Kibice

Relacja z wyjazdu do Zabrza

W Zabrzu zameldowaliśmy się w 860 ludzi, pociągiem specjalnym.

Po przerwie na reprezentację przyszedł czas na powrót na wyjazdowy szlak. Czekała nas wyprawa na Górny Śląsk do Zabrza, gdzie w przeszłości bywaliśmy wiele razy, ale od naszej ostatniej wizyty minęło już 10 lat i przez ten czas postawiono tam nowy stadion, a właściwie 3/4 stadionu (złośliwi twierdzą, że dodać naszą trybunę to by powstała całość). Niedzielny termin sprzyjał, więc został zorganizowany na ten wyjazd pociąg specjalny. Ostatni raz specem jechaliśmy do Warszawy na wiosnę 2012 roku, więc trochę czasu minęło, ale i również My przeszliśmy długą drogę przez ten okres tułając się przez dłuższy czas po miejscowościach do których nie dość, że pociąg nie dojeżdża to w ogóle trudno je było znaleźć na mapie. Wyprawy specami zawsze sprzyjały ŁKS-iackiej integracji, oczywiście wszystko w granicach rozsądku, wszak główny cel wyjazdu to kibicowskie pokazanie się. 

Zapisy były rozłożone na 3 dni i zapowiadał się najliczniejszy w tym sezonie wyjazd. Zbiórka na Kaliskim, skąd wystartowaliśmy pociągiem w stronę Górnego Śląska. Warto też nadmienić, że pierwszy raz w historii jechaliśmy wagonowym składem, a nie „żółtkiem”, jak to bywało wcześniej, więc warunki podróży mieliśmy dobre. Po 3,5 godzinach jazdy dojechaliśmy na stację w Zabrzu. Stamtąd około półgodzinny marsz na stadion Górnika. Tam zaczęły się jedyne problemy, jakie napotkały nas na tym wyjeździe…

Słyszeliśmy wcześniej, że niejedna ekipa miała problemy w Zabrzu na wejściu z pojebaną ochroną a szczególnie kierownikiem d.s. bezpieczeństwa, niejakim Milewskim, z którym i gospodarze mają mocno na pieńku. Więc zaczęło się od tego, że na wejściu odbierane były rozdane wcześniej peleryny „bo oprawa nie została zgłoszona”, a skończywszy na tym, że nie została wpuszczona flaga „Łódź Naszym Miastem ŁKS Naszym Życiem” „bo flaga jest za długa i nie spełnia norm”. Wszelkie próby negocjacji kończyły się fiaskiem. Zresztą co się dziwić, skoro typ jest starym UB-ekiem. Aż dziw, że tacy „ludzie” jeszcze funkcjonują w przestrzeni publicznej. W międzyczasie kilkanaście osób zostało na wejściu zawiniętych za różne sprawy, nie wspominając też o powolnym wpuszczaniu. Tak więc mimo tego, że pod stadion przybyliśmy z dobrym zapasem czasowym, ostatnie osoby na sektor weszły jak mecz już dobrze trwał. 

Nowy stadion Górnika robi dobre wrażenie, chociaż widoczny jest brak jednej trybuny, a w tym miejscu stoi stara trybuna kryta, która na starym stadionie wyróżniała się dobrym standardem, a przy obecnych trybunach jest po prostu malutka. Nic tylko czekać aż u Nas zakończą budowę pozostałych trybun. My na sektorze gości powiesiliśmy flagi „Troublemakers” oraz „Forza ŁKS”. Byli też z nami tego dnia „Nowy”, „Bronek”, „Pieprz” i „Bastek”. Zawisły także flagi naszych tyskich Braci „Sektor Gości” oraz wizytówka „ChMS”. Po wejściu wszystkich rozpoczęliśmy doping rozpoczynając od „pozdrowień” dla głównego sprawcy całego zamieszania przy wejściu. Z racji sporej naszej liczby i dobrego nastawienia do dopingu, był on w naszym wykonaniu dobry. Prócz ŁKS-iackich piosenek nie omieszkaliśmy „pozdrowić” pewną koalicję, naszą była zgodę, czy też pewne służby. W drugiej połowie po strzelonej dla nas bramce doping się jeszcze bardziej wzmógł, a przez pewien czas dopingowaliśmy bez koszulek. Wkrótce po tym nasz sektor rozświetliły race. Wszystko to w akompaniamencie dobrej zabawy oraz w asyście biało-czerwono-białych machajek. 

Niestety Górnikowi udało się wyrównać, z jednej strony dobrze, że udało się dowieźć do końca remis na wyjazdowym terenie, bo Górnik ładnie pod koniec cisnął, ale też i szkoda, bo już w doliczonym czasie gry mieliśmy piłkę meczową i mogło to się zakończyć naszym zwycięstwem. Ale tak czy tak, po końcowym gwizdku podziękowaliśmy piłkarzom za ten punkt i za walkę, szczególnie mając w pamięci jeszcze niedawną serię 8 porażek z rzędu. Trzeba walczyć dalej i nie poddawać się.

Trochę czasu minęło, zanim opuściliśmy sektor. W końcu otworzyli bramy i ruszyliśmy w stronę dworca. Droga przebiegła spokojnie. Po jakimś czasie byliśmy już na peronie, gdzie chwilę wcześniej podjechał nasz pociąg. Wsiedliśmy i po kilku minutach ruszyliśmy w drogę powrotną. Powrót do Łodzi trwał 3,5 godziny. Po drodze (głównie podczas przejazdu przez większe stacje) płonęło jeszcze trochę rac i innego piro (zresztą w drodze do Zabrza również). Przed godziną 1-wszą zakończyliśmy wyjazd na Kaliskim, skąd rozjechaliśmy się na swoje rewiry.

Czas na krótkie podsumowanie: w Zabrzu stawiliśmy się w dobrej liczbie 860 głów, w tym wsparcie 80 tyszan oraz delegacji Lecha (7-10 osób) i 3 fanów Zawiszy. Gdyby nie problemy przy wejściu to był by to bardzo udany wyjazd, a tak to był udany. W sumie jeszcze do pełni szczęścia zabrakło 3 punktów. Przed nami w tym roku jeszcze 3 wyjazdy (zakładając, że komisja ligi nic nie wymyśli), więc warto kontynuować udaną wyjazdowo rundę. W końcu nie na darmo jesteśmy Kibolską Ekstraklasą.