bo musimy wrócić do elity.

Całą rozmowę z Jankiem znajdziecie klikając w LINK

fot. Artur Kraszewski