Kibice

Jesteśmy zawsze tam! – Wisła Kraków

Przed nami wyjazd na Wisłę, kolejny już w historii. Przypomnimy tutaj jak jeździliśmy na tą stronę Błoń w latach 90-tych i tych bardziej współczesnych, a także kilka opisów jeszcze z lat 80-tych we wspomnieniach starszych kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego.


17.10.1981 r. Około 50 osób i 2 fanów Polonii Bytom. Wisła, z którą była zgoda chciała lać Polonistów, ale zdecydowana postawa naszych skutecznie ich od tego odwiodła.

14.04.1984 r. Ok 50 osób (pierwszy wyjazd po zerwaniu zgody, kilka razy liczniejsza Wisła pali wrotki przed meczem)

12.08.1989 r. Pojechałem na ten mecz z trzema koleżkami. Mieliśmy jeszcze zamiar zaliczyć koncert. Spotkaliśmy jeszcze „Piaska” i było nas 5. Nie ujawniliśmy się. Wisła na meczu zrobiła fortel. Z dwóch flag zrobili flagę ŁKS-u i stanęła nad nią grupka, która zaczęła krzyczeć „ŁKS”. Zdziwieni, ale poszliśmy w ich stronę. Jednak im bliżej, to patrzę, nikogo nie znam z tej grupy, chociaż z daleka mi się wydawało, że był tam „Przędzel”. Ale jednak ostatecznie postanowiliśmy do nich nie podchodzić. A po chwili tamci z powrotem z flagi ŁKS-u zrobili flagę Wisły.

11.05.1991 r. 30-40 osób.

17.10.1992 r. Jechaliśmy pociągiem z Fabrycznego do Katowic, gdzie przesiedliśmy się w osobówkę do Krakowa. W Katowicach 2 osoby zostały zawinięte za sprayowanie, ale później puszczeni i na mecz dojechali PKS-em w przerwie meczu. Natomiast reszta pod stadion dotarła spóźniona 20 minut. Na stadionie Wisły zameldowaliśmy się w prawie 100 osób. Z naszej strony zajebisty doping mimo, że non stop coś siąpiło z nieba. W drugiej połowie „Wieszczu” dał koncert gry i wygraliśmy 3:0. Po meczu męty dwoma lodówami zawiozły nas na dworzec, skąd „Olsztynem” wracaliśmy do miasta Łodzi. W pociągu wielkie suszenie ciuchów. Konkretnie przemokliśmy na meczu. Nie było żadnych problemów ze strony kanara i o 2 w nocy zakończyliśmy ten wyjazd na Kaliskim.

15.06.1994 r. Nie spodziewaliśmy się dużej frekwencji z naszej strony. Był to ostatni w sezonie wyjazd, na dodatek w środę a ludzie żyli już wyjazdem do Warszawy na finał pucharu Polski. Zebrało się nas na Fabrycznym 25 osób. Kanar od razu stwierdził, że nie pojedzie z nami i miejsc w przedziałach długo nie zagrzaliśmy, bo usunęła nas z nich policja. Mundurowym nie chciało się zbytnio jechać. My do nich stwierdziliśmy, że odpuszczamy. Tamci więc zadowoleni, że nie będą musieli z nami jechać, zawinęli z dworca. Od nas faktycznie połowa ludzi odpuściła sobie, więc ci co się zdecydowali zdążyli jeszcze pojedynczo wsiąść do pociągu. Ruszyliśmy w sile 12 osób. Kanar jednak okazał się ugodowy i tym pociągiem bez przygód dojechaliśmy do Krakowa. Na Głównym przywitało nas kilka osób z Cracovii i trzech naszych, którzy bawili z „Pasami” od dnia poprzedniego. Poszliśmy do jakiejś knajpy. Później pokręciliśmy się trochę po Rynku i pod Wawelem. Dotarła jeszcze jedna osoba od nas. Na Rynku zbierała się Cracovia, by nas wspomóc na Wiśle. Zebraliśmy się w około 200-osobową grupę, w tym nasza 16-tka. Z Cracovią było jeszcze 5 fanów Tarnovii Tarnów. Do meczu było jeszcze trochę czasu, więc Cracovia postanowiła urządzić polowanie na Wiślaków jadących autobusami na stadion. Łupem padło około 15 szali, a ich właściciele byli konkretnie obijani. Pod stadionem Wisły pogoniliśmy jeszcze kilka osób i znaleźliśmy się przy wejściu od strony miejscowych, gdzie prawie byśmy stali się posiadaczami flagi na kiju, ale nas szybko otoczyli mundurowi i zaprowadzili pod wejście na nasz sektor. Na mecz weszliśmy 10 minut po jego rozpoczęciu. ŁKS nie miał problemów z pokonaniem spadkowicza 2:1. Na 15 minut przed końcem opuściła nas Cracovia, natomiast tuż przed końcowym gwizdkiem zostaliśmy zapakowani do radiowozów i odwiezieni na dworzec. Po kilkunastu minutach ruszyliśmy w drogę powrotną. Po chwili okazało się, że wracamy z tym samym kanarem, z którym jechaliśmy do Krakowa. Tym razem na wiadomość, że nie mamy żadnych pieniędzy stał się mocno nerwowy. Straszył nas policją. No i faktycznie ich wezwał. Stali w Tomaszowie. Część się pochowała, a reszta została wyrzucona. Chłopaki jednak zdążyli uciec na koniec pociągu, gdzie wsiedli z powrotem. Jak już wjeżdżaliśmy na Fabrycznym zobaczyliśmy kolejnych mundurowych. Wysiedliśmy więc sobie z drugiej strony.

29.09.1996 r. Tym razem jechaliśmy na wyjazd w pucharze Polski. Wyjechaliśmy w 60 osób z Fabrycznego bez policji. Jednak trafiliśmy na przybitego kanara, który wezwał policję, która stała w Piotrkowie i połowa grupy zaliczyła wypad. Reszta pojechała dalej i do Krakowa udało im się dojechać. Z grupy, która wyleciała 10-ciu osobom udało się wbić do PKS-u, którym też udało się dojechać do Krakowa, zaś pozostali wrócili do Łodzi. Tak więc, na Wiśle było nad 40-tu. Na meczu w drugiej połowie Wiślacy konkretnie dymili z policją. Niewiele brakowało, aby dostali się do naszego sektora. Piłkarze przegrali i odpadli z pucharu Polski. Powrót z Krakowa pociągiem bez przygód.

17.11.1996 r. Wiślakom za awanturę na meczu pucharowym z nami zamknięto stadion na 1 mecz. I dziwne, że od meczu pucharowego minęło już trochę czasu, a stadion akurat musieli zamknąć na mecz ligowy z nami. Tak więc odpadł nam ten wyjazd.

21.03.1998 r. Wiślacy w zimę po przejęciu ich przez „Telefonikę” poczynili konkretne wzmocnienia. Co prawda na jesień grali jeszcze za słabo, żeby liczyć się na wiosnę w walce o mistrzostwo, ale wszystko na to wskazywało, że kolejne sezony będą należeć właśnie do nich. Na wyjazd zbieraliśmy się na ŁKS-ie, skąd w 8 dych wyruszyliśmy tramwajem na Fabryczny. Dojeżdżając na nasz przystanek dostaliśmy cynk, że tramwajem ul. Kilińskiego jadą widzewiacy, którzy wcześniej trafili jedną osobę od nas. Akurat tramwaj stał na przystanku. My mieliśmy ponad 100 metrów do przebiegnięcia, zaczęły latać kamienie i zanim dobiegliśmy na szczęście dla tamtych tramwaj ruszył. Jednak po następnych 100 metrach znowu stanął (tamci prawdopodobnie zaciągnęli hamulec). Została wybita tylnia szyba, jednak u nas trochę niezdecydowania, gdyż najechało się sporo policji i tamci pojechali dalej. 3 osoby zostały skręcone. 2 osoby zwiały z radiowozu, kiedy próbowaliśmy ich odbić. Wyruszyliśmy pociągiem w około 130 osób. Wraz z nami 4 nowych zgodowiczów z Olsztyna. Policja chodziła po przedziałach i sprawdzała wszystkim, czy czasem nie mają na nadgarstkach śladów od kajdanek. W ogóle psy na tym wyjeździe były mocno upierdliwe. Wsiadła „Renoma” i większość osób podostawała kredyty. Do Krakowa dojechaliśmy na 5 godzin przed meczem. Dotarliśmy pod stadion. Dojechało 5 ziomków z Tychów. Akurat kręciła się telewizja, która robiła jakieś przedmeczowe wywiady. Kilka osób się wypowiedziało. Weszliśmy na stadion, dojechały jeszcze osoby autami i było nas około 150. Mecz niestety przegrany i opuściliśmy fotel lidera. Po meczu policja ładuje nas do podstawionego autobusu, którym zostaliśmy zawiezieni na jakąś stację za Krakowem. W autobusie wesoło, gdyż miał problemy z podjechaniem pod górkę. Już chcieliśmy wysiadać, by go popchać, ale w końcu ujechał . W drodze powrotnej do Łodzi sporo problemów z łódzkimi psami, które mocno prowokowały. Kilkanaście osób bez powodu zostało pobitych, męty puszczały do przedziałów gaz, oraz nas wyzywali. Wyjazd ten zakończyliśmy na Fabrycznym o 20.45.

22.05.1999 r. Niestety nie dane nam było pojechać na wyjazd do Krakowa na Wisłę. Po słynnym rzucie „Miśka” (na „60” metrów ;)) działacze w Krakowie podeszli bardzo restrykcyjnie do kibiców. Wysokie ceny biletów, zakazy dla wielu kibiców, no i zakaz wpuszczania przyjezdnych. Efektem tego była niska frekwencja na meczach drużyny, która bądź co bądź szła po mistrzostwo. Mecz miał niejako pewną symbolikę. Stary, jeszcze aktualny Mistrz Polski, przekazywał berło nowemu mistrzowi. Szkoda tylko, że odbywało się to w takich okolicznościach, kiedy nasza drużyna zamiast walczyć o powtórzenie sukcesu sprzed roku była w rozsypce. Jednak w pojedynku starego mistrza z nowym padł niespodziewany remis.

2.10.1999 r. Odpadł nam ten wyjazd gdyż cały czas nie wpuszczani tam są przyjezdni.

26.05.2007 r. Był to ostatni wyjazd w sezonie 2006/07, w którym po 6 latach wróciliśmy do ekstraklasy. Mecz o pietruszkę, mimo to zorganizowany został spec, którym wyruszyło 220 osób. Ogólnie atmosfera w pociągu melanżowa, na początku i końcu pociągu płonęły grille. W Krakowie na dworcu problemy z psami, które wlepiły trochę mandatów i zatrzymały 2 osoby. Istniało prawdopodobieństwo, że zostaniemy cofnięci, jednak ostatecznie podstawionymi autobusami dojechaliśmy pod stadion spóźnieni kilkanaście minut. Wchodziliśmy do końca 1 połowy. Ogólnie wraz z tymi co przyjechali autami było nas 293, w tym 13 tyskich. 10 osób zostało pod bramami. Załoga z 3 aut nacięła się po drodze na Zagłębie Sosnowiec i stracili barwy. Na meczu nic specjalnego się nie wydarzyło. Mieliśmy 3 flagi, trochę dopingu i bezbramkowy remis. W drodze powrotnej cały czas żegnaliśmy sezon. Ponownie zapłonęły grille, polało się trochę piwa, była też walka na wodę pomiędzy przedziałami.

4.05.2008 r. Został zorganizowany pociąg specjalny. Z tej opcji skorzystało około 300 osób. Reszta wolała wozić dupę autami. Podróż pociągiem przebiegła spokojnie. Wysiadka na Mydlnikach, skąd ekipa pociągowa podstawionymi autobusami podjechała pod stadion. Dołączyło do nas 7 ziomków z GKS-u Tychy. Dojeżdżali też samochodowi. Wejście na stadion bez większych ciśnień i w miarę sprawne. Na sektorze wywieszamy flagę „Ultras ŁKS Łódź”. W pierwszej połowie zaprezentowaliśmy oprawę: sektorówkę z lwem trzymającym megafon. Na górze sektorówki napis „ULTRADŹWIĘKI”, na dole „1908 DECYBELI”. Oprawa została przygotowana przez młodych ultrasów. W pierwszej połowie konkretne zaskoczenie na boisku, bo oto kandydat do spadku konkretnie punktował mistrza Polski, dzięki czemu na naszym sektorze konkretna zabawa i super doping. Do przerwy prowadzimy 2:0. W przerwie meczu dołączyło 60 z Resovii, którzy dosłownie zajrzeli na swój mecz w Wolbromiu i postanowili pojechać na nasz mecz. Niemal do końca ważyło się, czy zostaną wpuszczeni, czy nie, ale ostatecznie dzięki interwencji SK Wisły, Resoviacy na mecz weszli. Ostateczna liczba na sektorze dla przyjezdnych to 411 ŁKS-iaków+60 Resovia+7 Tychy. W drugiej połowie na boisku Wiślacy wzięli się za robotę, czego efektem był nokaut naszych piłkarzy, którzy stracili 5 bramek. Podróż powrotna przebiegała spokojnie, nie licząc kilku drobnych imprezek.

8.11.2008 r. Nas 430+dobre wsparcie ze strony Resovii, którzy przyjechali w 360 osób. Do tego po 3 ziomków z Tychów i Zawiszy. Na meczu dobry doping z naszej strony oraz łączona z Resovią oprawa. Na powrocie przed Siewierzem psuje się 1 z autokarów i nasi musieli czekać 3 godziny na zastępczy pojazd.

14.04.2012 r. Ruszyliśmy 2 autokarami i autami. Na meczu powiesiliśmy 6 flag, machaliśmy też 6 flagami na kijach oraz kilka banderi. Nasza liczba to 285 osób+14 tyskich+1 osoba z Resovii.

Autor: Galernik1908